Do konkursu zgłosiły się 3 osoby. No, ale ja nie będę oceniała ich prac, tak, więc ... WY TO ZROBICIE!!!
ZASADY :
1) Oceniacie, które opowiadanie powinno zając 1,2,3 miejsce. Czyli np "Koniec drogi" zajmuje według mnie pierwsze miejsce, coś takiego. Można oczywiście skomentować każde oddzielnie, ale trzeba wybrać.
2) Nie pisać, że "nie mogę się zdecydować", bo wtedy ja będę musiała głosować i nie będzie to do końca sprawiedliwe :(
3) ANONIMY SIĘ PODPISUJĄ!!!!
4) Jeśli ktoś czyta moje dwa blogi, to broń boże na dwóch pisać te same, bądź inne odpowiedzi, takie będą kasowane!
5_ Uczestniczki nie głosują.
6) Nie podaję autorów opowiadań, a autorki się nie przyznają, które to ich.
NAGRODY: (wysyłam na pocztę, czyli w formie online nagroda:) )
1 miejsce - 4 wybrane tomy mang, z tytułów które podałam
2 miejsce - 3 wybrane tomy
3 miejsce - 2 wybrane tomy
GŁOSUJEMY DO PIĄTKU!!!!!! LICZĘ NA WAS, TAK SAMO JAK UCZESTNICZKI!!!!!
Zadanie polegało na dokończeniu zdania : "Stała przed szkołą. Jej szkarłatne włosy tańczyły razem z wiatrem, a jej złote oczy patrzyły prosto na mnie." Tematyka była dowolna.
OPOWIADANIE 1
Będę czekał
Stała przed szkołą. Jej szkarłatne włosy tańczyły razem z wiatrem, a jej złote oczy patrzyły prosto na mnie. Chciałem podejść, ale coś mnie powstrzymywało. Niby jej wzrok był zwrócony w moją stronę, ale miałem wrażenie, że patrzy poza mnie. W jej spojrzeniu było tyle cierpienia. W końcu zebrałem się w sobie i powoli ruszyłem w jej stronę. Zatrzymałem się dwa kroki przed nią.
- Shizu… – zacząłem. Położyła mi palec na ustach.
- Nic nie mów. – Uśmiechnęła się smutno. W jej oczach nie było zwykłego dla nich blasku. Wiedziałem, że ma mi coś ważnego do powiedzenia. Jednak żadne słowa nie opuszczały jej warg. Milczałem, czekając aż przemyśli i ułoży sobie wszystko.
- Sachi, ja – spojrzała mi prosto w oczy – wyjeżdżam.
Poczułem, że tracę grunt pod stopami. Moje źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia do niebotycznych rozmiarów. Otwierałem i zamykałem usta raz po raz, nie wiedząc, co powiedzieć. W jej oczach zalśniły łzy.
- Przepraszam – powiedziała. Odwróciła się i wybiegła przez furtkę.
Stałem jeszcze chwilę jak totalny kołek, patrząc w miejsce, w którym przed chwilą była.
- Shizu! – ryknąłem i pobiegłem w ślad za nią. Wiedziałem, że kieruję się w stronę naszego ulubionego parku. To miejsce przywoływało wspomnienia. To w nim po raz pierwszy spotkaliśmy się. Tam odbyła się nasza pierwsza randka i pocałunek w świetle księżyca. To tam, w korze jednego z drzew, wyryłem scyzorykiem serce i napisałem w nim: „Kocham Cię, Shizu. Na zawsze Twój - Sachi”. Wzruszyła się wtedy i mocno mnie przytuliła. A teraz mówi, że mnie zostawia i mam ją stracić? To wszystko jego sprawka! Na pewno!
- Co to, to nie! – Zwiększyłem prędkość. Dogoniłem ją i, chwyciwszy za ramię, odwróciłem w swoją stronę. Jej łzy sprawiały mi fizyczny ból. – Shizu, dlaczego? – Tylko tyle przeszło mi przez gardło. Otarła łzy i spojrzała na mnie.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć – posmutniała.
- Tak, jak wszystko, kiedy rozmawiamy. – Uśmiechnąłem się do niej szeroko pomimo dojmującego smutku. Spojrzała na mnie z ufnością. Zaczerpnęła głęboko tchu.
- Zaproponowano mi stypendium na Yale – usłyszałem ciche wyznanie.
- No i?
- I ja…ja się zgodziłam – powiedziała jednym tchem i patrzyła na mnie wyczekująco.
Moje oczy ponownie zrobiły się wielkie, a na ustach zagościł szeroki, szczery uśmiech.
- To wspaniale! – Ucieszyłem się. Chwyciłem ją w talii, uniosłem lekko i okręciłem się z nią kilka razy. Postawiłem ją na ziemi. Moje dłonie spoczywały na jej biodrach. Zamrugała kilkakrotnie, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Jak to? Cieszysz się?
- A ty nie? Przecież to było twoje wielkie marzenie!
- Ale ja wyjadę, zostawię cię!
- Myślisz, że na to pozwolę?
- Czyli mam zostać?
- Absolutnie nie! Masz jechać, uczyć się, zawierać przyjaźnie i spełniać wszystkie marzenia.
- A ty? Co z tobą?
- Jeśli ty będziesz szczęśliwa, ja również. Kiedyś, może jak wrócisz do kraju, przypomnisz sobie takiego jednego idiotę, który kochał cię do szaleństwa i spotkasz się z nim. Opowiesz, co widziałaś, kogo poznałaś, co cię cieszyło albo doprowadzało do łez, co jadałaś na śniadanie, gdzie spędzałaś wieczory, jakie było twoje ulubione miejsce w New Haven. Czy podobały ci się tamtejsze „pobudki” słońca? Może zakochasz się, wyjdziesz za mąż, zostaniesz panią Watson albo Holmes i będziesz miała tuzin blondasowatych, zamerykanizowanych dzieciaków, które będziesz zabierała do KFC albo McDonald’s swoim SUV-em. A może zostaniesz światowej sławy chirurgiem plastycznym, którego będę miał okazję podziwiać na kanałach medycznych mojej nędznej kablówki. Kto wie, co cię czeka? Jedź, a się przekonasz.
W czasie mojego monologu, łzy ciurkiem płynęły po jej policzkach. Gdy skończyłem mówić, wybuchnęła niekontrolowanym płaczem i wtuliła się we mnie. Kołysałem ją delikatnie. Powoli zaczęła się uspokajać.
- Aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? – Spytała szeptem i spojrzała na mnie błyszczącymi od łez, błękitnymi oczami. - Nie kochasz mnie, że chcesz mojego wyjazdu?
Odsunąłem ją na długość ramion i spojrzałem w oczy, kręcąc przecząco głową.
- Nie, kochanie. To właśnie dlatego, że mi na tobie zależy, chcę żebyś spełniła swoje marzenie.
- Ale moim marzeniem jest zostać twoją żoną! - Wykrzyczała mi w twarz. – Nie chcę amerykańskich dzieci i męża. Nie chcę być panią Watson czy inną taką. Nie chcę oglądać wschodów słońca tam. Kocham tutejsze. Nie chcę nowych znajomości. Wystarczą mi te, które już zawarłam. Nie rozumiesz?
Nie powiem – zamurowało mnie.
- W takim razie, będę czekał tyle, ile trzeba. – Spojrzałem jej w oczy z miłością. Odwzajemniła się tym samym. Uśmiechnęła się tak, jak tylko ona potrafi. Nasze usta spotkały się w długim, słodkim pocałunku. Słońce właśnie zachodziło, oświetlając nas pięknym, pomarańczowym blaskiem. Byłem pewien, że o mnie nie zapomni i spełni obietnicę. Oderwaliśmy się od siebie, złączyliśmy nasze czoła i patrzyliśmy sobie w oczy. Jej spojrzenie odzyskało dawny blask, a na ustach zagościł błogi uśmiech.
- Wiesz – zaczęła – dla tuzina dzieci potrzebowałabym jeszcze jednego SUV-a i to z kierowcą. Taniej wyszłaby limuzyna. – Uśmiechnęła się szeroko do mnie, a ja roześmiałem się w głos. Po chwili ocierałem łzy z kącików oczu.
- Czyli ja nie mam co liczyć na dwie drużyny do siatkówki? – Zapytałem z miną niewiniątka. Klepnęła mnie delikatnie w ramię.
- O tym porozmawiamy, kiedy wrócę.
Powiedziała „kiedy”, a nie „jak”. Serce zabiło mi mocno z radości.
- Chodź – pociągnęła mnie za rękę. – Czas odwiedzić Jasmine. Może już zrzuca płatki?
- Zmierzymy, czy film mówi prawdę?
- 5 centymetrów na sekundę, co? – Uśmiechnęła się szeroko i przyśpieszyła kroku, przechodząc w bieg. Śmialiśmy się jak małe dzieci, trzymając się za ręce i biegnąc do „naszej” wiśni. Nasz ulubiony twórca, Makoto Shinkai, miał rację. Dokładnie z taką średnią szybkością pozbywała się kwiatów Jasmine.
Od tego czasu minęły 4 lata. Z Shizu widzimy się tak często, jak to tylko możliwe. Codziennie wymieniamy maile i SMS-y. Miesiąc temu zaręczyliśmy się. Ślub i wesele zaplanowaliśmy na sierpień za 2 lata. Wtedy będę miał w domu panią doktor. „Bez kija nie podchodź” – jak sama mówi. A co ze mną? Po szkole średniej dostałem się na robotykę i tworzę zabawki dla małych i dużych dzieci, czyli dla samego siebie. Ktoś mi kiedyś powiedział: „Rozłąka jest dla miłości tym, czym wiatr dla ognia – małą gasi, a wielką roznieca”. I powiem wam, coś w tym jest.
