Szła
powoli, co chwile przystawała, by usiąść na ławeczce, albo oprzeć się o drzewo.
Przechodni patrzyli na nią, jak na obłąkaną, ale ona nie zaprzeczała. Tak się
czuła. Jej ciało jej nie słuchało. Szła, jak zaklęta, do miejsca, którego
nienawidziła. Gdy ujrzała zarys swojego dawnego domu, wiedziała, że teraz już
nie odwrotu. Z trudem powstrzymywała łzy, które coraz mocniej chciały wydostać
się na zewnątrz. Bała się, czuła lęk, lecz wiedziała, że musi to zrobić, podjąć
odpowiednią decyzję. Zacisnęła mocno pięści, a następnie ruszyła przed siebie.
Dotarła do drzwi wejściowych, nacisnęła za klamkę i …
***
Gdy
siedziała na balkonie, w swoim mieszkaniu, zaczęła się zastanawiać, jak sobie
poradzi, czy uda jej się wychować dziecko i czy, najważniejsze, wybaczy swojemu
ojcu za czyny. Chwyciła kubek herbaty, patrząc na piękne wieczorne słońce.
Wzięła łyk napoju, a następnie usłyszała, że ktoś dzwoni do domu. Była
zdziwiona tym faktem, więc niepewnie zaczęła iść w stronę drzwi. Otworzyła
drzwi i ujrzała stojącego mężczyznę, ubranego w elegancki, drogi garnitur.
- Witam! – ukłonił się lekko –
Mam na imię Richard Buchanen. Jestem agentem ubezpieczeniowym, mam dla pani
niesamowitą ofertę, czy mogę wejść i ją przestawić? – Erza odetchnęła z ulgą.
Na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
- Przykro mi, ale mam już umowę z
jedną firmą ubezpieczeniową, więc podziękuję. – Już chciała zamykać, gdy nagle
zobaczyła błysk jakiegoś przedmiotu.
- A mamy ubezpieczenie na życie?
– mężczyzna uśmiechnął się szeroko, po czym pokazał, że coś ma torbie,
wymierzonego prosto w dziewczynę. Erza
zagryzła zęby, chciała szybko zamknąć drzwi i jakoś uciec, ale nagle
przypomniała sobie.
- Dziecko. – Dotknęła brzucha. – Proszę wejść… - rzekła drżącym
głosem. Przepuściła Richarda, by mógł wejść do środka. Od razu skierował się w
stronę salonu, gdzie usiadł wygodnie na kanapie. – Mogę wiedzieć, czemu
zawdzięczam tę wizytę? – gdy już zamknęła drzwi, wiedziała, że nie ma jak
uciec.
- Aaa, nie jesteśmy pewni, co do
panienki Heartfilii, czy przyjdzie. – Wyjaśnił jej mając perfidny uśmiech na
twarzy.
- Znowu ona! – Erza była wściekła, że już po raz drugi naraża życie
jej rodziny. – A dlaczego ja?!
- Bo jest w ciąży, z człowiekiem,
który uratował życie panience Lucy.
- Herbaty? – zapytała nastawiając
wodę w czajniku.
- A chętnie. Mogę powiedzieć pani
coś szczerze? – zapytał niespodziewanie Erzę.
- Oczywiście. – Nie pozostało jej
nic innego, jak tylko się zgodzić.
- Nie chcę pani skrzywdzić. Nie
lubię zabijać, ale mam dług u NIEGO. Dlatego proszę niczego nie robić, dopiero
wtedy, jak rozkażą panią zabić, to… proszę mnie zastrzelić. – Erza z wrażenia
wypuściła szklankę na podłogę. Szybko zaczęła zbierać kawałeczki szkła z ziemi,
by wyrzucić je do śmietnika.
- Nie wiem czy będę wstanie. –
Próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie.
- Będzie pani musiała być. – To była jedyna droga.
***
Dwóch
strażników prowadziło jakiegoś mężczyznę, do miejsca, w którym rzekomo parę dni
temu zginął Cobra. Gdy tylko doszli na miejsce, zauważyli, że dyrektor
placówki, już czeka na więźnia.
- Pan Jose Porla? – zapytał się
czarnowłosy mężczyzna.
- Tak. – Odpowiedział niepewnym
głosem, były Komisarz Główny Phantom Lord. – Ma pan do mnie jakąś sprawę?
