ZASADY:
1) Fani oceniają poprzez oddanie 1 głosu w ankiecie obok.
2) Twórcy opowiadań nie biorą udziału w głosowaniu oraz nie mogą zdradzić swojej tożsamości i tego, że biorą udział , jeśli zostanie to wykryte automatyczna dyskwalifikacja
3) Do autorów: jeśli cokolwiek zostało przeze mnie zmienione, to nie macie mieć prawa się ze mną kłócić, proszę spojrzeć na stronę konkursu i przeczytać czcionkę i jej rozmiar :)
Najlepsza para w gildii
W budynku gildii panowała
cisza. Było to zjawisko wprost niespotykane, tym bardziej że obecni byli
wszyscy członkowie Fairy Tail. Dziś odbywało się losowanie par które mają wziąć
udział w tegorocznych zawodach na najlepszą dwuosobową drużynę. Wszyscy stali
wpatrzeni w Mistrza który losował pary ze skrzynki. Gdy trzymał już w ręce trzy
kartki z imionami wszyscy wstrzymali oddech. Mistrz chrząknął i zaczął mówić.
- W tym roku w pojedynku wezmą udział...
- Staruszek spojrzał na pierwszą kartkę. - Natsu i Gildarts.
Natsu zaczął wydawać z siebie odgłosy radości.
W końcu ktoś z tłumu walnął go aby się uciszył. W rezultacie wszyscy po kolei
zostali wciągnięci w walkę. PO jakiś dziesięciu minutach było po wszystkim.
Grey siedział nago, Natsu śmiał się jak szalony, Levy leżała na podłodze z
podbitym okiem, Mira łaskotała związaną Erze, a Lucy, której jakimś cudem udało
się uniknąć większych obrażeń rozmawiała o czymś z Caną. W końcu mistrzowi udało się uciszyć ich
wszystkich powiększając swoją rękę i przygniatając ich do ściany. Znów chrząknął.
- Lucy i Levy - Rozglądnął się, ale nie
wywołało to większego zamieszania więc kontynuował. - Juvia i G...
- Gray- Sama! - Lodowy mag ledwo unikną rzucającej się na
niego Juvii. Mistrz jednak nie przejął się tym, że ktoś mu przerwał i powiedział
jeszcze raz:
- Juvia i Gajeel.
Juvia pozbawiona nadzieii na spędzinie
czasu z Grayem rozpłynęła się po całej podłodze. Gajeel usiadł na stole aby
uniknąć zamoczenia się i prychnął tylko. Mistrz, jako że był mistrzem od wielu
lat, był już przyzwyczajony do tego typu
zamieszania więc krzyknął tylko aby ci których wybrał stawili się na
drugim piętrze i poszedł, pozostawiając reszcie powstrzymanie powodzi. Po godzinie, Lucy jakoś wniosła na piętro
poobijaną Levy, Natsu przestał walczyć z każdym kto się nawinął, a Gray uspokoił
Juvię (w zasadzie nie musiał nic robić, po prostu w swoim zwyczajnym
,,stroju" poślizgnął się i wpadł do wody). Mogło więc już odbyć się
zebranie na którym zostaną poinformowani w jakiej konkurencji się zmierzą.
- Otóż w tym roku o rodzaju pojedynku
zdecydowała Lisanna. Tak więc przez ten tydzień będziecie musieli jak
najlepiej... - Mistrz otworzył list od Lisanny i.... wybuchnął śmiechem. I śmiał
się tak, że aż dostał ataku kaszlu i było konieczne pozbieranie go z podłogi.
Levy w tym czasie przeczytała treść listu. Po dłuższej chwili, cała czerwona na
twarzy, powiedziała o co chodzi.
-
Przez tydzień mamy udawać że ze sobą chodzimy.
Wszystkich natychmiast zatkało. Z wyjątkiem
Natsu oczywiście.
- Chodzimy? Na misje? A nie możemy
normalnie na jakąś iść? To konkurencja kto przekona ludzi że zrobił najwięcej
misjii, choć nie zrobił żadnej? - Nawijał tak jeszcze długo, ale nikt nie
zwracał na niego uwagi. Mistrz, bo już zdąrzył się uspokoić, zaczął wyjaśniać
zasady.
- Przez tydzień macie udawać parę. Fred nałoży
na was runy, które nie pozwoją wam nikomu przekazać że udajecie. W trakcie tego
tygodnia za pomocą tych run będziemy także w ciągu tego tygodnia wysyłać wam
telepatycznie mini-zadania. Jeżeli nie wykonacie któregoś z nich - odpadniecie.
- Wszyscy w tej chwili już zaczynali mówić że rezygnują, ale mistrz ich ubiegł.