OPOWIADANIE 2
Faber est quisque suae fortunae*
Stała przed szkołą, jej szkarłatne włosy tańczyły razem z wiatrem, a jej złote oczy patrzyły prosto na mnie. Chciałem podejść, ale... zanim zrobiłem krok, jej już nie było. Znowu. Pojawia się i znika, jakby nigdy jej tam nie było. To się dzieje zawsze kiedy wychodzę ze szkoły. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, oraz czemu tylko ja ją zauważam. Jestem zwykłym osiemnastoletnim chłopakiem, chodzę do prywatnego liceum, ale poza tym to się nie wyróżniam...chciałbym aby tak było. Tak naprawdę to nazywam się Christopher de Villiers- w skrócie Chris , włosy mam koloru nieba w nocy-niby czarne, a jednak z odrobiną granatu, a moje oczy ludzie porównują do lazurowych wód, mam 183 cm wzrostu i naprawdę mam 18 lat. Jedyne co się nie zgadza to, moje pochodzenie i "zwyczajność". Nigdy nie rozumiałem, nie rozumiem i wątpię abym kiedykolwiek zrozumiał ludzi. Jak zobaczą ładną rzecz, natychmiast ją chcą, tak samo jest z ludźmi. Tylko, ze my nie jesteśmy rzeczami. Pochodzę z sławnego rodu i oczywiście bardzo bogatego. Przez pieniądze, przyciągam tylko same puste dziewczyny, a przez mój wygląd i zachowanie, nie mam przyjaciół. Próbowałem być przyjazny, lecz wtedy jeszcze bardziej ze mnie szydzono i plotkowano, więc został mi tylko "zły BadBoy". I, o ironio, to jeszcze bardziej przyciąga laski. Mieszkam sam, dlatego zazwyczaj chodzę do domu na piechotę. Wbrew pozorom, mieszkam w małym jednopiętrowym domku jednorodzinnym. Moi rodzice zostali zamordowani kiedy skończyłem siedem siedem lat. Nigdy nie znaleziono mordercy. Mam starszego brata, lecz on wyjechał do Polski, myśląc że znajdzie sprawcę. Kiedy dotarłem do domu, oczywiście wszystko było takie samo. Niepościelone z pośpiechu łóżko, brudne naczynia w zlewie i niewyniesione śmieci. Lecz tym razem coś było nie tak. Drzwi balkonowe były otwarte, minimalnie ale jednak. Cóż, kocham zapach świeżego powietrza, zwłaszcza rano, więc mogłem zapomnieć. Rzuciłem plecak w róg kuchni i poczłapałem zamknąć drzwi. Następnie ruszyłem do łazienki. Prysznic, prysznic, prysznic, powtarzałem jak mantrę. Lubię ćwiczyć, zwłaszcza, że pływam oraz trenuję taekwondo, mam nawet czerwony pas!! To mój ostatni rok liceum, dodatkowo niedługo będę mieć urodziny...Tyle na głowie. Już sięgałem bo dresy, kiedy przypomniałem sobie, że zostawiłem je na łóżku. Ta moja skleroza. Owinąłem się w ręcznikiem w pasie, chociaż nie wiem czemu. Mieszkam sam...ale jednak może sąsiedzi mają jakieś swoje popaprane fetysze? Nie będziemy ryzykować. Skręciłem do mojej sypialni, która była tak mała, że mieściło się tylko moje łóżko, szafa i biurko. Ale tyle mi wystarczyło. Nie lubię wydawać pieniędzy... Mimo iż moje konto bankowe przekroczyło kilka tygodni temu 9 liczb. Ten idiota cały czas wysyła mi pieniądze. Ciekawe jak mu się żyję w Polsce. Ponoć, że mamy Polskie korzenie...fajnie by było. Może to dlatego jestem taki zajebisty?? Widziałem polskie porno...dziewczyny na 3 gwiazdki Michelina. Tu w Japonii, każdy wygląda tak samo. Tylko w szkole gdzie chodzę jest inaczej. Liceum St. Clair, jest dla bogatych dzieciaków, oraz obcokrajowców. Sięgałem już po spodnie do dresu, kiedy nie wiadomo kiedy poczułem ból w karku. To zdarzyło się strasznie szybko, w mgnieniu oka znalazłem się przyszpilony do ziemi, a nade mną stała dziewczyna. Ta sama, którą widziałem przez ostatnie kilka miesięcy. Kurna, czemu mnie to nie dziwi? Patrzyła na mnie tymi złotymi oczami, a pasma jej krwistoczerwonych włosów spadały na moją twarz. Była...trudno powiedzieć. Byłem tak zszokowany, że nie zauważyłem kiedy przykłada sztylet do mojej szyi. Zimno stali, coraz bardziej naciskało na moją skórę. Mogłem ją odepchnąć. Wystarczyłoby tylko ją przerzucić i przyszpilić do ziemi. Ale zamiast tego wypaliłem, patrząc jej w oczy:
- Pozwę cię za molestowanie.
Jej źrenice poszerzyły się ze zdziwienia. Minimalnie uchwyt zelżał.
- Zaraz mój sztylet zmolestuje ci twarz, kochaniutki.
- Och, tak proszę.- szepnąłem.
Ha! Zarumieniła się. Dobra, to już nudne. Zanim się zorientowała chwyciłem za jej wyciągnięte ramię i przeturlałem się obok, że teraz to ja byłem na górze, a jej ręce trzymałem nad jej głową. Starała się zorientować co się stało.
-Niespodzianka! -Uśmiechnąłem się.
Boże, naprawdę się uśmiechnąłem ! Chyba nawet pojawiły mi się dołeczki w policzkach. Kiedy ostatni raz się uśmiechałem?
- Poddaje się!! Dlaczego zawsze ja trafiam na takie zlecenia!?- krzyknęła patrząc na mnie.
- Zlecenie?- spytałem, ale totalnie mnie olała.
-...i jak niby mam cię zabić, co!? Masz genialne geny, możesz zostać ojcem moich dzieci!!
Dopiero chwilę później zorientowała się, że powiedziała to na głos. Jej twarz przypominała kolorem jej włosy.
- Skoro nalegasz, to może teraz...- ojej, chyba złamała mi szczękę.
Ile ona ma siły!?
- Nie było tematu!! Po prostu cię....Agh...dlaczego zawsze ja muszę dostawać szurniętych ludzi.- ciekawe czy zdaje sobie sprawę, że chodzi w kółko?
- Miło mi- zdążyłem się przeprać w dresy.
Chyba widziała coś kątem oka, bo jest zarumieniona i patrzy przez okno.
- Dobra, a teraz mi powiedz o co chodzi a dostaniesz ciastko.- nudne to już się stawało. Kolejna psycho fanka?
Spojrzała na mnie, a raczej mordowała mnie wzrokiem. Ale ona niziutka!!
- Ile masz wzrostu??- spytałem idąc do kuchni. Podreptała za mną.
- Czemu każdy się o to mnie pyta!! Chyba coś jak 160- 165cm.
- Krasnal- kurna, nie mogłem się powstrzymać.
Milczała, myśląc, że się obraziła odwróciłem się. Wzdrygnąłem się, czarna aura sprawiała, że jej włosy unosiły się w powietrzu. Przełknąłem ślinkę.
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy do kogo to mówisz, nędzny pomiocie z rodu de Villiers, z nieczystą krwią. Twoja mastka zdradziła nas wszystkich, zakochując się w tym nędznym człowieku.- syczała. Jej oczy nagle stały się tak samo czerwone jak jej włosy. Momencik, jaka rasa, co, gdzie, jak?!
- Wybacz ale nie mam ochoty na kolejne ataki psyho fanek, a tym bardziej nie mam ochoty rozmawiać o moich rodzicach. Ich się nie wybiera. A poza tym, nieładnie tak mówić o zmarłych.
- Fanka!? Tak samo arogancki dupek, jak tatuś!!
Kiedy do diabła znalazła druga parę sztyletów!? Nie miałem nawet czasu nad tym myśleć. Zdążyła mnie drasnąć, lecz znowu popełniła błąd, odsłaniając plecy. Przygwoździłem ją do ściany i spojrzałem na nią. Miała kły, do cholery !! I była silniejsza, ledwo ją trzymałem.
- Czym ty jesteś?- wyszeptałem patrząc na nią.
Była pierwszą osobą, która mnie tak zafascynowała. Spojrzała na mnie, oczy miała już złote, lecz jej kły...były niesamowite. Przyjrzałem się jej dokładniej. Miała bladą cerę, jej czerwone włosy padały kaskadami na ramiona i plecy. Złote oczy patrzyły na mnie, bez emocji. Po prostu się na mnie patrzyła. A jej kły, lekko wystawały z jej czerwonych i kuszących ust. Serce podeszło mi do gardła.
- Jesteś niesamowita- szepnąłem, cały czas na nią patrząc.
Przez chwile patrzyliśmy na siebie, aż jej oczy znowu nie stały się czerwone. Przez chwile wyglądała jakby się nad czymś wahała, lecz po chwili wgryzła się w moją szyję.
- Co do...
Jasna cholera. Nie mówcie mi że ona jest... Odczepiła się od mojej szyi i spojrzała na mnie zaskoczona.
- Smakujesz...niesamowicie. Jesteś pyszny.
Krew spływała mi po szyi.
- Uznam to za komplement.
I tak oto, to małe, bezbronne stworzonko które okazało się wampirem, który miał mnie zabić, została u mnie w domu. Sam nie wiem jak do tego doszło. Mijały dni, tygodnie, aż w końcu minął miesiąc. Dowiedziałem się, że mój brat, który wyjechał do Polski i utrzymywał, że jest prawnikiem, okazał się łowcą wampirów. Moja mama była w połowie wampirem lecz zakochała się w moim ojcu- również łowcy. Lecz dziwnym zbiegiem okoliczności, nie odziedziczyłem ani wampirzych zdolności, ani łowieckich umiejętności, które otrzymał mój brat. Laura- tak chodzi o czerwonego krasnoludka- miała zadanie przydzielone przez organizację, aby pozbyto się mnie dla bezpieczeństwa. Ale żyję! Jesli chodzi o krasnoludka, to jest strasznie wymagająca. Żywi się na mnie 4 razy w tygodniu, a czasami nawet kiedy udaje że śpię, przychodzi do mojego pokoju. Przez to jestem troszkę słabszy, ale lata treningów nie były na darmo. Ale kto by się spodziewał że będę przekąską dla wampirów?! Od pewnego czasu przyłapałem się na tym, że na nią patrzę. A wręcz gapie się. Po upływie kolejnego miesiąca, zrozumiałam że się zakochałem. W krasnoludku!! Aż sam siebie zaskoczyłem. Ale z moich tajnych obserwacji wynikało, że ona też nie jest na mnie obojętna. Byłem z siebie dumny. Ale, sam nie rozumiałem jeszcze wielu rzeczy. Ale kto wie, może się wyjaśnią??
Punkt widzenia Laury.
Nazywam się Laura Cardotien, mam 17 lat i jestem wampirem. Kompletnym przypadkiem było, ze to ja dostałam za zadanie zabicie dziedzica krwi rodu de Villers. Obserwowałam go dokładnie. Zachowanie, nawyki, styl życia. organizacja mówiła że jest niebezpieczny. Ale po moich obserwacjach, wywnioskowałam, że był tylko dla dziewczyn. Łamał serca lepiej niż Casanova. Był przystojny. I to bardzo. Jego lazurowe oczy były niesamowite. Sama nie wiem co mnie skłaniało, aby mu się pokazywać. Zawsze po szkole. Chciałam do niego podejść, miałam tyle pytań. Nikt nigdy na mnie tak nie działał. A jak mnie zauważał i jego nieziemskie oczy spoczywały na mnie, choć na chwilę czułam motyle w brzuchu. Głupie motyle! Nigdy bym nie pomyślała, że będę u niego mieszkać, a co dopiero kosztować go!! Ale trzeba przyznać...skurwiel był pyszny. Czasem kiedy spał zakradałam się do jego pokoju i kosztowałam jeszcze odrobinkę. Potem kiedy na niego zerkałam- tylko zerkałam!- patrzył na mnie i miałam uczucie jakby wiedział. Jakby wiedział że do niego przychodzę i że coś jest ze mną nie tak, kiedy jestem blisko niego. Nigdy się tak nie czułam. To było frustrujące. Ale kto wie, co nam przyniesie przyszłość. Kiedy na niego patrzyłam, zawsze przypominały mi się ostatnie słowa mojej matki, na łożu śmierci. Patrzyła na mnie żółtymi oczami, które po niej odziedziczyłam. Modliłam się do wszystkich bogów jakie znałam aby nie umierała, aby mnie nie zostawiała samej, aby nie szła do ojca w niebie. Byłam wtedy straszną egoistką. Ale ona się uśmiechała. Nie płakała. Wiedziała że sobie poradzę. Znowu spojrzałam na niego. Przebierał się i widać było jego umięśnione plecy. Tak, pomyślałam, poradzę sobie. Zakochałam się w tym durnym, marnym chłopcu. Chłopcu, który był niesamowicie piękny i mądry. Nienawidziłam się w tamtej chwili. Bo nie wiedziałam co mnie spotka.