- Oczywiście, że tak. Czy wie pan
kim jest Acnologia? – zapytał z uśmieszkiem na twarzy dyrektor.
- A pan to się nie przedstawi? –
Porla rozsiadł się wygodnie na krześle, udając lepszego od innych.
- Mam na imię Mackbet Orasion. A
teraz dostanę odpowiedź?! – ponowił pytanie, tym razem ostrzejszym i
groźniejszym tonem.
- Oczywiście, że wiem. Przecież
służył z moim ojcem. A co?! Chcecie mi
zapłacić za milczenie?! – nie znał tamtego człowieka i nie mógł wiedzieć, że to
będą jego ostatnie słowa. Makbet wyjął jakiś przedmiot za pasa. Okazało się, że
jest to pistolet z tłumikiem. Zanim Jose zdążył cokolwiek zrobić, już leżał
martwy w sali rozmów.
- Czasami lepiej milczeć, bądź
kłamać. – Rzekł Orasion do zwłok.
- Panie Midnight, co z nim
zrobić?! – do pomieszczenia weszło dwóch strażników.
- Czy ja nie mówiłem, że przy
ludziach, masz mnie nazywać MACKBET! – ten przerażający wzrok i głos. Oboje
strażnicy lekko ukłonili się w wyrazach przeprosin. – Dobrze, że tu nie ma
nikogo żywego. Tylko ciekawe … Dlaczego dopiero teraz kazali nam go zabić?
***
Gajeel
czekał, o umówionej godzinie na człowieka, który miał mu wyznać prawdę… Wciąż
rozglądał się dookoła siebie, jednak widział tylko, co jakiś czas przechodzącą
zakochaną parę, albo dzieci wracające do domu, po szkole. Nagle zauważył czarną
limuzynę, z której wysiadał mężczyzna w starszym wieku. Ku zdziwieniu
policjanta, szofer podstawił Brainowi wózek inwalidzki, na którym usiadł, nie
stawiając nogi na ziemi. Zaczął jechać w stronę Redfox, którego nachodziły
coraz większe wątpliwości w związku z poznaniem prawdy.
- Witam. – Powiedział niespodziewanie
pan Orasion. – Zapewne pan Gajeel Redfox?
- Tak, miło mi pana poznać. –
Wyciągnął ku niemu rękę. Nie przyjął jej.
- Nie okłamuj ani mnie, ani
siebie. Zbyt wiele lat żyję na tym świecie, żeby się pomylić, co do człowieka. Wiem,
że mnie z całego serca nienawidzisz i wcale ci się nie dziwię. Sam siebie
nienawidzę, dlatego, jak tylko zadzwoniłeś, zdecydowałem się wyznać swoje
grzechy. – Wyjął z kieszeni chusteczkę i otarł nią oczy. – Na starość się
żałuje, a ja wiele rzeczy zrobiłem, których dziś nie mogę sobie wybaczyć. Jedną
z nich jest twój ojciec.
- Co zrobiliście z moim ojcem? –
w końcu zdobył się na odwagę by coś powiedzieć. – Dlaczego i po co to wszystko
było?
- Dla tego cholernego dokumentu,
którego Acnologia, a raczej Acnologia Drugi nie może zdobyć!
- Jak to Acnologia Drugi? –
Gajeel nie spodziewał się, że coś takiego usłyszy od tego człowieka.
- Opowiem ci sporo, ale masz mnie
wysłuchać i nie przerywać. Acnologia to był mój kompan i to jemu służyłem
podczas Wielkiej Smoczej Wojny, ale po jego śmierci nic nie było takie samo.
Ten jego synalek tak naprawdę zniszczył wszystko, cały nasz dorobek, a ten
dokument… to przekleństwo, a nie bogactwo. A twój ojciec…. Potrzebowaliśmy
szpiega w FBI, a najlepiej się do tego nadawał Metalicana Redfox, bo … miał
ukochaną matkę, którą za wszelką cenę pragną chronić. Wykorzystaliśmy to. Dwa
razy. Raz gdy miał zostać wtyką, a dwa gdy miła ich zabić…
- Kogo?
- Człowieka, który był
wszystkiemu winien…
Czternaście lat temu
7 czerwca X770 roku
Ujrzał stojącego przed jego domem
Braina Orasion. Już wtedy wiedział, że z tej wizyty nie wyniknie nic dobrego.