- W tym roku znaleźliśmy sponsora, więc nagroda to 14000000 kryształów.
- Wchodzę w to. - Odezwało się sześć
głosów na raz. Jak widać jeśli chodziło o pieniądze byli jednomyślni.
- Zawody będą trwały od jutra, do
przyszłej soboty. Radzę jak najszybciej wyznać że jesteście parą, za to będą
dodatkowe punkty.
Wszyscy po tych słowach rozeszli się i
zaczęli obmyślać plan na jutro. Myślęli że to tylko tydzień, że udawanie pary
będzie dziecinną igraszką. Nie mogli się bardziej pomylić.
Najłatwiejsze zadanie było oczywiście w
przypadku Gajeela i Juvii. W połowie. Z jednej strony stanowili jedyny związek
hetero, z drugiej nikt nie uwierzy że Juvia tak nagle porzuciła Graya. Cały ranek obmyślali więc plan, jak to
powiedzieć żeby wypadło wiarygodnie. Koło ósmej oboje przybyli do gildii, i już
mięli zacząć tę grę, ale uprzedził ich Gildarts.
- Hej, możecie mnie rzez chwilę
posłuchać? - Gildarts jak zwykle mówi ze
swoim dziwnym uśmieszkiem. - Chciałbym powiedzieć że Natsu i ja... - Wziął
chłopaka pod ramię i zaczął tarmosić mu włosy. - ... Bierzemy za miesiąc ślub.
Po kilkuminutowej ciszy nagle wybuchła
taka wrzawa, że nawet jak na standardy Fairy Tail było tu głośno.
- Juuvia tt..też chciała coś ogłosić!
Gajeel w...wczoraj oś...oświadczczył się Juuvii!
Po zbiorowym szoku jaki wywołała
wiadomość Gildartsa nikogo to nie zdziwiło więc najważniejsze mięli już za
sobą. Teraz jednak uwagę rzykuły siedzące w kącie Lucy i Levy
- Lucy! - Oczy Levy skupiły się na
blondynce. Można było aż czuć miłość promieniującą z jej postawy. Levy musiała
być idealną aktorką. - Wiem że to nagłe. Że nie mam pierścionka, że wszyscy
patrzą i że zasługujesz na coś więcej, niż tylko marne słowa, ale patrząc w
twoje oczy nie mogę się powstrzymać!
Lucy - Levy uklękła - Wyjdziesz za mnie?
Lucy rzuciła jej się w ramiona i zaczęła
namiętnie całować a cała reszta gildii zwariowała. Gray podbiegł do Juvii i
zaczął ją pytać o co chodzi, Cana próbowała się dowiedzieć co strzeliło do
głowy jej ojcu, Natsu, który niczego nie rozumiał, siedział pod ścianą
podduszony przez swojego partnera, rumor stał się nie do wytrzymania. Levy szybko pociągn,eła Lucy za rękę i obie
jakoś uciekły od kłopotkiwych pytań. Lekko zdyszana usiadły na jakiejś ławce.
- Lucy... - Levy zaczerwieniła się lekko
- Po co mnie wtedy... po.. po...
- Pocałowałam? - Lucy przewróciła
oczami. - To była misja od mistrza, te runy umożliwiły mu przekazywanie nam
informacji telepatycznie.
- Aaa, rozumiem. - Zaśmiała się, ale był
to lekko sztuczny śmiech. Tak naprawdę wyglądała na bardziej przygnębioną. Lucy
jednak tego nie zauważyła.
- Rany, będziemu musiały tak przez cały
tydzień? Czemu mistrz nie zrobił wszystkich par chłopak-dziewczyna? Mogłabym
być z Natsu! - Lucy, pogrążona w marzeniach zaczynała przypominać Juvię
gadającą o Grayu. Levy wstała i odwróciła się do niej tyłem.
- Muszę iść. Cześć. - Odbiegła szybko i
zniknęła w tłumie. Lucy wzruszyła ramionami.
- Co ją napadło?
Tymczasem w Gildii Gildarts wciąż nie
wydostał się z gildii. Podczas gdy na niego jego córka wrzeszczała co on sobie
znów ubzdurał, Lisanna zabrała się za ocucanie nieprzytomnego Natsu, zeby od
niego dowiedzieć się, o co chodzi. Ognisty mag obudził się dopiero po dłuższej
chwili, i jak zwykle nic nie rozumiejąc rzucił się na Glidartsa.
- Walcz ze mn...! - Chwycił go za
koszulę, jednak potknęli się i runęli na zimię, przez przypadek stykając się ustami. Gildy szybko wstał,
objął go ramieniem i zaczął robić dobrą minę do złej gry.