Minęło kilka lat. Jesteśmy zaręczeni. Ja kocham jego, on kocha mnie. Zakochałam się w osobie, którą miałam zabić, a on pokochał potwora, którym jestem. Kocham go całą sobą, codziennie. Nie przemieniłam go. Kiedyś go o to spytałam, lecz on nie odpowiedział. Zamknął mi usta pocałunkiem i uśmiechnął się. I tak jest za każdym razem. Odeszłam z organizacji. Mówili, że jestem kochanicą potwora. Jeszcze nigdy, tak bardzo się nie mylili. Chyba zapomnieli kto jest tym potworem. Dwa dni po moim odejściu, organizacja przestała istnieć. Jakiś łowca z Polski zaatakował ich w nocy. Ciekawe kto to mógł być? Chris pracuje jako lekarz, we własnej klinice. Głupi idiota. Specjalnie otworzył szpital gdzie jest mnóstwo krwi. Ale jaki to kochany idiota. Do tej pory, kiedy na niego patrzę, przypominają mi się słowa mojej mamy.
- O czym myślisz?- spytał kiedy leżałam obok niego naga i bawiłam się jego włosami.
Nie odwracając uwagi od jego włosów odparłam szczęśliwa:
- O tym, że każdy jest kowalem własnego losu*.
- Pozwę cię za molestowanie.
Jej źrenice poszerzyły się ze zdziwienia. Minimalnie uchwyt zelżał.
- Zaraz mój sztylet zmolestuje ci twarz, kochaniutki.
- Och, tak proszę.- szepnąłem.
Ha! Zarumieniła się. Dobra, to już nudne. Zanim się zorientowała chwyciłem za jej wyciągnięte ramię i przeturlałem się obok, że teraz to ja byłem na górze, a jej ręce trzymałem nad jej głową. Starała się zorientować co się stało.
-Niespodzianka! -Uśmiechnąłem się.
Boże, naprawdę się uśmiechnąłem ! Chyba nawet pojawiły mi się dołeczki w policzkach. Kiedy ostatni raz się uśmiechałem?
- Poddaje się!! Dlaczego zawsze ja trafiam na takie zlecenia!?- krzyknęła patrząc na mnie.
- Zlecenie?- spytałem, ale totalnie mnie olała.
-...i jak niby mam cię zabić, co!? Masz genialne geny, możesz zostać ojcem moich dzieci!!
Dopiero chwilę później zorientowała się, że powiedziała to na głos. Jej twarz przypominała kolorem jej włosy.
- Skoro nalegasz, to może teraz...- ojej, chyba złamała mi szczękę.
Ile ona ma siły!?
- Nie było tematu!! Po prostu cię....Agh...dlaczego zawsze ja muszę dostawać szurniętych ludzi.- ciekawe czy zdaje sobie sprawę, że chodzi w kółko?
- Miło mi- zdążyłem się przeprać w dresy.
Chyba widziała coś kątem oka, bo jest zarumieniona i patrzy przez okno.
- Dobra, a teraz mi powiedz o co chodzi a dostaniesz ciastko.- nudne to już się stawało. Kolejna psycho fanka?
Spojrzała na mnie, a raczej mordowała mnie wzrokiem. Ale ona niziutka!!
- Ile masz wzrostu??- spytałem idąc do kuchni. Podreptała za mną.
- Czemu każdy się o to mnie pyta!! Chyba coś jak 160- 165cm.
- Krasnal- kurna, nie mogłem się powstrzymać.
Milczała, myśląc, że się obraziła odwróciłem się. Wzdrygnąłem się, czarna aura sprawiała, że jej włosy unosiły się w powietrzu. Przełknąłem ślinkę.
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy do kogo to mówisz, nędzny pomiocie z rodu de Villiers, z nieczystą krwią. Twoja mastka zdradziła nas wszystkich, zakochując się w tym nędznym człowieku.- syczała. Jej oczy nagle stały się tak samo czerwone jak jej włosy. Momencik, jaka rasa, co, gdzie, jak?!
- Wybacz ale nie mam ochoty na kolejne ataki psyho fanek, a tym bardziej nie mam ochoty rozmawiać o moich rodzicach. Ich się nie wybiera. A poza tym, nieładnie tak mówić o zmarłych.
- Fanka!? Tak samo arogancki dupek, jak tatuś!!
Kiedy do diabła znalazła druga parę sztyletów!? Nie miałem nawet czasu nad tym myśleć. Zdążyła mnie drasnąć, lecz znowu popełniła błąd, odsłaniając plecy. Przygwoździłem ją do ściany i spojrzałem na nią. Miała kły, do cholery !! I była silniejsza, ledwo ją trzymałem.
- Czym ty jesteś?- wyszeptałem patrząc na nią.
Była pierwszą osobą, która mnie tak zafascynowała. Spojrzała na mnie, oczy miała już złote, lecz jej kły...były niesamowite. Przyjrzałem się jej dokładniej. Miała bladą cerę, jej czerwone włosy padały kaskadami na ramiona i plecy. Złote oczy patrzyły na mnie, bez emocji. Po prostu się na mnie patrzyła. A jej kły, lekko wystawały z jej czerwonych i kuszących ust. Serce podeszło mi do gardła.
- Jesteś niesamowita- szepnąłem, cały czas na nią patrząc.
Przez chwile patrzyliśmy na siebie, aż jej oczy znowu nie stały się czerwone. Przez chwile wyglądała jakby się nad czymś wahała, lecz po chwili wgryzła się w moją szyję.
- Co do...
Jasna cholera. Nie mówcie mi że ona jest... Odczepiła się od mojej szyi i spojrzała na mnie zaskoczona.
- Smakujesz...niesamowicie. Jesteś pyszny.
Krew spływała mi po szyi.
- Uznam to za komplement.
I tak oto, to małe, bezbronne stworzonko które okazało się wampirem, który miał mnie zabić, została u mnie w domu. Sam nie wiem jak do tego doszło. Mijały dni, tygodnie, aż w końcu minął miesiąc. Dowiedziałem się, że mój brat, który wyjechał do Polski i utrzymywał, że jest prawnikiem, okazał się łowcą wampirów. Moja mama była w połowie wampirem lecz zakochała się w moim ojcu- również łowcy. Lecz dziwnym zbiegiem okoliczności, nie odziedziczyłem ani wampirzych zdolności, ani łowieckich umiejętności, które otrzymał mój brat. Laura- tak chodzi o czerwonego krasnoludka- miała zadanie przydzielone przez organizację, aby pozbyto się mnie dla bezpieczeństwa. Ale żyję! Jesli chodzi o krasnoludka, to jest strasznie wymagająca. Żywi się na mnie 4 razy w tygodniu, a czasami nawet kiedy udaje że śpię, przychodzi do mojego pokoju. Przez to jestem troszkę słabszy, ale lata treningów nie były na darmo. Ale kto by się spodziewał że będę przekąską dla wampirów?! Od pewnego czasu przyłapałem się na tym, że na nią patrzę. A wręcz gapie się. Po upływie kolejnego miesiąca, zrozumiałam że się zakochałem. W krasnoludku!! Aż sam siebie zaskoczyłem. Ale z moich tajnych obserwacji wynikało, że ona też nie jest na mnie obojętna. Byłem z siebie dumny. Ale, sam nie rozumiałem jeszcze wielu rzeczy. Ale kto wie, może się wyjaśnią??
Punkt widzenia Laury.
Nazywam się Laura Cardotien, mam 17 lat i jestem wampirem. Kompletnym przypadkiem było, ze to ja dostałam za zadanie zabicie dziedzica krwi rodu de Villers. Obserwowałam go dokładnie. Zachowanie, nawyki, styl życia. organizacja mówiła że jest niebezpieczny. Ale po moich obserwacjach, wywnioskowałam, że był tylko dla dziewczyn. Łamał serca lepiej niż Casanova. Był przystojny. I to bardzo. Jego lazurowe oczy były niesamowite. Sama nie wiem co mnie skłaniało, aby mu się pokazywać. Zawsze po szkole. Chciałam do niego podejść, miałam tyle pytań. Nikt nigdy na mnie tak nie działał. A jak mnie zauważał i jego nieziemskie oczy spoczywały na mnie, choć na chwilę czułam motyle w brzuchu. Głupie motyle! Nigdy bym nie pomyślała, że będę u niego mieszkać, a co dopiero kosztować go!! Ale trzeba przyznać...skurwiel był pyszny. Czasem kiedy spał zakradałam się do jego pokoju i kosztowałam jeszcze odrobinkę. Potem kiedy na niego zerkałam- tylko zerkałam!- patrzył na mnie i miałam uczucie jakby wiedział. Jakby wiedział że do niego przychodzę i że coś jest ze mną nie tak, kiedy jestem blisko niego. Nigdy się tak nie czułam. To było frustrujące. Ale kto wie, co nam przyniesie przyszłość. Kiedy na niego patrzyłam, zawsze przypominały mi się ostatnie słowa mojej matki, na łożu śmierci. Patrzyła na mnie żółtymi oczami, które po niej odziedziczyłam. Modliłam się do wszystkich bogów jakie znałam aby nie umierała, aby mnie nie zostawiała samej, aby nie szła do ojca w niebie. Byłam wtedy straszną egoistką. Ale ona się uśmiechała. Nie płakała. Wiedziała że sobie poradzę. Znowu spojrzałam na niego. Przebierał się i widać było jego umięśnione plecy. Tak, pomyślałam, poradzę sobie. Zakochałam się w tym durnym, marnym chłopcu. Chłopcu, który był niesamowicie piękny i mądry. Nienawidziłam się w tamtej chwili. Bo nie wiedziałam co mnie spotka.
Minęło kilka lat. Jesteśmy zaręczeni. Ja kocham jego, on kocha mnie. Zakochałam się w osobie, którą miałam zabić, a on pokochał potwora, którym jestem. Kocham go całą sobą, codziennie. Nie przemieniłam go. Kiedyś go o to spytałam, lecz on nie odpowiedział. Zamknął mi usta pocałunkiem i uśmiechnął się. I tak jest za każdym razem. Odeszłam z organizacji. Mówili, że jestem kochanicą potwora. Jeszcze nigdy, tak bardzo się nie mylili. Chyba zapomnieli kto jest tym potworem. Dwa dni po moim odejściu, organizacja przestała istnieć. Jakiś łowca z Polski zaatakował ich w nocy. Ciekawe kto to mógł być? Chris pracuje jako lekarz, we własnej klinice. Głupi idiota. Specjalnie otworzył szpital gdzie jest mnóstwo krwi. Ale jaki to kochany idiota. Do tej pory, kiedy na niego patrzę, przypominają mi się słowa mojej mamy.
- O czym myślisz?- spytał kiedy leżałam obok niego naga i bawiłam się jego włosami.
Nie odwracając uwagi od jego włosów odparłam szczęśliwa:
- O tym, że każdy jest kowalem własnego losu*.