Nie mógł nic zrobić, był świadomy tego, że czeka go zadanie, trudne zadanie.
Westchnął ciężko, a następnie ruszył przed siebie, tworząc na swojej twarzy sztuczny
uśmiech.
-
Witam! – powiedział, gdy tylko doszedł do stojącego mężczyzny. – Co pana tu
sprowadza?
-
Dzień dobry. – Wyjął z kieszeni pudełko
z cygarami, które nie były najtańszej roboty. – Sprowadza mnie tutaj ostatnia
pańska robota w karierze szpiega.
-
Ostatnia? Chyba, że chcecie mnie za chwilę zabić? – zadrwił Metalicana, jednak
był świadomy, że w jego słowach jest sporo racji.
-
Acnologia nie lubi bez sensu zabijać, a szczególnie swoich pupilków. Gdyby nie
ty pewnie złapali by naszego kochanego szefa wiele razy. – Zaczął buszować po
kieszeniach szukając czegoś. Metalicana wiedział, o co mu chodzi. Włożył rękę
do lewej kieszeni i wziął do ręki zapalniczkę, którą podał mafiozie. –
Dziękuję. – Odpowiedział grzecznie, a następnie zapalił cygaro. – Chcemy byś
coś zrobił. Masz zabić pewnego człowieka i tylko to nam wystarczy. Masz to
zrobi, gdy będzie jechał niedaleko południowej granicy miasta, tuż przy morzu.
Jest tam niebezpieczny zakręt, więc … wiadomo, o co chodzi. W twoim domu, czeka
na ciebie mały prezent. Wykorzystaj go, a potem wrzuć do morza, po tym …
będziesz miał spokój. Masz to zrobić dzisiaj!
– Pomachał do niego, gdy za rogu wyjechał czarny Mercedes, który miał go
zabrać. – Obyśmy się nigdy więcej nie zobaczyli. – Wsiadł do auta i odjechał.
-
CHOLERA! – wrzasnął Metalicana wchodząc do domu. Już będąc w progu, złapał
pierwszy przedmiot, który napotkał i rzucił nim o sąsiednią ścianę. Spojrzał na
paczkę, która leżała na podłodze, zaraz przy kuchni. Podszedł do niej i
rozpakował ją. Jego oczom ukazała się strzelba snajperska, a obok niej zdjęcie
mężczyzny. – Niemożliwe. – Z wrażenie o mało, nie upuścił jej z rąk. Nie chciał
tego robić, ale nie miał wyboru. –
Hahahaha!!! – zaczął się głośno śmiać.
-
Tato, co się stało? – ze schodów zszedł mały Gajeel, który niedawno co wrócił
ze szkoły.
-
Muszę wrócić na chwilę do pracy, poczekasz na mnie? – podszedł do chłopca i
pocałował go w czoło. Gajeel kiwnął
głową. – Jadłeś coś?
-
Tak, babcia zrobiła mi kanapki. – Starsza kobieta tak bardzo pokochała to
dziecko, że nie liczyło się dla niej nic innego. Nie ważna była choroba czy
ból. Kochała małego Gajeela, tak samo jak swego synka.
-
Dobra to ja idę, a ty wracaj do nauki. – Zapakował szybko broń, a następnie
wyszedł z mieszkania. Wsiadł do samochodu i pojechał na wskazane miejsce. Nie
było je trudno znaleźć, gdyż często telewizja pokazywała ten zakręt, przez
wzgląd na duży wskaźnik śmiertelnych wypadków.
Minęło pół godziny. Wciąż czekał, a
żaden samochód nie jechał. Jednak cały czas był w stanie gotowości. Chciał to
już mieć za sobą, chciał po prostu wrócił do matki i synka. Nagle za rogu
wyjechało auto. Przygotował się do strzału. Zaczynał namierzać cel. Spostrzegł,
że mężczyzna wiezie ze sobą całą rodzinę, żonę i córkę. Na chwilę zawahał się.
Wystrzelił. Sam nie wiedział kiedy, sam nie wiedział jak. Ze łzami w oczach
widział przerażone twarze dziewczyn, gdy patrzyły na ciało ukochanego męża i
ojca, a potem już tylko spadały, prosto do morskiej głębimy. Wyjął z kieszeni zdjęcie „celu”, drżącymi
rękoma podarł je i wyrzucił na wiatr. Strzelbę wziął ze sobą, a wracając do
domu, wyrzucił ją.