-
Nie wiem czego się czepiacie, Laxus bez problemu może całować się z Fredem po
kątach.
Uwaga wszystkich skupiła się teraz na
magu błyskawic, więc Gildarts mógł szybko razem z Natsu zwiać z budynku gildijnego i zacząć mu tłumaczyć na
czym dokładnie polegają te zawody. Tylko Juvia i Gajeel nie mięli dotychczas
żadnych problemów. Do czasu aż mistrzowi nie zaczęło się nudzić. Żelazny smoczy
zabójca zobaczył komunikat i zamarł, po chwili jednak wziął Juvię w ramiona i
zaczął mówić
-
Juvio, czy naprawdę musimy czekać do nocy poślubnej? Nie wytrzymam dłuej chcę
cię mieć tu i... - Do gildii wparował rozwścieczony Lyon. Lodowy mag wyrwał
Juvię z ramion smoczego zabójcy.
-
Wszystko słyszałem! Nie pozwolę ci jej mieć! Juvia jest moja! -
Dziewczyna jednak z tego wszystkiego straciła przytomność i rozlała się po
całej sali. Gdy udało im się to wszystko ogarnąc była juz noc. Każdy jednak
dzięki temu wiedział co jutro powie.
- Rezygnujemy. - Powiedziało sześć
głosów chórem. Palący fajke w skupieniu Mistrz odwrócił się.
- Niby dlacze...
- Juvia nie będzie się całować z nikim
oprócz panicza Graya!
- Nie będę udawał ze jestem w związku z
tym staruchem!
-
Moja córka chce mnie zabić!
-
Nawet za 14 000 000 kryształów nie będę udawać że chodzę z inną kobietą!
- CICHO BĄDŹCiE! - Wziął dłuugi wdech ze
swojej fajki. - Niezależnie od waszej
woli runy będą działać jeszcze przez tydzień. Możemy je ściągnąć najszybciej
pojutrze, rano. Ale w takim wypadku zmierzycie się za miesiąc, w innych konkurencjach.
- Zgoda. - znów powtórzyło sześć głosów.
- Wiec do jutra będę utrzymywał że
poszliście na jakąś misję, a tymczasem nie wychodźcie z domów bo Fred nie
ściągnie z was tego zaklęcia jeżeli będziecie się za dużo przemieszczać. Ach, i musicie cały czas być ze swoją parą,
bo zaklęcia są połączone. No chyba ze wolicie poczekać jeszcze sześć dni...
- NIE!!!
Po zebraniu wszyscy rozeszli się do
domów. Levy chwyciła za rękę Lucy i zaprowadziła ją do swojego mieszkania. Było
ono dość duże. Składało się z trzech pokoi - łazięki, kuchni i sypialni, choć
bardziej przypominała ona bibliotekę z łóżkiem na środku. Gwiezdna czarodziejka
była zachwycona.
- Idę się przebrać, a ty możesz się tu
rozglądnąć. - Levy wyszła z pokoju a Lucy zaczęła oglądać książki. W pewnej
chwili dostrzegła dziwną książkę. Nie miała tytułu na brzegu i wyglądała jak
zrobiona z metalu. Podeszła więc do półki i chciała ją wyjąć, ale gdy tylko jej
dotknęła rozległ się trzask i regał się odsunął, ukazując ukryte pomieszczenie.
Zaciekawiona Lucy weszła do środka. To co tam zobaczyła zniszczyło jej wszelkie
wyobrażenia o Levy. Na ścianach wisiały setki, nie, tysiące jej zdjęć
zrobionych pod różnymi kątami. Na niektórych była ubrana, na innych nie.
Podeszła do biurka postawionego od ścianą i tam spotkał ją kolejny szok.
Kilkaset kartek różnych opowiadań-romansów... z nią i Levy w roli głównej.
Ostatnią rzeczą jakiej jeszcze nie oglądała był pamiętnik Levy... Po długim wachaniu otworzyła go i spojrzała
na pierwsze strony. ,,Lucy dziś do mnie zagadała!Rozmawiałyśmy i umówiłyśmy się
na wspólną misję!" ,, Lucy zapomniała o naszej misji i spędziła cały dzień
z Natsu. Pewnie nie chce spędzać czasu z kimś tak beznadziejnym jak ja. Może
powinnam mniej ją męczyć?'' ,, Lucy wyznała mi że podoba jej się ten ognisty
debil. Wiedziałam że ona nigdy nie polubi kogoś takiego jak ja.''
- To trochę nie ładnie czytać cudze
pamiętniki. - Blondynka podskoczyła gdy zobaczyła za sobą niebieskowłosą.