Stała przed szkołą, jej szkarłatne włosy tańczyły razem z wiatrem, a jej złote oczy patrzyły prosto na mnie. Chciałem podejść, ale widziałem strach w jej oczach. Nic dziwnego, na jej miejscu uciekłbym gdzie pieprz rośnie i jeszcze dalej. Ale od początku. Nazywam się Tony, mam 19 lat, włosy koloru ciemny blond i piwne oczy. Jestem wampirem. Moi rodzice są wampirami czystej krwi i cały mój klan pochodzi od jednego arcy-wampira. No ale dosyć o mnie, teraz trochę o niej... Nazywa się Maggie Williams. Jest moim żywicielem. Jest tez młodsza ode mnie o rok, a już siedziała w więzieniu. To było nieporozumienie, ktoś mysłał, że zabija dla pieniędzy. Same plotki .Wszystko dlatego iż jakiś meżczyzna znalazł ją przy ciele martwej kobiety. Maggie chciała tylko jej pomóc. Znalazła ją w ciemnej uliczce jęczącą z bólu. Miała głęboką ranę po uderzeniu szpiczastym narzędziem i wiele krwi wokół. Nic sie nie dało jednak zrobić. Uraz był zbyt duży. Kobieta zmarła zanim przyszedł ten typek.Zadzwonił na policje i tak to sie skończylo. Pierwszy raz zobaczyłem ją u siebie w domu. Wychudzoną, zmarzniętą i brudną, aż serce się kroiło. Rodzice wyciągnęli ją z więzienia, w zamian za bycie moim żywicielem. A najlepsze jest to, ze to miał być mój prezent urodzinowy. Z drugiej strony, teraz przynajmniej ma namiastkę życia. W więzieniu, a raczej kopalni, musiała pracować 12 godzin, aby zarobić na jedzenie. Teraz ma wszystko czego potrzebuje. Jest z nami już pół roku, i jeszcze ani razu się na niej nie żywiłem. Boje się. Boje się, ze zrobię jej krzywdę. A z upływem czasu, ona tez zaczęła się mnie bać. Domyślam się, że to dlatego iż myśli, że pewnego dnia naprawde sie nią pożywie. Westchnąłem zdołowany. Ruszyłem w jej kierunku. Słyszałem jak jej puls przyśpiesza i wstrzymuje oddech. Minąłem ją, nawet na nią nie patrząc.
- Chodź- rzuciłem w jej stronę.
Na dźwięk mojego głosu wzdrygnęła się. Następnie udając, że chodnik jest niesamowicie interesujący, stanęła obok mnie.
- Cześć, jak tam w szkole??- spytał mój przyjaciel Beni, który przed chwilą do nas podszedł
Tak naprawdę, nie nazywa się tak. To jego pseudonim. Kiedy byłem mały, nie umiałem zapamiętać jego prawdziwego imienia. Benjamin- jego prawdziwe imię- cały czas musiał mi przypominać swoje imię, a ponieważ oglądałem dużo kreskówek, zapamiętałem imię głównego bohatera. I tak już zostało.
- Cześć Beni. Mieliśmy kartkówkę z biologi nuklearnej. Ale poza tym to normalny nudny dzień.
Spojrzał na mnie, jakbym nagle zaczął mówić po chińsku. Może dlatego, ze nie wiedział co to w ogóle jest biologia nuklearna?? Tak czy siak, nasza szkoła nie była zwyczajna. The National Wampire School, była przeznaczona tylko dla wampirów i ich żywicieli, na całym świecie.
- A jak u ciebie Maggie?- spytał starając się być miłym.
- Normalnie. - odpowiedziała cały czas podziwiając chodnik. W ciągu całego pobytu w moim domu, normalnie rozmawiała ze wszytskimi, poza mną. To frustrujące!
- No dobra to jedźmy juz.- zarządził Beni idąc już w strone swojego samochodu. Strare Audi. Zazdrościłem mu. Nie z powodu marki samochodu, bo szczerze mówiąc, sa lepsze. Zazdrościłem mu dlatego, ze miał wogóle jakiś samochód i mógł na nim jeździc. Ojciec mi nie pozwalał. Mówił, że wampirom czystek krwi nie wypada jeździc taką kupą żelaza. Bzdury.
Oj, aby nie było, on nie jest wampirem, tylko damphirem. Został stworzony, przez mojego ojca i jednocześnie głowę rodziny. Najpierw musiał wypić krew mojego ojczulka, potem stwórca- mój tatulek w tym wypadku- musiał go zabić. Następnie po przebudzeniu, kiedy wampirza krew już krążyła w jego organizmie, musiał utrzymać harmonie i poświęcić czyjeś życie. Zawsze jesteśmy przygotowani na tworzenie nowych damphirów. Tym razem padło na miejscowego pedofila. Wtedy Beni otrzymał mój szacunek. Męczył go przez prawie 3 godziny. Krew czuć było chyba w całej dzielnicy. Przepuściłem Maggie jako pierwszą (może i mnie olewa, ale jestem facetem, nie? Trochę kultury) i już miałem wsiadać za nią kiedy usłyszałem głos Isabeli.
- Toooooooooony !!!- jej przesłodzony głos wypełniał moje uczy.
Wzdrygnąłem się. Beni posłał mi rozbawione spojrzenie.
- Zapomniałaś czegoś??- spytałem z przyklejonym uśmiechem do twarzy.
- Ach....Nie. Chciałam się tylko pożegnać.- kaskady jej czarnych włosów, zaczęły żyć własnym życiem, kiedy zerwał się silniejszy wiatr.
Gdy na nią patrzyłem, przypomniałem sobie wszystkie dziewczyny, takie jak ona. Moja rodzina, jako jedyna ma w żyłach czystą krew, czyli każdy mój przodek, wiązał się z innym wampirem czystej krwi. Wszystkie dziewczyny jak do tej pory leciały na moje dziedzictwo, niż na mnie. Is była dokładnie taka jak inne. Sztuczna.
- Śpieszę się. Do jutra- nawet nie chciało mi się udawać miłego.
W jej spojrzeniu pojawił się błysk.
- Robię dziś imprezę, przyjdziesz?-chwila ciszy- A, no możesz zabrać swoją dziewczynę jak chcesz - wskazała na Maggie, która jak do tej pory nie słuchała o czym rozmawiamy. Lecz kiedy Isabel to powiedziała, spojrzała na mnie tymi złotymi, bursztynowymi oczami. O rany, jaka ona ładna.
- Zadzwonię- rzuciłem do czarnowłosej i nie odrywając spojrzenia od jej twarzy wpakowałem się do samochodu.
"Swoją dziewczynę"- te słowa huczały w mojej głowie podczas podróży. Miałem tonę dziewczyn, a mimo to, te słowa brzmiały tak obco. Tak...przyjemnie ?
- Jesteśmy- tymi słowami przywrócił mnie Beni. Mieszkałem zdecydowanie za blisko szkoły. 5 km to za mało abym przemyślał słowa Is. Za mało.
Wysiadłem z samochodu, podałem rękę Maggie aby ona rowniez bezpiecznie wysiadla i poszedłem do pokoju po czym zacząłem odrabiać lekcję. Wszystko zajęło mi mniej więcej 2 godziny. Została tylko...matematyka. Rany, mogę mieć 5 z biologi neuklarnej, ale matmy nigdy nie załapie. Bylejak zrobiłem zadania z tego kosmicznego przedmiotu po czym wróciłem myślami do słów czarnowłosej. Nie dawały mi spokoju. Dziś urządza imprezę, w sumie dawno nigdzie nie wychodziłem... Wygrzebałem ze spodni iphona 5s i wybrałem jej numer. 2 sygnały później, odebrała.
- Halo- spytała zachrypniętym głosem.
- Żywisz się?- spytałem. Nie wiem czemu, ale to była pierwsza myśl która mi przyszła do głowy.
- Tooony!! Zadzwoniłeś!!- krzyknęła już normalnym głosem. Aż ociekał słodkością.
- Przecież powiedziałem, że zadzwonię.
- Tak, tak, wybacz. A więc, przyjdziesz??- słychać było podniecenie i nadzieje.
- Może...- rzuciłem od niechcenia i zacząłem się bawić nitką, która odstawała mi od koszulki.
- Przyjdź.- poprosiła.
- Co powiedziałaś?? Zacina mi telefon i...
- Błagam, przyjdź...- jej słodki głosik, zamienił się w normalny, dźwięczny dźwięk.
- O której i gdzie?- oderwałem niteczkę.
Po podaniu godziny i adresu, zaczęła ożywiona opowiadać jak będzie cudownie. I chyba z 500 razy wspominała, że jej rodziców nie będzie w domu. Kiedy skończyliśmy rozmawiać zorientowałem się, iż mamy pół godziny do imprezy. Mamy?? Ja idę, ale nie wiem czy ona... Właściwie to mogłem się jej spytać. Mieszkała pokój obok. Wystarczyło tylko wyjść, podejść do drzwi obok i zapukać. Spojrzałem na mojego brata bliźniaka, który pokazywał się kiedy patrzyłem w lustro. Miałem na sobie czerwony T-shirt z wygrawerowanym napisem: "I don't hate you, I love you stupid". Nie, zdecydowanie nie mogę isć w tej koszulce do niej. Wygrzebałem z dna szafy niebieską koszulkę z narysowanymi kłami. Idealnie. Nie chciało mi się zmieniać czarnych rurek, ani wkładać butów. Więc wyszedłem ubrany, tylko w spodnie i koszulkę. Zapukałem trzy razy. Czekałem pod drzwiami dobrą chwilę, i kiedy już miałem wracać, Maggie ubrana w dresy, też z bosymi stopami i zbyt dużym podkoszulku, otworzyła mi drzwi. Nie wiedząc czemu, jej bose stopy wydały mi się zbyt intymne. Boże, co ze mną!?
- Będziemy tak stać, czy mogę wejść?-spytałem. Naprawdę, podłoga na korytarzu była lodowata.
- T...tak, wejdź- zaprosiła mnie do środka.
Miała mokre włosy, a na nich był zarzucony biały ręcznik. Brała prysznic. Nawet czuć w powietrzu miodowo-cytrynowy zapach. Rozejrzałem się po jej pokoju. Pierwszy raz w nim byłem. Wcześniej nie miałem okazji. Wstydziłem się. Ona chyba też, gdyż nigdy mnie do niego nie zaprosila, mimo, że był to mój dom. Pokoik był mały, biało-kremowy. Wszędzie były zdjęcia, plakaty, i obrazy. Biurko było całe zwalone książkami i dokumentami. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Wybacz, że cię nachodzę, ale idę dziś na imprezę do Isabel. Idziesz ze mną??-spytałem cały czas oglądając jej pokój. Kiedy nic nie odpowiadała, spojrzał na nią i już miął powtórzyć pytanie, kiedy zobaczyłem jej minę. Trzymała teraz ręcznik w dłoniach i patrzyła na niego, cała purpurowa na twarzy. Wyglądała...słodko.
- Ziemia do Maggie! Halo, tracimy łączność!- zacząłem udawać że mówię przez mikrofon.
- O...Obecna !!!- krzyknęła podekscytowana.
Wybuchneliśmy śmiechem. Jej melodyjny głos zaczął wypełniać jej pokój. Spojrzałem na nią, nadal się śmiała. Czemu wcześniej nie zauważyłem jej urody?? Cera niczym mleko, złoto-bursztynowe oczy, koralowe zachęcające usta. Podchwyciła moje spojrzenie. Przez chwilę patrzyła na mnie, ale później odwróciła wzrok. Znowu.
- Tak czy siak, zastanów się. Jeśli nie chcesz to nie musisz iść. Do niczego nie zmuszam- znowu ten mój ton, jakbym reklamował parówki.
Już miałem wyjść, kiedy krzyknęła:
- Nie idź!
Odwróciłem się zaskoczony. Miałem się spytać dlaczego mam nie iść, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Na dzwonek miałem ustawioną piosenkę Michaela Jacksona- They don't care about us i aż nogi same rwały mi się do tańca. Odebrałem.
- Halo....teraz? Tak, jesteśmy gotowi...mhm...już....pa.