-
Krew… na rękach mam krew. – Spojrzał na swoje dłonie. Wrócił do domu i szybko
poszedł do łazienki obmyć się. Tarł ręce tak mocno jak tylko mógł, ale wciąż
widział czerwoną ciec, której nie sposób było się pozbyć. – Zawsze będę ją miał
na swoich dłoniach.
13 luty X785 roku
Gajeel
siedział słuchając z niecierpliwością opowieści człowieka, który kazał jego
ojcu zabijać. Pomimo tego, że usłyszał tak okrutną prawdę, nie chciał zabijać
Braina. Wiedział, że nic mu to nie da, a on sam nie chciał się stawać
mordercą. Jednak wciąż miał pytania, a
na jedno bał się poznać odpowiedzi.
- Kogo wtedy zabił mój ojciec? –
odetchnął z ulgą, gdy wreszcie odważył się zapytać.
- Gareth McGarden, był
człowiekiem, który zwerbował Dragon Slayerów i nimi przewodził.
- McGarden? – zapytał głośno. Z
kimś kojarzyło mu się to nazwisko, nagle przerażonym wzrokiem spojrzał na
starszego mężczyznę. Pamiętał Levy, ale nie mógł uwierzyć. – Jak miała na imię
dziewczynka?
- Chyba … Levy… Tak mi się zdaje.
- Niemożliwe … - złapał się za
głowę. Nie wiedział, czy to jest tylko przypadek, czy tej dziewczynie rodziców
odebrał ojciec Gajeela. – Będę musiał do niej pójść i … przeprosić.
- Zgaduję, że masz sprawy do
załatwienia, ale jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której ci muszę powiedzieć.
– W rozmyślaniu przerwał mu Brain, który pragnął jedynie wyspowiadać się komuś
ze swoich grzechów. – Proszę.
- Mów.
Siedem lat temu
7 lipca X777 roku
Metalicana Redfox siedział, co
chwilę biorąc ogromny łyk wódki. Cały dzień szło za nim dziwne przeczucie, że
dzisiaj jest ostatni dzień jego życia. Nie wiedział, co ma robić, dlatego
wysłał Gajeela na wycieczkę. Jego matka zmarła parę tygodni wcześniej, z
wycieńczenia i ze starości, chociaż był szczęśliwy. Żyła ona o wiele dłużej niż
ktokolwiek się spodziewał. Lekarze dawali jej miesiące, ona przeżyła lata.
Puk, puk
Usłyszał pukanie do drzwi. Wstał i
podszedł by je otworzyć. Ku jego zdziwieniu osobą, która przyszła mu z wizytą, był
Brain Orasion, którego nie widział od siedmiu, długich lat.
- Nie
zrobię niczego. – Odparł Metalicana zanim Brain zdążył cokolwiek powiedzieć.
-
Acnologia nie żyje. Od siedmiu lat. – Ta wiadomość zaskoczyła Redfox tak mocno,
że stanął jak wryty i tylko patrzył na członka mafii. – Jednak jego syn,
przejął po ojcu stanowisko. Prosi, bym cię zawiózł na spotkanie z nim.
-
Nie! – był uparty. Wiedział, że z tego spotkania nie wyniknie nic dobrego.
-
Zabijemy Gajeela. – To było nieuniknione. Zawsze posiadał słabe punkty. Zawsze
miał słabość, która nie pozwoliła mu zaznać spokoju.
-
Pójdę, ale nic więcej nie zrobię. – Wziął kluczyki, zamknął dom i poszedł za
mężczyzną.
Jechali w nieznane Metalicznie
miejsce. Jednak z czasem zaczął on rozpoznawać to miejsce, ten zakręt. Nagle
zatrzymali się, tuż nad przepaścią. Od siedmiu lat ta droga była zamknięta,
gdyż policja uznała, że zbyt często zdarzają się tu wypadki.
- Co
tu robimy? Gdzie nowy Acnologia? – cały czas zadawał pytania, ale nie mógł
uzyskać odpowiedzi. Niespodziewanie podszedł do niego Brain, trzymając w ręku
pistolet. – Rozumiem. Masz mnie zabić?