Cofnęła się, ale potrąciła kubek z jej
podoblizną stojący na biurku a gdy niebieskowłosa złapała go, spadł z niej
ręcznik w którym była. Pisnęła, a Lucy szybko zakryła oczy.
- Levy, ja...
- Tak, wiem. Jestem tak głupia że
absolutnie nikt nie chciałby się ze mną zadawać, a co dopiero żyć wspólnie.
- Nie Levy...
- Chodzi o mój wygląd? Wiem że mam czoło
wysokie jak wieża ratuszowa i piersi tak małe że aż niewidoczne... - Blondynka
złapała tamtą za ramiona i przerwała jej dłuuuuugim pocałunkiem. Gdy wreszcie
oderwała się od jej ust uśmiechnęła się.
- Też cię kocham, Levy. - Niebieskowłosa
nie mogła przez chwilę nic z siebie wykrztusić.
- Ale mówiłaś... Natsu...
- Mówiłam to tylko dlatego że bałam się
że zaczniesz mnie o coś podejrzewać i nie będziesz chciała już mnie znać.
- Lucy...
Dziewczyny jeszcze raz pogrążyły się w
pocałunku i resztę nocy spędziły wtulone w siebie w łóżku Levy.
Nazajutrz Levy wstała wcześnie i zaczęła robić
śniadanie. Nagle poczuła że ktoś ją obejmuje z tyłu.
- Lucy?
- Pamiętasz jak wtedy pocałowałam cię w
gildii? - Uśmiechnęła się i następne słowa wypowiedziała szeptem. - Nie miałam
wtedy żadnego zadania od Freda.
Dziewczyny znów się pocałowały i żadna
nie miała już co do drugiej wątpliwości.
Shirogane 白金
Rozdział I
Nieoczekiwane
spotkanie
Dzień był
wyjątkowo ciepły jak na początek lutego, tym bardziej mając na uwadze zamieć z
dnia poprzedniego. Większość gildii, czyli ci, którzy nie wykonywali właśnie
żadnej misji, znajdowała się siedzibie Fairy Tail. Jedynie Gajeel postanowił
przejść się po mieście, gdyż nie był w nastroju na rozmowę z kimkolwiek. Nie
mógł również iść na misje, gdyż Lily się rozchorował, a od dłuższego czasu
wykonywał zadania tylko z nim. Oczywiście Wendy mogłaby mu pomóc, lecz znajdowała
się aktualnie w innym mieście. Smoczy Zabójca, wyraźnie znudzony, przechadzał
się uliczkami i zaglądał do sklepów w nadziei, że znajdzie coś interesującego.
Ale oczywiście, tak jak się tego spodziewał, nie znalazł dosłownie nic.
Kiedy był
już na obrzeżach miasta usłyszał znany, choć dawno niesłyszany, głos. „I
myślisz, że oni się na to zgodzą?”, odpowiedział mu inny, który również znał,
„A dlaczego mieliby się nie zgodzić? Musisz być zawsze takim pesymistą?
Przynajmniej możemy spróbować...”. Gajeel spojrzał w stronę, z której usłyszał
głosy i wydawał się być zaskoczony. Tak jak się spodziewał, zobaczył tam
Rogue'a i Stinga z gildii Sabertooth. Nie byli sami. Szli oni na przedzie, a za
nimi wielu innych członków gildii. Smoczy Zabójca dostrzegł, że obok Rogue'a
idzie Yukino, która trzyma go za rękę. „No, no... a wydawał się niczym i
nikim niezainteresowany. Cóż... wiele czasu minęło.” Powoli zaczął iść w
ich stronę, przy okazji licząc jak wielu ich jest. „Co może robić piętnastu
członków innej gildii w Magnolii? Dziwne...” Sting jako pierwszy
spostrzegł, że Gajeel do nich zmierza. „Gajeel! Witaj! Nie spodziewałem się
spotkać nikogo z waszej gildii, nim tam nie dojdziemy. Co ty tu robisz?” Ten
spojrzał na niego zdziwiony, „Co ja tu robię? To raczej ja powinienem zadać to
pytanie. Tym bardziej, że z tego co widzę, trochę was tu jest. Hmm... idziecie
do gildii? Można wiedzieć po co?” Sting zaśmiał się, co wydało się dosyć
przyjemne dla Gajeela. „Ah, no tak, masz racje. Mamy jedną ważną sprawę do
przedyskutowania z waszym mistrzem, Makarovem. Cóż... głównie to ja mam, odkąd
jestem nowym Mistrzem Sabertooth. Jeśli nie masz nic przeciwko, to mogę
powiedzieć Ci po drodze.” W odpowiedzi dostał tylko krótkie „Jasne, czemu nie.”
Tak jak
Sting powiedział, tak zrobił. Gdy szli zaczął opowiadać, „Odkąd były mistrz...”