Dzwonił Beni. Już podjechał pod dom, a my nawet nie gotowi. Spojrzałem na zarumienioną dziewczynę. Była mokra i nieubrana. W sumie....całkiem jej ładnie, w nieładzie.
- Ubieraj się szybko, Beni już podjechał. Jak będziesz gotowa to przyjdź do mojego pokoju. Jeśli chcesz jechać oczywiście.
Wyszedłem i szybko zacząłem szukać innej koszulki, butów no i skarpetek. Znalazłem czerwoną koszulkę z wcześniej, dobra trudno niech będzie. Rzuciłem ją na łóżko i zacząłem szukać skarpetek. Kiedy znalazłem, czarne skarpetki to przypomniało mi się, że czerwone conversy mam pod łóżkiem. Została tylko koszulka. Niezły jestem, kiedy spojrzałem na zegarek, to minęło dopiero 5 min. Zdjąłem niebieską koszulkę i już sięgałem po czerwony T-shirt, kiedy drzwi się otworzyły a w nich stanęła Maggie. Miała na sobie błękitną sukienkę, z granatowym sweterkiem. Włosy spięła na karku a na nogach miała czarne botki. Jak kamień zastygłem, sięgając po koszulkę. Patrzyła na mnie, kiedy ni z tond, ni zowąd odwróciła. No tak, byłem bez koszulki. Założyłem ją szybko, po czym złapałem ją za rękę. Gdy szliśmy przez korytarz, nagle naszła mnie myśl dlaczego sie tak szybko ubrala. Może chciała mnie szybko zobaczyc ? Nie.Nie.Nie. Napewno nie...musi być jakieś inne wytłumaczenie. Miała juz naszykowane ciuchy i wystarczyło aby tylko je włozyla .Tak. To wytlumaczenie miało juz wiekszy sens niż poprzednie.
&&&&&&
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, dom Isabel był pełen ludzi. Dosłownie tyle, ile stokrotek na łące. Jej willa znajdowała się 40 minut drogi samochodem, od mojego, więc na imprezę przyjechaliśmy z małym opóźnieniem. Gdy wyszedłem z samochodu, każdy na mnie patrzył, niektórzy nawet pokazywali mnie palcem. Pięknie. Tego jeszcze mi brakowało. Jeszcze kurwa zacznijcie mi się kłaniać.
- Olej ich. - powiedział Beni uśmiechając się. Po chwili już go nie bylo. Ruszył w strone bawiacych sie w najlepsze ludzi.
Spojrzałem na Maggie. Patrzyła na nich wzrokiem, jakby mówiła: "Na co się gapicie". Zostawiając mnie z tyłu. Pierwszy raz zdarzyło mi się, aby ktoś zostawił mnie z tyłu. Nieprzyjemne uczucie. Ruszyłem za nią. Kiedy tak szliśmy, słyszałem, jak ludzie szepczą za nami różne rzeczy. Ale nie zwracałem na nich uwagi. Byłem zajety myślami o dziewczynie, która szła tuż przede mną. Boże, czy ja byłem ślepy? Dlaczego wcześniej nie zauwazyłem jej urody ? Wampiry zazwyczaj nie okazuja uczuc, i zazwyczaj nic nie czują do innych osób, ale w tym przypadku było inaczej. Zawsze gdy byłem w jej towarzystwie serce przyśpieszało mi do zaskakujaco szybkiego tepa. Czułem sie zawstydzony i duzo sie denerwowalem. Nie wiem dlaczego tak na mnie działała, moze ja.....Z zamyslen wyrwała mnie czyjaś reka na brzuchu. Spojrzałem w dól. Maggy. Zdenerwowanie stało sie stukrotnie wieksze niz 5 minut temu. Nogi miałem jak z waty. A pot lał się ze mnie jak woda z kranu.
- T..tony. Mogłabym z tobą o czymś porozmawiac ? - powiedziała w koncu, a jej wzrok wbity był w podłoge tak jak zwykle. - Mam ci coś ważnego do powiedzenia. To nie może zwlekać.
- T..tak. Jasne. Chodźmy. - ruszyliśmy w strone domu Is, zdala od ludzi którzy byli juz pijani.
Weszliśmy do środka, i szukaliśmy wolnego miejsca na rozmowe. Po prawej stronie ujrzałem uchylone drzwi pokoju. Poszedłem sprawdzić czy nikogo nie ma. Nie było. Machnąłem ręką w stronę Maggie aby podeszła a ona wykonała polecenie. Była widocznie zdenerwowana. Ja zresztą też. Cóż mogłoby być tak ważne, że chciała rozmawiać na osobności? Weszlismy do pokoju. Był w krwistym kolorze czerwieni. Od razu się przeraziłem tym faktem. Czerwony działa bardzo źle na wampiry. Jest to kolor krwi, a my - wampiry - pijemy krew. Albo kupioną, albo prosto od ciała żywiciela. Kolor ten działa takze na kły które sa schowane pod normalnymi zębami. Wysuwaja sie automatycznie gdy zbyt dlugo przebywa sie w pomieszczeniu z tym kolorem lub przed zywieniem. Starsze wampiry opanowaly juz manerw samodzielnego wysuwania kłow w odpowiedniej sytuacji. Ja jednak jeszcze nie. Bylem stosunkowo mlody, za mlody by to opanowac. Rozejrzalem sie po pokoju w poszukiwaniu czegokolwiek co by moglo zakryc moje oczy. Z lewej strony stalo łóżko po prawej stronie były drzwi do łazienki a pod oknem stała komoda na której znajdowały się zdjęcia rodziców Is. Widocznie był to ich pokój. Odwróciłem wzrok spowrotem do Maddy. Była blada.
-NIc ci nie jest ? Jesteś blada. Chcesz cos do picia ? A moze coś cię boli !? - spytałem wystraszony jej stanem.
- Nic...nic mi nie jest. - odpowiedziała cichym głosem.
- Uf..rozumiem. O czym chciałas porozmawiać ?
Zamkneła oczy, a po chwili znów je otworzyła. Wydawały się większe niż zazwyczaj. Co się dzieje ? Czyżby chciała mi wyznać uczucia ? Nie ! O czym ja myśle !?!?!?!?
- Maggie ?
- Tony posluchaj...ja...jaa...no bo ja....to jest...- zaczeła się jąkać, po czym znów zamknęła oczy i wzieła trzy glebokie wdechy i wydechy.
- Nic ci nie jest ? Coś sie stało ? Mi możesz powiedzieć...
- Wiem, ale....nie wiem jak ci to powiedzieć. - otworzyła oczy po czym ponownie wstrzymała powietrze. Oczy zrobiły się jej jeszcze wieksze, o ile to moliwe. - Tony...dlaczego ty....twoje zęby...one..- powiedziała po czym znów wstrzymała powietrze.
- O co ci chodzi ? - podeszłem do komody na którym stało lusterko i aż się wzdrygnąłem gdy zobaczyłem w nim moje kly. Wiedziałem, że tak to się skonczy. - Maggy...to nic...ja nie..- podeszłem do niej ale cofneła się dwa kroki do tyłu.
- Odejdź ode mnie i nie dotykaj mnie. Prosze Tony. - Oczy jej się zaszkliły od łez.
- Przepraszam, to ten pokój. Jest czerwony, to dlatego..przepraszam. Nie zwracaj na to uwagi.
- Napewno ? - pokiwałem głową. - Dobrze, a więc chce ci powiedzieć, że ...Tonny boje się. Boje się, że mnie ukąsisz za każdym razem kiedy jestem z tobą. To okropne uczucie. Ja...naprawdę cię lubię. Naprawde...lubię cię. Dziekuję za wszystko co ty i twoja rodzina dla mnie zrobiliście, ale nie zniose kolejnej porcji lęku. Poza tym twoje...kły....one, wygladają...strasznie. I ja naprawde nie chce czuć ich w swojej szyi. - jej wzrok co chwila patrzył to na mnie to na podłogę. Analizowałem każde jej słowo. Troche zabolało mnie to co powiedziała, ale miała racje. Byłem potrorem. Nagle ni z tąd ni z owąd poczułem znajomy ból w szczęce. Kiedy ja tak właściwie jadłem ? 3 dni temu ? Juz czas. Spojrzałem na nią. Patrzyła w dół tak jak zazwyczaj w moim towarzystwie.
- Maggie ? - spojrzala prosto w moje oczy. Poczułem zdenerwowanie. - Ja...wszystko rozumiem, ale...Maggie, ja...jestem glodny. Musze sie napić krwi...juz!
Patrzyła sie na mnie z przerażeniem w oczach. Szczerze nie chciałem żeby to zabrzmiało jak przymuszenie do dania mi krwi, no ale tak właśnie zabrzmiało. Bylem zły na siebie. Przypatrywaliśmy się tak sobie przez jeszcze kilka chwil, jednak po chwili znów poczułem ból w szczęce. Dłużej nie mogłem wytrzymać. Musiałem się napić krwi. Inaczej zmienie się w potwora. Potwora któremu jedynie krew w głowie. Muszę się napić. Ale nie jej. Ona jest dla mnie zbyt ważna. Nie chce, aby coś jej się stało. Nie może. Muszę coś wymyśleć zanim to się stanie.
~~~~~~~~Oczami Maggie~~~~~~~~
Patrzyłam sie na niego i nie moglam uwierzyc w to co sie właśnie dzieje. Stałam w jednym pokoju z wampirem, który chciał krwi. Ja bylam jego żywicielką, ale na samą myśl o bólu który pojawiał się zaraz po wbiciu kłów w szyję robiło mi się słabo. Trochę się tego bałam. Ale ufałam Tony'iemu. Nigdy wcześniej nie wziął ode mnie krwi. Miałam nadzieję, że i tym razem nie weźmie. Spojrzałam w podłogę. Przecież to była impreza. Miał setki ludzi od których mogł wziąć krew. Nie musiałam się martwić. Ale czy aby na pewno ?. Podniosłam wzrok z powrotem na chłopaka, który stał tuż przede mną i aż lekko zapiszczałam z przerażenia na jego widok. Jego piwne oczy poczerwieniały. Stały sie krwisto czerwone, dokładnie tak jak ściany w tym pokoju. Kły stały się dłuższe niż wcześniej. Włosy, które były koloru ciemnego blondu pociemniały jeszcze bardziej i stały się poburzone. Cofnęłam się krok do tyłu przerażona tym co zaraz miało się stać. Jego źrenice pomniejszyły się, a on niespodziewanie upadł na podłogę łapiąc się za głowę.
- Uciekaj !!! Uciekaj Maggie !!! Juz !!!- krzyknął.
Widać było, że stara się nad sobą panować. Mimo jego rozkazów nie ruszyłam się z miejsca o milimetr. Przypatrywałam się mu uważnie. Strach z wcześniej gdzieś zniknął a na jego miejsce wskoczyło zmartwienie. To było dziwne. Jeszcze chwile wcześniej rozmawialiśmy ze sobą jak człowiek z czło...nie. Rozmawialiśmy ze sobą jak człowiek z wampirem. O sprawie jego pożywienia. O mnie.
- Jezu Maggie !!! Uciekaj !!! Do jasnej cholery uciekaj !!! Nie stój jak słóp tylko rusz tą zgrabną pupe i wypierdzielaj z tąd jak najdalej !!!!!! - w jego głosie można bylo wyczuć silne zdenerwowanie, ale i troske. Nie chcial mojej krwi ? Ale przecież....