-
Albo do nas dołączysz, albo zginiesz. – Postawił mu ultimatum. Jednak
Metalicana wiedział dokładnie jaką decyzję podejmie.
-
Zabawne. – Zaśmiał się. – Zginę, jak pies.
-
Dołącz do nas! – błagał Orasion.
-
Zabij mnie! – powiedział ostro. – Nigdy więcej nikogo nie zabiję! Podjąłem
decyzję i z niej nie zrezygnuję!
-
Dlaczego każesz mi to robić? – mężczyzna wciąż błagał.
- Dlaczego
kazałeś mi to robić? – Brain zamknął oczy i strzelił. Martwe ciało opadło na
barierkę, a następnie obróciło się i poleciało prosto do morza.
-
Aaaaaaaaaaaaaaa!!!!! – wrzeszczał Orasion. Popatrzył się na broń, wycelował
prosto w swój brzuch i strzelił.
13 luty X785 roku
Gajeel
wstał i zaczął iść, by znaleźć się jak najdalej od tego człowieka.
- Przepraszam, przepraszam,
przepraszam … - krzyczał za nim cały czas Brain. Gajeel wiedział, czego on od
niego chce. Przebaczenia. Jednak młody Redfox nie potrafił tego zrobić, nie był
w stanie odwrócić się i spojrzeć na tego człowieka, nie próbując robić mu
krzywdy. Dlatego odszedł, zostawiając zrozpaczonego człowieka samego.
***
Rogue
i Sting siedzieli w głównym pomieszczeniu, gdzie zazwyczaj sama przebywała
Yukino. Zastanawiali się nad jakaś nową sprawą, gdy nagle do środka weszło
dwóch mężczyzn.
- Witam, mam na imię Sawyer, a to
mój przyjaciel Erigor. – Przedstawił się jeden z dziwnych gości. Sting zaczął
bacznie się im przyglądać. Nie był specem broni, jednak wiedział, że tak dwójka
trzyma za pasem po jednym pistolecie.
- Przykro mi, ale w tej chwili
zajmujemy się pewną sprawą, więc nie przyjmujemy zgłoszeń! – ogłosił blondyn,
podnosząc papiery, które razem ze swoim wspólnikiem przeglądali.
- Jest czarno. – Powiedział nagle
Rogue, spoglądając za okno. Nie musiał tłumaczyć swojemu przyjacielowi, co to
znaczy.
- Rozumiem. – Kiwnął głową
Sting. Po chwili jego wzrok utkwił się w
sekretarce. – Rozbieraj się. – Dwójce przybyłych mężczyzn szczęka opadła do
samej ziemi. Przełknęli głośno ślinę, a potem zaczęli bacznie się przyglądać
temu, co robi sekretareczka. Powoli zaczęła podnosić swoją spódnicę do góry,
ukazując piękne i zgrabne nogi. Coraz mocniej wyłupili wzrok, gdy ubranie było
coraz wyżej i wyżej. Zatrzymała się i ujrzeli. Dwa pistolety przyczepione do
jej ud. Wyjęła je i strzeliła, za nim dwójka gości była w stanie cokolwiek
zrobić. Trafiła ich prosto w ręce. Złapali się za nie i uciekli, zostawiając
detektywów w spokoju.
- Zboczeńce. – Oświadczył Sting,
oglądając dokumenty. – Możesz się ubrać. – Dziewczyna kiwnęła głową, a
następnie schowała bronie i wróciła do pracy.
- Oni się chyba nigdy nie nauczą?
– zapytał się nagle Rogue.
- Ha! Póki będą przychodzić sami
panowie, Yukino-chan rozgromi ich swoim zabójczym wdziękiem. – Wszyscy zaczęli
się śmiać.
- Znowu była akcja! – wszyscy
spojrzeli w kierunku drzwi, gdzie stało dwóch młodych uczniów, niosących na
plecaki.
- Frosh, Lector co wy tu robicie?
– Sting był zaskoczony niespodziewaną wizytą młodzieży.
- My… - spuścili głowy, zdjęci
plecaki i … - FERIE!!! – krzyknęli rzucając do góry tony podręczników.
- Może dla was, ale my tu
pracujemy. – Próbował ich uspokoić Rogue.
- Rogue. – Spojrzała na niego
słodko dziewczynka.