W tym miejscu zrobił ledwo zauważalną przerwę, „...odszedł z gildii, zaczęliśmy
mieć problemy z jego, nazwijmy to, znajomymi, którzy byli właścicielami gmachu
gildii...”. Przez jakiś czas opowiadał o problemach, Rogue czasami wtrącił
kilka słów, gdy Sting o czymś zapomniał. „No i nasz największy problem w tej
chwili, to brak siedziby dla gildii. Dostaliśmy pewną ofertę, tutaj, w
Magnolii, ale zanim się zgodzimy, musimy przedyskutować to z waszym mistrzem.
Jak sam pewnie wiesz, może być problemem, to że dwie duże gildie będą w jednym
mieście. Głównie chodzi o zlecenia...” Przez chwilę szli w ciszy i Gajeel
myślał o tym co właśnie usłyszał. „Cóż, myślę, że Makarov się zgodzi, a na
pewno jakoś się z nim dogadacie. Poza tym, może być dość ciekawie. Gihii.”
Zakończył wypowiedź swoim, rozpoznawalnym przez wielu, śmiechem. „Niedługo się
dowiemy. Jesteśmy prawie na miejscu.”
Gdy zbliżali się coraz bardziej do gildii, zaczęli rozmawiać o mniej istotnych rzeczach. Sting dowiedział się, jak bardzo zwycięstwo w Wielkim Turnieju Magicznym wpłynęło na Fairy Tail i jak wielu nowych chciało dołączyć. Niektórym się to udało. Gildia odzyskała sławę sprzed siedmiu lat. Gajeel natomiast niewiele się dowiedział. Oprócz zmiany mistrza gildii, niewiele się wydarzyło u Szablozębnych. Jedyną nowością jest związek Rogue'a i Yukino. Dowiedział się, że od tygodnia są zaręczeni. Natomiast Sting był wciąż singlem.
Gdy zbliżali się coraz bardziej do gildii, zaczęli rozmawiać o mniej istotnych rzeczach. Sting dowiedział się, jak bardzo zwycięstwo w Wielkim Turnieju Magicznym wpłynęło na Fairy Tail i jak wielu nowych chciało dołączyć. Niektórym się to udało. Gildia odzyskała sławę sprzed siedmiu lat. Gajeel natomiast niewiele się dowiedział. Oprócz zmiany mistrza gildii, niewiele się wydarzyło u Szablozębnych. Jedyną nowością jest związek Rogue'a i Yukino. Dowiedział się, że od tygodnia są zaręczeni. Natomiast Sting był wciąż singlem.
Po dość
krótkim czasie dotarli do siedziby Fairy Tail. Żelazny Smoczy Zabójca zatrzymał
się przed drzwiami. „Wszyscy będą zaskoczeni, że tu jesteście.” Otworzył drzwi
i wszedł do środka, a za nim Sting, Rogue, Yukino i reszta gildii Sabertooth.
Rodział II
Wiadomość
Rozmowa z
Makarovem przebiegła pomyślnie dla Szablozębnych. Zgodził się, by inna gildia
znajdowała się w Magnolii, ale miał kilka warunków. Najważniejszy dotyczył
zleceń, czyli rzeczy ważnej do funkcjonowania gildii. Jeżeli Sabertooth lub
Fairy Tail będzie brakowało misji, ta pierwsza powinna, jeżeli ma odpowiednią
ilość dla własnych członków, odstąpić kilka z nich, w zamian za dziesięć
procent, a pięć, w przypadku braku zleceń u Wróżek. Sting chętnie przystał na
taką ofertę, bo czymże jest dziesięć procent w porównaniu z brakiem siedziby?
Więc
decyzja zapadła: Szablozębni zostają w Magnolii. Członkowie Fairy Tail
postanowili zorganizować przyjęcie powitalne, lecz był to tylko pretekst, by
zachowywać się tak jak zwykle i mieć na to uzasadnienie. Gajeel wydawał się nie
być tym wszystkim zainteresowany. Siedział sam przy jednym ze stolików pod
ścianą. Tylko pozornie na nic nie zwracał uwagi, ale specjalnie wybrał to
miejsce, by móc wszystkich obserwować i słuchać rozmów większości z nich. Przy
najbliższym stoliku siedział Sting, Rogue, Natsu i Gray. Obok nich Lucy, Levy i
Yukino.