- Uciekaj z tąd kurwa !!!!!!!! Nie chce żeby coś ci się stało !!!! Nie chce, żebyś była takim potworem jak ja !!!! Jeśli natychmiast z tąd nie wyjdziesz, to nie ręczę za siebie !!! Nie bedę się mógł powstrzymać !!!Maggie...prosze idź już !!!! - w tej chwili złapał mnie za rękę, a ja otworzyłam szerzej oczy. Wstał, po czym ją puścił. Jakby to była jego podpora. Chciałam już uciec, ale nogi wydawały się jakby przyrosły mi do ziemi.Nie wykonywały poleceń. Nie mogłam ruszyć sie ani kroku do przodu. Serce waliło mi z 1284858934832094 razy na sekundę. Popatrzyłam się w jego krwiste od porządania krwi oczy. Były hipnotyzujące. Nie mogłam oderwac od nich wzroku. Powoli do mnie podchodził. Małymi kroczkami, wciąż patrząc głęboko w oczy. Tak jakby chciał z nich cokolwiek wyczytać. Wstrzymałam powietrze.
- Maddie. Oddychaj. Chcę słyszeć jak powietrze przechodzi ci przez płuca, chcę słyszeć jak krew kraży w twoim ciele, chcę słyszeć jak serce ci przyśpiesza za każdym moim krokiem w twoim kierunku. To naprawde przyjemne słyszeć ciebie od środka Maddie.
Stało sie. Wampirzy apetyt przejął nad nim całkowitą kontrolę. Stracił nad sobą panowanie. Ostrzegał mnie, że tak będzie. A ja głupia nie słuchałam tylko się patrzyłam. Podszedł do mnie jeszcze bliżej, tak że nasze ciała prawie sie stykały. Było to przyjemne uczucie mieć go tak blisko siebie. Ale z drugiej strony tak przerażające. Popatrzyłam w jego czerwone oczy. Nie miały już żadnych uczuć. Żadnego blasku. Były jak czarna dziura. Tyle, że w tym wypadku nie czarna lecz czerowna. Czerwona dziura. Schylił się tak, aby dostać do mojego ucha. I w tym momencie strach powrocił. Nie czułam juz niczego. Tylko strach.
- A teraz cie trochę posmakujemy kochanie. Co ty na to ?!- zasmiał się gardłowo po czym osunął się w stronę mojej szyi. Lekko ją pocałował, czym się zaskoczyłam. Lecz to miało być chwilowym odwróceniem mojej uwagi. Sekunde później poczułam kły w mojej szyi i ból który przeszył moje ciało. Z sekundy na sekundę nogi się podemną uginały coraz bardziej. Traciłam krew.
- Dość. Wystarczy Tony. Błagam cię, wróć do rzeczywistości- powiedziałam błagalnie.
Nie sluchał. Pił ze mnie krew jak mleko z kartonu. Osuwałam się powoli w dół tracąc siły. Tony już dostał swoją krew, którą potrzebował, lecz nadal nie mógł się opanować. Mówił, że tak będzie. Tonny. Jesteś potworem. A ja przez ciebie też się nim niedługo stanę. Stanę się damphirem.
- Chodź- rzuciłem w jej stronę.
Na dźwięk mojego głosu wzdrygnęła się. Następnie udając, że chodnik jest niesamowicie interesujący, stanęła obok mnie.
- Cześć, jak tam w szkole??- spytał mój przyjaciel Beni, który przed chwilą do nas podszedł
Tak naprawdę, nie nazywa się tak. To jego pseudonim. Kiedy byłem mały, nie umiałem zapamiętać jego prawdziwego imienia. Benjamin- jego prawdziwe imię- cały czas musiał mi przypominać swoje imię, a ponieważ oglądałem dużo kreskówek, zapamiętałem imię głównego bohatera. I tak już zostało.
- Cześć Beni. Mieliśmy kartkówkę z biologi nuklearnej. Ale poza tym to normalny nudny dzień.
Spojrzał na mnie, jakbym nagle zaczął mówić po chińsku. Może dlatego, ze nie wiedział co to w ogóle jest biologia nuklearna?? Tak czy siak, nasza szkoła nie była zwyczajna. The National Wampire School, była przeznaczona tylko dla wampirów i ich żywicieli, na całym świecie.
- A jak u ciebie Maggie?- spytał starając się być miłym.
- Normalnie. - odpowiedziała cały czas podziwiając chodnik. W ciągu całego pobytu w moim domu, normalnie rozmawiała ze wszytskimi, poza mną. To frustrujące!
- No dobra to jedźmy juz.- zarządził Beni idąc już w strone swojego samochodu. Strare Audi. Zazdrościłem mu. Nie z powodu marki samochodu, bo szczerze mówiąc, sa lepsze. Zazdrościłem mu dlatego, ze miał wogóle jakiś samochód i mógł na nim jeździc. Ojciec mi nie pozwalał. Mówił, że wampirom czystek krwi nie wypada jeździc taką kupą żelaza. Bzdury.
Oj, aby nie było, on nie jest wampirem, tylko damphirem. Został stworzony, przez mojego ojca i jednocześnie głowę rodziny. Najpierw musiał wypić krew mojego ojczulka, potem stwórca- mój tatulek w tym wypadku- musiał go zabić. Następnie po przebudzeniu, kiedy wampirza krew już krążyła w jego organizmie, musiał utrzymać harmonie i poświęcić czyjeś życie. Zawsze jesteśmy przygotowani na tworzenie nowych damphirów. Tym razem padło na miejscowego pedofila. Wtedy Beni otrzymał mój szacunek. Męczył go przez prawie 3 godziny. Krew czuć było chyba w całej dzielnicy. Przepuściłem Maggie jako pierwszą (może i mnie olewa, ale jestem facetem, nie? Trochę kultury) i już miałem wsiadać za nią kiedy usłyszałem głos Isabeli.
- Toooooooooony !!!- jej przesłodzony głos wypełniał moje uczy.
Wzdrygnąłem się. Beni posłał mi rozbawione spojrzenie.
- Zapomniałaś czegoś??- spytałem z przyklejonym uśmiechem do twarzy.
- Ach....Nie. Chciałam się tylko pożegnać.- kaskady jej czarnych włosów, zaczęły żyć własnym życiem, kiedy zerwał się silniejszy wiatr.
Gdy na nią patrzyłem, przypomniałem sobie wszystkie dziewczyny, takie jak ona. Moja rodzina, jako jedyna ma w żyłach czystą krew, czyli każdy mój przodek, wiązał się z innym wampirem czystej krwi. Wszystkie dziewczyny jak do tej pory leciały na moje dziedzictwo, niż na mnie. Is była dokładnie taka jak inne. Sztuczna.
- Śpieszę się. Do jutra- nawet nie chciało mi się udawać miłego.
W jej spojrzeniu pojawił się błysk.
- Robię dziś imprezę, przyjdziesz?-chwila ciszy- A, no możesz zabrać swoją dziewczynę jak chcesz - wskazała na Maggie, która jak do tej pory nie słuchała o czym rozmawiamy. Lecz kiedy Isabel to powiedziała, spojrzała na mnie tymi złotymi, bursztynowymi oczami. O rany, jaka ona ładna.
- Zadzwonię- rzuciłem do czarnowłosej i nie odrywając spojrzenia od jej twarzy wpakowałem się do samochodu.
"Swoją dziewczynę"- te słowa huczały w mojej głowie podczas podróży. Miałem tonę dziewczyn, a mimo to, te słowa brzmiały tak obco. Tak...przyjemnie ?
- Jesteśmy- tymi słowami przywrócił mnie Beni. Mieszkałem zdecydowanie za blisko szkoły. 5 km to za mało abym przemyślał słowa Is. Za mało.
Wysiadłem z samochodu, podałem rękę Maggie aby ona rowniez bezpiecznie wysiadla i poszedłem do pokoju po czym zacząłem odrabiać lekcję. Wszystko zajęło mi mniej więcej 2 godziny. Została tylko...matematyka. Rany, mogę mieć 5 z biologi neuklarnej, ale matmy nigdy nie załapie. Bylejak zrobiłem zadania z tego kosmicznego przedmiotu po czym wróciłem myślami do słów czarnowłosej. Nie dawały mi spokoju. Dziś urządza imprezę, w sumie dawno nigdzie nie wychodziłem... Wygrzebałem ze spodni iphona 5s i wybrałem jej numer. 2 sygnały później, odebrała.
- Halo- spytała zachrypniętym głosem.
- Żywisz się?- spytałem. Nie wiem czemu, ale to była pierwsza myśl która mi przyszła do głowy.
- Tooony!! Zadzwoniłeś!!- krzyknęła już normalnym głosem. Aż ociekał słodkością.
- Przecież powiedziałem, że zadzwonię.
- Tak, tak, wybacz. A więc, przyjdziesz??- słychać było podniecenie i nadzieje.
- Może...- rzuciłem od niechcenia i zacząłem się bawić nitką, która odstawała mi od koszulki.
- Przyjdź.- poprosiła.
- Co powiedziałaś?? Zacina mi telefon i...
- Błagam, przyjdź...- jej słodki głosik, zamienił się w normalny, dźwięczny dźwięk.
- O której i gdzie?- oderwałem niteczkę.
Po podaniu godziny i adresu, zaczęła ożywiona opowiadać jak będzie cudownie. I chyba z 500 razy wspominała, że jej rodziców nie będzie w domu. Kiedy skończyliśmy rozmawiać zorientowałem się, iż mamy pół godziny do imprezy. Mamy?? Ja idę, ale nie wiem czy ona... Właściwie to mogłem się jej spytać. Mieszkała pokój obok. Wystarczyło tylko wyjść, podejść do drzwi obok i zapukać. Spojrzałem na mojego brata bliźniaka, który pokazywał się kiedy patrzyłem w lustro. Miałem na sobie czerwony T-shirt z wygrawerowanym napisem: "I don't hate you, I love you stupid". Nie, zdecydowanie nie mogę isć w tej koszulce do niej. Wygrzebałem z dna szafy niebieską koszulkę z narysowanymi kłami. Idealnie. Nie chciało mi się zmieniać czarnych rurek, ani wkładać butów. Więc wyszedłem ubrany, tylko w spodnie i koszulkę. Zapukałem trzy razy. Czekałem pod drzwiami dobrą chwilę, i kiedy już miałem wracać, Maggie ubrana w dresy, też z bosymi stopami i zbyt dużym podkoszulku, otworzyła mi drzwi. Nie wiedząc czemu, jej bose stopy wydały mi się zbyt intymne. Boże, co ze mną!?
- Będziemy tak stać, czy mogę wejść?-spytałem. Naprawdę, podłoga na korytarzu była lodowata.
- T...tak, wejdź- zaprosiła mnie do środka.
Miała mokre włosy, a na nich był zarzucony biały ręcznik. Brała prysznic. Nawet czuć w powietrzu miodowo-cytrynowy zapach. Rozejrzałem się po jej pokoju. Pierwszy raz w nim byłem. Wcześniej nie miałem okazji. Wstydziłem się. Ona chyba też, gdyż nigdy mnie do niego nie zaprosila, mimo, że był to mój dom. Pokoik był mały, biało-kremowy. Wszędzie były zdjęcia, plakaty, i obrazy. Biurko było całe zwalone książkami i dokumentami. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Wybacz, że cię nachodzę, ale idę dziś na imprezę do Isabel. Idziesz ze mną??-spytałem cały czas oglądając jej pokój. Kiedy nic nie odpowiadała, spojrzał na nią i już miął powtórzyć pytanie, kiedy zobaczyłem jej minę. Trzymała teraz ręcznik w dłoniach i patrzyła na niego, cała purpurowa na twarzy. Wyglądała...słodko.