- No dobrze… - podszedł do niej i
z całej siły ją przytulił.
- Ej, a ja? – odezwał się
oburzony Sting
- Przykro mi wolę dziewczyny. –
Lector powoli zaczął się odsuwać.
- Mówiłem o zgodzie, pacanie! –
krzyknął cały naburmuszony Sting.
- A to przepraszam. – Chłopiec
ukłonił się lekko. – Dziękujemy za gościnę…
- Ty mały! – blondyn ruszył na
niego z pięściami.
- Hahaha. – Pozostała trójka
zaczęła się głośno śmiać z wyczynów przyjaciół.
Dobra. Zawsze mówiłam 'skomentuję następnym razem'. Problem w tym, że tan następny raz zawsze się przekładał. Jednak dzisiaj się przełamuję i ten następny raz jest dziś. :'3
OdpowiedzUsuńNo więc tak - Ty to jednak wiesz jak zaskoczyć człowieka. Richard u Erzy?! Huh, będzie się działo, skoro poprosił Erzę o zabicie go jeśli on będzie musiał to zrobić z nią. W sumie nie dziwię się, że dziewczyna nie chce tego wykonać - w końcu jest w ciąży, Nie może się przemęczać, a do tego na pewno wie jak wielką wartość ma ludzkie życie.
Historia ojca Gajeela była smutna... przez większość życia wykorzystywany i manipulowany. Człowiek to naprawdę okropna bestia - gdy czegoś chce, zrobi to za wszelką cenę. Zastanawia mnie tylko dlaczego Brain strzelił sobie w brzuch... czyżby to była forma pokuty względem Metalicany? Jednak pomimo tego - wciąż żyje i błaga jedynego syna Metalicany o wybaczenie.
Akcja ze Stingiem i Lectorem była słodka. Uśmiech sam mi się nasunął na usta, gdy to czytałam. Widać było, że są najlepszymi przyjaciółmi.
Mimo wszystko najbardziej zastanawia mnie Lucy. Co się stało dalej, gdy tylko nacisnęła tą klamkę? Kogo spotkała, lub co ujrzała? Wiesz, jak człowieka w niepewności trzymać, naprawdę.
Przesłałabym wenę, jednak sama jej potrzebuję. Zamiast tego może Cię uściskam? ;)
Możesz mnie ściskać do woli :)
UsuńFajny rozdział ^_^ nie mogę się doczekać kiedy następny *>* co z Lucy..?? co tam zobaczyła ..??
OdpowiedzUsuńczekam na następną notkę. Mam także pytanie planujesz jeszcze drugie opowiadanie po Detektywie z przypadku ponieważ chętnie bym je czytała.. ^ - ^
trochę śmiałam się czytając twój komentarz. Detektyw to już moje drugie opowiadanie, a obecnie planuję zrobić czwarte opowiadanie, czyli w tej chwili piszę dwa opowiadania na raz, a niedługo będą trzy opowiadania na raz. Tu masz linki :
Usuńhttp://paranormalactivityclub-nalu.blogspot.com/
http://natsulucy-deathandlovestory.blogspot.com/
Świetny rozdział.Biedny Gajeel,nie moge sie doczekać co bedzie z Lucy.A akcja z Yukino mnie rozwaliła tak samo scena ze Stingiem i Lectorem.Uwielbiam takie.
OdpowiedzUsuńKurczę, teraz to dopiero mnie ciekawość zżera!
OdpowiedzUsuńKogo zobaczyła Lucy, gdy otworzyła drzwi?
Strasznie szkoda mi Gajeel'a :/ Ach, przy czytaniu twojego opowiadania towarzyszy mi wiele różnych emocji raz smutek, raz radość i podekscytowanie.
Akcja z Yukino - świetnie przerobiony moment. ;)
Nie spodziwałam się tego, że taka "dziewczynka" jak ona, będzie miała broń.
Tylko już mi się troszkę smutno robi, bo widzę, że opowiadanie już się kończy :(
Niedługo nowe, więc się nie martw, a co do tego opowiadania ... spokojnie na 100% jeszcze 8 rozdziałów, a może i więcej wyjdzie ;)
UsuńWoW świetne. Jak zwykle. Widać, że się robi jeszczs ciekawiej niż było.