Smoczy
Zabójcy wraz z lodowym magiem przechwalali się na temat walk stoczonych na
ostatnich misjach. Oczywiście wszystkie sukcesy wyolbrzymiali, a Natsu, z
powodu kiepskiej pamięci, poprzekręcał niektóre fakty. Lucy, która co jakiś
czas zerkała na Dragneela, w niektórych momentach jego opowieści zaczynała się
śmiać, bo sama brała udział w owych wydarzeniach i widziała co się działo w
rzeczywistości. Levy zapytała Yukino jak to zrobiła, że rozkochała w sobie
Smoczego Zabójcę, gdyż sama chciałaby to wiedzieć. Nie zdawała sobie sprawy z
tego, że Gajeel może to słyszeć i wiedzieć, o kogo jej chodzi. Redfox zaczął
się zastanawiać. „Hmm... Levy, może i jest słodka i inteligentna, ale nie
wydaje się być ona kimś kogo ja chcę. Zdecydowanie nie jest to związek, którego
bym sobie życzył.” Rozmyślał nad tym, czy jest w tej sali ktoś, kto by mu
się podobał. Przyglądał się po kolei każdemu, ale takiej osoby nie mógł
znaleźć. „Cóż, może to jeszcze nie czas?” Nagle do głowy przyszła mu
dziwna myśl, więc spojrzał na jedną z osób. „Nie. To nie może być prawda! To
byłoby dziwne, gdyby podobał mi się ktoś taki jak... Hmm... A może jednak? Nie!
Zdecydowanie nie! Wiem, że nie byłoby to nawet możliwe.” Spojrzał w inną
stronę. „Po prostu o tym nie myśl.” Próbował przekonać sam siebie.
Ponownie zaczął przysłuchiwać się rozmowom. „...ale kilka razy dostałam od
niego kwiaty! Gdybyś ty widziała te bukiety.” Yukino westchnęła i wróciła do
swojej opowieści o jej związku. Przy sąsiednim stoliku Sting opowiadał jak
musiał uporać się z dość pokaźną grupą bandytów. W owej grupie znalazło się
nawet kilku magów. Ta opowieść była znacznie ciekawsza dla Gajeela, niż
opowieść o związku.
Dość późno,
bo była to już może druga lub trzecia w nocy, drzwi od gildii otworzyły się i
stanęła w nich Wendy. Właśnie wróciła z misji i, jak się okazało, przyjechała
nocnym pociągiem, gdyż na wcześniejszy nie zdążyła. Była bardziej niż
zaskoczona, gdy zobaczyła kto znajduje się w budynku. Przez chwilę stała
oszołomiona, po czym podeszła do baru, za którym stała Mirajane. Znajdowały się
one zbyt daleko, by Gajeel mógł usłyszeć, o czym rozmawiają, ale temat rozmowy
był oczywisty. Wendy chciała się dowiedzieć, co Szablozębni robią w Fairy Tail
i do tego w takiej ilości. Po dłuższej chwili Marvell wyjęła jakąś kartkę i
pokazała ją Mirajane, którą ta czytała z zainteresowaniem. Gdy skończyła,
uśmiechnęła się i powiedziała coś do Wendy. Ta z kolei, z zadowoloną miną,
odpowiedziała coś i zaczęła szukać miejsca, by usiąść. Dosiadła się do Levy,
Lucy i Yukino, ale uprzednio przywitała się z każdym zajmującym miejsce przy
sąsiednich stołach, w tym z Gajeelem.
Zaczęły one
rozmawiać o misji, z której właśnie Wendy wróciła. Okazało się, że mało
brakowało, a zakończyłaby się niepowodzeniem. Lecz, na szczęście, udało się ukończyć
zadanie zlecone przez dość majętną i wpływową osobę. Porażka mogłoby mieć pewne
negatywne, co prawda mało znaczące, skutki dla Fairy Tail. Levy, która, tak jak
i Gajeel, zauważyła kartkę, którą Smocza Zabójczyni pokazała Mirajane, chciała
się dowiedzieć, co to jest. Jednakże dziewczynka nie zamierzała nic zdradzić na
ten temat. „Później Mira powie o wszystkim.” Zapytała jeszcze kilka razy, ale
nic nie wskazywało na to, że Wendy cokolwiek zdradzi, dlatego wróciły do
standardowej rozmowy „o niczym”. Dla Gajeela było do dość nudne. Niestety tak
samo jak historia opowiadania przez Natsu, gdyż już ją kiedyś słyszał.
Żelazny
Smoczy Zabójca postanowił wyjść na chwilę na zewnątrz, gdzie było trochę
chłodniej. W budynku zrobiło mu się po prostu za gorąco. Gdy wychodził, nikt
się tym nie zainteresował. Zaledwie dwie osoby spojrzały w jego stronę, ale on
nie zwrócił nawet na to uwagi. Gdy znalazł się na zewnątrz, oparł się plecami o
ścianę, przy oknie, po lewej stronie od drzwi. „Nuda. Mogłoby się dziać coś
ciekawego. Ostatnio nawet Salamander nie wszczyna bójek z Gray'em...” Gajeel
rozejrzał się, ale w pobliżu nie dostrzegł nikogo. „Tak późno to i nikt tędy
przechodził nie będzie. Hmm... Jeśli zaraz nie zacznie się coś dziać, to pójdę
do domu. Jutro poproszę Wendy o pomoc z Lily'm. I w końcu pójdę na misję!