- Ziemia do Maggie! Halo, tracimy łączność!- zacząłem udawać że mówię przez mikrofon.
- O...Obecna !!!- krzyknęła podekscytowana.
Wybuchneliśmy śmiechem. Jej melodyjny głos zaczął wypełniać jej pokój. Spojrzałem na nią, nadal się śmiała. Czemu wcześniej nie zauważyłem jej urody?? Cera niczym mleko, złoto-bursztynowe oczy, koralowe zachęcające usta. Podchwyciła moje spojrzenie. Przez chwilę patrzyła na mnie, ale później odwróciła wzrok. Znowu.
- Tak czy siak, zastanów się. Jeśli nie chcesz to nie musisz iść. Do niczego nie zmuszam- znowu ten mój ton, jakbym reklamował parówki.
Już miałem wyjść, kiedy krzyknęła:
- Nie idź!
Odwróciłem się zaskoczony. Miałem się spytać dlaczego mam nie iść, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Na dzwonek miałem ustawioną piosenkę Michaela Jacksona- They don't care about us i aż nogi same rwały mi się do tańca. Odebrałem.
- Halo....teraz? Tak, jesteśmy gotowi...mhm...już....pa.
Dzwonił Beni. Już podjechał pod dom, a my nawet nie gotowi. Spojrzałem na zarumienioną dziewczynę. Była mokra i nieubrana. W sumie....całkiem jej ładnie, w nieładzie.
- Ubieraj się szybko, Beni już podjechał. Jak będziesz gotowa to przyjdź do mojego pokoju. Jeśli chcesz jechać oczywiście.
Wyszedłem i szybko zacząłem szukać innej koszulki, butów no i skarpetek. Znalazłem czerwoną koszulkę z wcześniej, dobra trudno niech będzie. Rzuciłem ją na łóżko i zacząłem szukać skarpetek. Kiedy znalazłem, czarne skarpetki to przypomniało mi się, że czerwone conversy mam pod łóżkiem. Została tylko koszulka. Niezły jestem, kiedy spojrzałem na zegarek, to minęło dopiero 5 min. Zdjąłem niebieską koszulkę i już sięgałem po czerwony T-shirt, kiedy drzwi się otworzyły a w nich stanęła Maggie. Miała na sobie błękitną sukienkę, z granatowym sweterkiem. Włosy spięła na karku a na nogach miała czarne botki. Jak kamień zastygłem, sięgając po koszulkę. Patrzyła na mnie, kiedy ni z tond, ni zowąd odwróciła. No tak, byłem bez koszulki. Założyłem ją szybko, po czym złapałem ją za rękę. Gdy szliśmy przez korytarz, nagle naszła mnie myśl dlaczego sie tak szybko ubrala. Może chciała mnie szybko zobaczyc ? Nie.Nie.Nie. Napewno nie...musi być jakieś inne wytłumaczenie. Miała juz naszykowane ciuchy i wystarczyło aby tylko je włozyla .Tak. To wytlumaczenie miało juz wiekszy sens niż poprzednie.
&&&&&&
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, dom Isabel był pełen ludzi. Dosłownie tyle, ile stokrotek na łące. Jej willa znajdowała się 40 minut drogi samochodem, od mojego, więc na imprezę przyjechaliśmy z małym opóźnieniem. Gdy wyszedłem z samochodu, każdy na mnie patrzył, niektórzy nawet pokazywali mnie palcem. Pięknie. Tego jeszcze mi brakowało. Jeszcze kurwa zacznijcie mi się kłaniać.
- Olej ich. - powiedział Beni uśmiechając się. Po chwili już go nie bylo. Ruszył w strone bawiacych sie w najlepsze ludzi.
Spojrzałem na Maggie. Patrzyła na nich wzrokiem, jakby mówiła: "Na co się gapicie". Zostawiając mnie z tyłu. Pierwszy raz zdarzyło mi się, aby ktoś zostawił mnie z tyłu. Nieprzyjemne uczucie. Ruszyłem za nią. Kiedy tak szliśmy, słyszałem, jak ludzie szepczą za nami różne rzeczy. Ale nie zwracałem na nich uwagi. Byłem zajety myślami o dziewczynie, która szła tuż przede mną. Boże, czy ja byłem ślepy? Dlaczego wcześniej nie zauwazyłem jej urody ? Wampiry zazwyczaj nie okazuja uczuc, i zazwyczaj nic nie czują do innych osób, ale w tym przypadku było inaczej. Zawsze gdy byłem w jej towarzystwie serce przyśpieszało mi do zaskakujaco szybkiego tepa. Czułem sie zawstydzony i duzo sie denerwowalem. Nie wiem dlaczego tak na mnie działała, moze ja.....Z zamyslen wyrwała mnie czyjaś reka na brzuchu. Spojrzałem w dól. Maggy. Zdenerwowanie stało sie stukrotnie wieksze niz 5 minut temu. Nogi miałem jak z waty. A pot lał się ze mnie jak woda z kranu.
- T..tony. Mogłabym z tobą o czymś porozmawiac ? - powiedziała w koncu, a jej wzrok wbity był w podłoge tak jak zwykle. - Mam ci coś ważnego do powiedzenia. To nie może zwlekać.
- T..tak. Jasne. Chodźmy. - ruszyliśmy w strone domu Is, zdala od ludzi którzy byli juz pijani.
Weszliśmy do środka, i szukaliśmy wolnego miejsca na rozmowe. Po prawej stronie ujrzałem uchylone drzwi pokoju. Poszedłem sprawdzić czy nikogo nie ma. Nie było. Machnąłem ręką w stronę Maggie aby podeszła a ona wykonała polecenie. Była widocznie zdenerwowana. Ja zresztą też. Cóż mogłoby być tak ważne, że chciała rozmawiać na osobności? Weszlismy do pokoju. Był w krwistym kolorze czerwieni. Od razu się przeraziłem tym faktem. Czerwony działa bardzo źle na wampiry. Jest to kolor krwi, a my - wampiry - pijemy krew. Albo kupioną, albo prosto od ciała żywiciela. Kolor ten działa takze na kły które sa schowane pod normalnymi zębami. Wysuwaja sie automatycznie gdy zbyt dlugo przebywa sie w pomieszczeniu z tym kolorem lub przed zywieniem. Starsze wampiry opanowaly juz manerw samodzielnego wysuwania kłow w odpowiedniej sytuacji. Ja jednak jeszcze nie. Bylem stosunkowo mlody, za mlody by to opanowac. Rozejrzalem sie po pokoju w poszukiwaniu czegokolwiek co by moglo zakryc moje oczy. Z lewej strony stalo łóżko po prawej stronie były drzwi do łazienki a pod oknem stała komoda na której znajdowały się zdjęcia rodziców Is. Widocznie był to ich pokój. Odwróciłem wzrok spowrotem do Maddy. Była blada.
-NIc ci nie jest ? Jesteś blada. Chcesz cos do picia ? A moze coś cię boli !? - spytałem wystraszony jej stanem.
- Nic...nic mi nie jest. - odpowiedziała cichym głosem.
- Uf..rozumiem. O czym chciałas porozmawiać ?
Zamkneła oczy, a po chwili znów je otworzyła. Wydawały się większe niż zazwyczaj. Co się dzieje ? Czyżby chciała mi wyznać uczucia ? Nie ! O czym ja myśle !?!?!?!?
- Maggie ?
- Tony posluchaj...ja...jaa...no bo ja....to jest...- zaczeła się jąkać, po czym znów zamknęła oczy i wzieła trzy glebokie wdechy i wydechy.
- Nic ci nie jest ? Coś sie stało ? Mi możesz powiedzieć...
- Wiem, ale....nie wiem jak ci to powiedzieć. - otworzyła oczy po czym ponownie wstrzymała powietrze. Oczy zrobiły się jej jeszcze wieksze, o ile to moliwe. - Tony...dlaczego ty....twoje zęby...one..- powiedziała po czym znów wstrzymała powietrze.
- O co ci chodzi ? - podeszłem do komody na którym stało lusterko i aż się wzdrygnąłem gdy zobaczyłem w nim moje kly. Wiedziałem, że tak to się skonczy. - Maggy...to nic...ja nie..- podeszłem do niej ale cofneła się dwa kroki do tyłu.
- Odejdź ode mnie i nie dotykaj mnie. Prosze Tony. - Oczy jej się zaszkliły od łez.
- Przepraszam, to ten pokój. Jest czerwony, to dlatego..przepraszam. Nie zwracaj na to uwagi.
- Napewno ? - pokiwałem głową. - Dobrze, a więc chce ci powiedzieć, że ...Tonny boje się. Boje się, że mnie ukąsisz za każdym razem kiedy jestem z tobą. To okropne uczucie. Ja...naprawdę cię lubię. Naprawde...lubię cię. Dziekuję za wszystko co ty i twoja rodzina dla mnie zrobiliście, ale nie zniose kolejnej porcji lęku. Poza tym twoje...kły....one, wygladają...strasznie. I ja naprawde nie chce czuć ich w swojej szyi. - jej wzrok co chwila patrzył to na mnie to na podłogę. Analizowałem każde jej słowo. Troche zabolało mnie to co powiedziała, ale miała racje. Byłem potrorem. Nagle ni z tąd ni z owąd poczułem znajomy ból w szczęce. Kiedy ja tak właściwie jadłem ? 3 dni temu ? Juz czas. Spojrzałem na nią. Patrzyła w dół tak jak zazwyczaj w moim towarzystwie.
- Maggie ? - spojrzala prosto w moje oczy. Poczułem zdenerwowanie. - Ja...wszystko rozumiem, ale...Maggie, ja...jestem glodny. Musze sie napić krwi...juz!
Patrzyła sie na mnie z przerażeniem w oczach. Szczerze nie chciałem żeby to zabrzmiało jak przymuszenie do dania mi krwi, no ale tak właśnie zabrzmiało. Bylem zły na siebie. Przypatrywaliśmy się tak sobie przez jeszcze kilka chwil, jednak po chwili znów poczułem ból w szczęce. Dłużej nie mogłem wytrzymać. Musiałem się napić krwi. Inaczej zmienie się w potwora. Potwora któremu jedynie krew w głowie. Muszę się napić. Ale nie jej. Ona jest dla mnie zbyt ważna. Nie chce, aby coś jej się stało. Nie może. Muszę coś wymyśleć zanim to się stanie.
~~~~~~~~Oczami Maggie~~~~~~~~
Patrzyłam sie na niego i nie moglam uwierzyc w to co sie właśnie dzieje. Stałam w jednym pokoju z wampirem, który chciał krwi. Ja bylam jego żywicielką, ale na samą myśl o bólu który pojawiał się zaraz po wbiciu kłów w szyję robiło mi się słabo. Trochę się tego bałam. Ale ufałam Tony'iemu. Nigdy wcześniej nie wziął ode mnie krwi. Miałam nadzieję, że i tym razem nie weźmie. Spojrzałam w podłogę. Przecież to była impreza. Miał setki ludzi od których mogł wziąć krew. Nie musiałam się martwić. Ale czy aby na pewno ?. Podniosłam wzrok z powrotem na chłopaka, który stał tuż przede mną i aż lekko zapiszczałam z przerażenia na jego widok. Jego piwne oczy poczerwieniały. Stały sie krwisto czerwone, dokładnie tak jak ściany w tym pokoju. Kły stały się dłuższe niż wcześniej. Włosy, które były koloru ciemnego blondu pociemniały jeszcze bardziej i stały się poburzone. Cofnęłam się krok do tyłu przerażona tym co zaraz miało się stać. Jego źrenice pomniejszyły się, a on niespodziewanie upadł na podłogę łapiąc się za głowę.