OdpowiedzUsuń" - Rozumiem. – Kiwnął głową Sting. Po chwili jego wzrok utkwił się w sekretarce. – Rozbieraj się. – Dwójce przybyłych mężczyzn szczęka opadła do samej ziemi. Przełknęli głośno ślinę, a potem zaczęli bacznie się przyglądać temu, co robi sekretareczka. Powoli zaczęła podnosić swoją spódnicę do góry, ukazując piękne i zgrabne nogi. Coraz mocniej wyłupili wzrok, gdy ubranie było coraz wyżej i wyżej. Zatrzymała się i ujrzeli. Dwa pistolety przyczepione do jej ud. Wyjęła je i strzeliła, za nim dwójka gości była w stanie cokolwiek zrobić. Trafiła ich prosto w ręce. Złapali się za nie i uciekli, zostawiając detektywów w spokoju." Dobra, pozdro z podłogi xD
Nie widzę błędów... ah... Jednak jeden widzę.
" Jechali w nieznane Metalicznie miejsce." Nie raczej Metalicanie? Ah te literówki...
Wysyłam kontenery weny i czejam na następny rozdział.
To nie literówka! To poprawka zrobiona przez Worda :)
UsuńŁeee...czakałam cały tydzień na moment z Lucy,a ty mi nie dokończyłaś zUa kobieto..ale wybaczam :)
OdpowiedzUsuńFried-ciekawie sie zapowiada
Zgadzam sie ;-)
no i jeszcze na moment z Lucy poczekasz .... HEHEHEHE !!! [i znowu przechodzę w tryb szatana ...]
Usuńtak jak wyżej ... nie dowiesz się, ale będzie coś innego, co na 100% was zaskoczy :)
OdpowiedzUsuńDzięki za przesyłaną wenę, ale niestety powróciła i znowu odleciała, ale może to zależy od momentów jakie muszę pisać, bo jedne są fajne, a drugie potrzebne i nie zawsze idą w parze ;)
Przeczuwam że Erza się zemści na Lucy :D moja wyobraźnia mnie zabija ^^
OdpowiedzUsuńCiekawe jak Levy zareaguje na przeprosiny Gajeela( pewnie prawy sierpowy i po sprawie :D)
Rozdział Boski! Biedny Gajeel, biedna Levy. Ten blog to jakiś prawdziwy horror..., który kocham! Nie mogę się już doczekać happy endu. :D
OdpowiedzUsuńJak mogłaś urwać akcję z Lucy w takim momencie... ty niedobra...
OdpowiedzUsuńAle muszę przyznać, czasem zdarzyło ci się "zjeść" literkę, ale i tak to chyba był jeden z najlepszych rozdziałów na DZP jaki napisałaś. Nie chyba, na pewno! :D
Nie miałam pojęcia, że motyw Gajeela tak bardzo mi się spodoba. Wspomnienia Metalicany i Braina... to był miód dla moich oczu xD Postarałaś się ^.^
Na koniec muszę przyznać, nieźle się uśmiałam. Yukino i jej tryb Terminatora, nie wiem czemu, ale wyobraziłam ją sobie jako taką... no wiesz, pada odpowiednie hasło, a ona jak sterowana podnosi spódnice i wykonuje dalsze ruchy, a w głowie ma tylko "ZLIKWIDOWAĆ CEL. CEL NAMIERZONY" xDDD. Ale tak poważniej, to było to genialne :D
Bardzo dziękuję :) I myślimy podobnie, bo jak to czytałam przy sprawdzaniu, to też miałam takie wyobrażenie Yukino :) A co do literówek ... nienawidzę sprawdzać, więc zawsze coś pominę, ale i tak mam nadzieję, że nie jest tak źle z moimi błędami :)
UsuńSpokojnie, to były może z dwie niewielkie literówki. Mało istotne. Jakbym wyłapała jakiś poważniejszy błąd, to bym ci go podesłała ^.^ I fakt, zawsze się coś pomija -.- Wiem o tym aż za dobrze :D
UsuńJa chcę wiedzieć co dalej z Lucy! (co z tego, że za chwile się dowiem) Jednak najpierw dokończe komentarz ^.^
OdpowiedzUsuńMetalicana miał okropne życie T.T Szkoda mi go :'( Tak myślałam, że on zabił rodziców Levy.
Końcówka najlepsza! I Yukino rozwaliła system :P