Ech... Oby tylko była jakaś ciekawa. Najlepiej teraz wybiorę.” Wszedł do
gildii i zastał wszystko tak jak przed wyjściem. Magowie tylko rozmawiali lub
pili, a tą, która piła najwięcej, oczywiście była Cana. Poszedł prosto do
Mirajane, by zapytać ją o misję, zamiast przeszukiwać całą tablicę, na której,
od zakończenia Turnieju, było zdecydowanie za wiele zadań do wykonania. „Witaj,
Gajeel, potrzebujesz czegoś?” Zapytała go gdy tylko podszedł do baru. „Mira, jest
może jakaś ciekawa misja? Jutro mam zamiar iść, bo jak czegoś nie zrobię, to
umrę z nudów.” Zastanowiła się przez chwilę. „Właściwie to jest zadanie, które
by ci się spodobało, a nawet znalazłoby się kilka takich. No, ale wkrótce
będzie tutaj ciekawe wydarzenie, więc może byś poczekał z braniem zadań?”
Gajeel zdziwił się, bo o niczym nie słyszał. „Ciekawe wydarzenie? O czym ty
mówisz?” Mira jak zwykle uśmiechnęła się. „Poczekaj trochę, a dowiesz się jak
wszyscy. Ale... wydaje mi się, że ogłoszę to teraz.”
Mirajane wzięła magiczny mikrofon i zaczęła mówić. „Bardzo przepraszam, że przerywam wam zabawę, ale chciałabym coś powiedzieć!” Uśmiechnęła się szeroko, gdy wszyscy spojrzeli w jej stronę. „Wendy przyniosła ze sobą bardzo ciekawą informację.” Podniosła wysoko kartkę, by ją pokazać. „Jak zapewne wiecie, za kilka dni, a dokładnie za tydzień, są walentynki! Zorganizowany zostanie turniej dla magów, ale wziąć udział mogą tylko pary.” Gdy to powiedziała, wszyscy usłyszeli Juvię wołającą do Gray'a by ten wziął z nią udział. „Macie cztery dni na zgłoszenie się do turnieju. Piątego dnia zostaną wylosowani przeciwnicy do walk mających miejsce dnia szóstego. Po dniu siódmym, w turnieju zostaną dwie pary, które zmierzą się z sobą w trakcie wielkiego finału, który wypadnie we walentynki! Życzę powodzenia wszystkim, którzy się zgłoszą!” Mirajane kontynuowała swoją wypowiedź, wspomagając się kartką, którą otrzymała od Wendy. Gajeel rozejrzał się po sali i spostrzegł, że Bisca i Alzack wymienili porozumiewawcze spojrzenia. „No tak, było pewne, że wezmą udział.” Dostrzegł również, że Levy patrzy w jego stronę, ale udał, że tego nie zauważył. Na Gajeela patrzył również Sting, ale gdy Redfox się zorientował, ten szybko odwrócił wzrok. „Sting? Nie, to niemożliwe, musiało mi się wydawać. W końcu zmęczony już jestem.” Przyjrzał się Stingowi, a ten wydawał się patrzeć gdziekolwiek, byle tylko nie spojrzeć na Gajeela. „A może jednak mi się nie wydawało?” Z zamyślenia wyrwał go Natsu, który zaczął krzyczeć, że pokona wszystkich, ale Gray mu przerwał „Natsu, ty nawet nie możesz wziąć udziłu, bo to jest dla par. Masz kogoś? Nie? To zacząłbyś używać mózgu, jeżeli go w ogóle masz.” Natsu zastanowił się chwilę nad jego słowami, nie zwracając uwagi na obelgę. „Ah! Już wiem!” Szybko poderwał się z krzesła. „Lucy! Weź ze mną udział!” Lucy spłonęła rumieńcem, lecz wyglądała również na bardzo zdziwioną. „J-ja? A-ale... no... no dobrze. Wezmę udział.” Po wypowiedzeniu tych słów zarumieniła się jeszcze bardziej, a Gray był zszokowany. Dlatego postanowił, że nie może być gorszy. Podszedł do Juvii i powiedział, że zgadza się, by wzięli razem udział. „Pewnie Rogue i Yukino też dołączą. To już cztery pary. Mira miała rację. Zapowiada się, że będzie ciekawie...” Uznał, że na nic więcej nie musi czekać i może na razie iść do domu, by trochę odpocząć. Gdy zmierzał do wyjścia, poczuł na sobie czyjś wzrok, ale nie odwrócił się. Zrobił to dopiero tuż przy drzwiach i po raz kolejny spostrzegł, lub wydawało mu się, że widzi, jak Sting odwraca od niego wzrok. „Cóż, wkrótce wszystkiego się dowiem...” Odwrócił się ponownie w stronę drzwi i wyszedł z gildii.