- Uciekaj !!! Uciekaj Maggie !!! Juz !!!- krzyknął.
Widać było, że stara się nad sobą panować. Mimo jego rozkazów nie ruszyłam się z miejsca o milimetr. Przypatrywałam się mu uważnie. Strach z wcześniej gdzieś zniknął a na jego miejsce wskoczyło zmartwienie. To było dziwne. Jeszcze chwile wcześniej rozmawialiśmy ze sobą jak człowiek z czło...nie. Rozmawialiśmy ze sobą jak człowiek z wampirem. O sprawie jego pożywienia. O mnie.
- Jezu Maggie !!! Uciekaj !!! Do jasnej cholery uciekaj !!! Nie stój jak słóp tylko rusz tą zgrabną pupe i wypierdzielaj z tąd jak najdalej !!!!!! - w jego głosie można bylo wyczuć silne zdenerwowanie, ale i troske. Nie chcial mojej krwi ? Ale przecież....
- Uciekaj z tąd kurwa !!!!!!!! Nie chce żeby coś ci się stało !!!! Nie chce, żebyś była takim potworem jak ja !!!! Jeśli natychmiast z tąd nie wyjdziesz, to nie ręczę za siebie !!! Nie bedę się mógł powstrzymać !!!Maggie...prosze idź już !!!! - w tej chwili złapał mnie za rękę, a ja otworzyłam szerzej oczy. Wstał, po czym ją puścił. Jakby to była jego podpora. Chciałam już uciec, ale nogi wydawały się jakby przyrosły mi do ziemi.Nie wykonywały poleceń. Nie mogłam ruszyć sie ani kroku do przodu. Serce waliło mi z 1284858934832094 razy na sekundę. Popatrzyłam się w jego krwiste od porządania krwi oczy. Były hipnotyzujące. Nie mogłam oderwac od nich wzroku. Powoli do mnie podchodził. Małymi kroczkami, wciąż patrząc głęboko w oczy. Tak jakby chciał z nich cokolwiek wyczytać. Wstrzymałam powietrze.
- Maddie. Oddychaj. Chcę słyszeć jak powietrze przechodzi ci przez płuca, chcę słyszeć jak krew kraży w twoim ciele, chcę słyszeć jak serce ci przyśpiesza za każdym moim krokiem w twoim kierunku. To naprawde przyjemne słyszeć ciebie od środka Maddie.
Stało sie. Wampirzy apetyt przejął nad nim całkowitą kontrolę. Stracił nad sobą panowanie. Ostrzegał mnie, że tak będzie. A ja głupia nie słuchałam tylko się patrzyłam. Podszedł do mnie jeszcze bliżej, tak że nasze ciała prawie sie stykały. Było to przyjemne uczucie mieć go tak blisko siebie. Ale z drugiej strony tak przerażające. Popatrzyłam w jego czerwone oczy. Nie miały już żadnych uczuć. Żadnego blasku. Były jak czarna dziura. Tyle, że w tym wypadku nie czarna lecz czerowna. Czerwona dziura. Schylił się tak, aby dostać do mojego ucha. I w tym momencie strach powrocił. Nie czułam juz niczego. Tylko strach.
- A teraz cie trochę posmakujemy kochanie. Co ty na to ?!- zasmiał się gardłowo po czym osunął się w stronę mojej szyi. Lekko ją pocałował, czym się zaskoczyłam. Lecz to miało być chwilowym odwróceniem mojej uwagi. Sekunde później poczułam kły w mojej szyi i ból który przeszył moje ciało. Z sekundy na sekundę nogi się podemną uginały coraz bardziej. Traciłam krew.
- Dość. Wystarczy Tony. Błagam cię, wróć do rzeczywistości- powiedziałam błagalnie.
Nie sluchał. Pił ze mnie krew jak mleko z kartonu. Osuwałam się powoli w dół tracąc siły. Tony już dostał swoją krew, którą potrzebował, lecz nadal nie mógł się opanować. Mówił, że tak będzie. Tonny. Jesteś potworem. A ja przez ciebie też się nim niedługo stanę. Stanę się damphirem.
NO TO DO CZYTANIA I OCENIANIA!!!!!!
JA PRZECZYTAM NA KOŃCU I NA KOŃCU OCENIĘ, OJ BĘDZIE ONA DŁUGA.... ;)
A i mam pytanie CZY CHCECIE BYM NAGRAŁA FILMIK O MANGACH Z MOJEJ PÓŁKI ?
Zacznijmy od tego, że nie podoba mi się ostatnia praca. Ogólnie fabuła jest bardzo ciekawa i język też jest ok. ale na pewno został przekroczony limit. Sama miałam wziąć udział w konkursie, ale nie umiem na zawołanie wymyślić historię, która będzie się mieścić tylko w 2000 słów. Dlatego tez, uważam że to niesprawiedliwe jeśli chodzi o pozostałe 2 uczestniczki. Musiały się starać aby się zmieścić w limicie, a jednak ostatnia proca będzie oceniana. To nie jest sprawiedliwe. Jedyne co mi się podobało to końcowe zdania. Były boskie.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o pierwszą pracę...tak troszkę dziwnie. Niby że szczegóły są opisanie, ale zastanówmy się. Gdzie są opisy bohaterów? Ja na przykład, muszę wiedzieć jak dany bohater wygląda, inaczej mam problem z wyobrażeniem go sobie. Fabuła jest ciekawa, ale to było do przewidzenia.
Najbardziej podobała mi się środkowa praca, gdzie tytuł był po łacinie. Było wszystko to co lobię. Humor, opis postaci, troszkę dramatu i happy end. A i sam pomysł aby tytuł napisać w innym języku zasługuje na dodatkowe punkty. Wszystko zostało napisane od początku do końca. Co prawda widziałam literówki i jeśli chodzi o koniec to też było zbyt ogólnie, ale tak jak wcześniej pisałam: LIMIT.
Tak więc, mam nadzieję że nikt się nie obrazi, ale głosuję na 2 pracę. Zdecydowanie ta praca powinna być pierwsza. Na drugie miejsce, głosowałabym na prace nr. 1. Ogólnie podobała mi się średnio, ale było humorystycznie. No i 3 miejsce zajmuje ostatnia praca. I już nie chodzi tylko o limit, ale także o fabułę. Jakby się tak zastanowić, to 2 prace były o wampirach ;) Każdy teraz ma na ich punkcie bzika. Ale wracając do pracy, strasznie się to przeciągało. Pomysł sam w sobie bardzo fajny, żywiciele itd, ale strasznie ktoś przeciągał fabułę.
Kattie.
No ja już pozwoliłam przekroczyć limit, bo dziewczyna nie miała licznika słów i przez to tyle jej wyszło:(
UsuńJa jeszcze nie czytała, w drugiej pracy nie został przekroczony limit bo sprawdzałam :) Dzięki za wypowiedź, mam nadzieję, że będziesz częściej komentować mój blog, bo twoje komentarze są konkretne :)
UsuńDzięki za komentarz i zwrócenie uwagi na ważny szczegół. Następnym razem nie popełnię podobnej gafy :). A jeśli chodzi o fabułę, to po prostu tak miało być :D. Wiem, wiem. Powinnam zaskoczyć i następnym razem się postaram :). Pozdrawiam cieplutko :).
UsuńJa nie mam talentu do pisania dlatego powiem krótko
OdpowiedzUsuń3 miejsce Faber est quisque suae fortunae
2 miejsce Będę czekał
1 miejsce Miłość wygrywa nawet ze strachem
oczywiście to tylko moja ocena nikt nie musi się z nią zgadzać
a co do limitu walić go (och buntownik)
Pozdrawiam
biorę pod uwagę głos każdego, na tym polega konkurs !
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie po kolei. Uważam iż 1 miejsce powinno zająć opowiadanie drugie, czyli "Faber est quisque suae fortunae". Było najlepiej napisane, ponieważ zdania tworzyły jakąś ładną całość o ile mogę się tak wyrazić. Nie było napisane chaotycznie i przyjemnie się czytało a na dodatek łatwo można było sobie wszystko wyobrazić. Do pisania trzeba mieć po prostu rękę i ktoś ją tutaj najwyraźniej ma :) 2 miejsce moim zdaniem powinno zająć opowiadanie pierwsze czyli "Będę czekał" z prostych powodów. Fabuła super powalająca nie jest. Jest wręcz przewidywalna od początku do końca, ale z drugiej strony słodka. No i podobały mi się opisy uczuć bohaterów i wszystko co z nimi związane. Całość została ładnie przedstawiona, ale mimo wszystko czegoś mi brakowało, dlatego drugie. No i na koniec 3 miejsce, czyli "Miłość wygrywa nawet ze strachem". Jak dla mnie opowiadanie z lekka amatorskie i nie mówię tu o tym, że pisał to ktoś niedoświadczony czy coś, bo nie o to mi tutaj chodzi. Chodzi o to, że jest napisane tak prosto. Nie ma jakiś ciekawych opisów, teoretycznie nic. Przypomina mi wypracowanie w czasach podstawówki.
OdpowiedzUsuńZ góry przepraszam, jeśli moje opinie urażą któregoś z autorów, którzy możliwe to wszystko przeczytają .
Komentarz nie miał na celu nikogo urazić. Pozostaje czekać na wyniki.
Pozdrawiam i życzę powodzenia uczestniczkom :)
Przeczytałam wypowiedź i nie zawiera ona obraźliwych treści, więc jest ok :)
UsuńRównież wydaję mi się, że nie było tam nic obraźliwego, lecz mimo wszystko każdy inaczej odbiera możliwą krytykę. Inni odbierają ją jako atak na swoją osobę a inni przyjmują ją głęboko do serca, co oczywiście pomaga, o ile jest ona konstruktywna :D
UsuńDzięki MarryLay :). Brakowało dokładnego opisu bohaterów, o tym mi powiedziano :D. Wiem, że fabuła była przewidywalna, ale chciałam żeby było słodko i żeby skończyło się happy endem :D. Następnym razem postaram się zaskoczyć :D.
UsuńZrób filmik Olu :). Będzie ciekawie :).
OdpowiedzUsuńPs. Najważniejsze, że nie ma przegranych, gdyż każda z biorących udział otrzyma nagrodę :D. Pozdrawiam :D.
2 prace o wampirach? Co teraz każdy ma z tymi wampirami? Cóż, waham się pomiędzy 2 pracami. Ostatnia i środkowa (przepraszam, ale nie będę pisać tytułów.) Ale raczej będę się skłaniać do środkowej pracy. Ostatnia jest nawet, nawet, ale widać że pisał ją ktoś niedoświadczony. Natomiast pierwsza praca...hm. Jest...bardzo przewidywalna. No i oczywiście tak jak każdy pisał, brakowało szczegółów. Tak, więc 1 miejsce praca środkowa, drugie miejsce praca ostatnia, no i 3 miejsce opowiadanie 1. Pozdrowienia dla autorek. Niezła robota :)
OdpowiedzUsuńDzięki za ocenę :). Tak jak pisałam wyżej, chciałam, żeby skończyło się happy endem :).
Usuń1.Faber est quisque suae fortunae
OdpowiedzUsuń2.Będę czekał
3.Miłość wygrywa nawet ze strachem
Nie wiem co mogę więcej powiedzieć :D Wszystkie opowiadania są naprawdę super ^^
Dzięki za ocenę Mitsuki :).
Usuń