Mirajane wzięła magiczny mikrofon i zaczęła mówić. „Bardzo przepraszam, że przerywam wam zabawę, ale chciałabym coś powiedzieć!” Uśmiechnęła się szeroko, gdy wszyscy spojrzeli w jej stronę. „Wendy przyniosła ze sobą bardzo ciekawą informację.” Podniosła wysoko kartkę, by ją pokazać. „Jak zapewne wiecie, za kilka dni, a dokładnie za tydzień, są walentynki! Zorganizowany zostanie turniej dla magów, ale wziąć udział mogą tylko pary.” Gdy to powiedziała, wszyscy usłyszeli Juvię wołającą do Gray'a by ten wziął z nią udział. „Macie cztery dni na zgłoszenie się do turnieju. Piątego dnia zostaną wylosowani przeciwnicy do walk mających miejsce dnia szóstego. Po dniu siódmym, w turnieju zostaną dwie pary, które zmierzą się z sobą w trakcie wielkiego finału, który wypadnie we walentynki! Życzę powodzenia wszystkim, którzy się zgłoszą!” Mirajane kontynuowała swoją wypowiedź, wspomagając się kartką, którą otrzymała od Wendy. Gajeel rozejrzał się po sali i spostrzegł, że Bisca i Alzack wymienili porozumiewawcze spojrzenia. „No tak, było pewne, że wezmą udział.” Dostrzegł również, że Levy patrzy w jego stronę, ale udał, że tego nie zauważył. Na Gajeela patrzył również Sting, ale gdy Redfox się zorientował, ten szybko odwrócił wzrok. „Sting? Nie, to niemożliwe, musiało mi się wydawać. W końcu zmęczony już jestem.” Przyjrzał się Stingowi, a ten wydawał się patrzeć gdziekolwiek, byle tylko nie spojrzeć na Gajeela. „A może jednak mi się nie wydawało?” Z zamyślenia wyrwał go Natsu, który zaczął krzyczeć, że pokona wszystkich, ale Gray mu przerwał „Natsu, ty nawet nie możesz wziąć udziłu, bo to jest dla par. Masz kogoś? Nie? To zacząłbyś używać mózgu, jeżeli go w ogóle masz.” Natsu zastanowił się chwilę nad jego słowami, nie zwracając uwagi na obelgę. „Ah! Już wiem!” Szybko poderwał się z krzesła. „Lucy! Weź ze mną udział!” Lucy spłonęła rumieńcem, lecz wyglądała również na bardzo zdziwioną. „J-ja? A-ale... no... no dobrze. Wezmę udział.” Po wypowiedzeniu tych słów zarumieniła się jeszcze bardziej, a Gray był zszokowany. Dlatego postanowił, że nie może być gorszy. Podszedł do Juvii i powiedział, że zgadza się, by wzięli razem udział. „Pewnie Rogue i Yukino też dołączą. To już cztery pary. Mira miała rację. Zapowiada się, że będzie ciekawie...” Uznał, że na nic więcej nie musi czekać i może na razie iść do domu, by trochę odpocząć. Gdy zmierzał do wyjścia, poczuł na sobie czyjś wzrok, ale nie odwrócił się. Zrobił to dopiero tuż przy drzwiach i po raz kolejny spostrzegł, lub wydawało mu się, że widzi, jak Sting odwraca od niego wzrok. „Cóż, wkrótce wszystkiego się dowiem...” Odwrócił się ponownie w stronę drzwi i wyszedł z gildii.
Rozdział III
Wyznanie
Gajeel
obudził się około piętnastej, ale nie było w tym nic dziwnego, gdyż wrócił
późno i zastanawiał się nad wszystkim, co miało miejsce od momentu spotkania
Stinga poprzedniego dnia. Po przebudzeniu, przypomniał to sobie po upływie
kilku chwil. Co do mistrza Sabertooth nie był niczego pewien. Zastanawiał się
czy widział to wszystko, bo miało to miejsce, czy po prostu chciał, żeby tak było.
Smoczy Zabójca usłyszał otwierające się z cichym
skrzypnięciem drzwi i spojrzał w ich stronę. To Lily wszedł do pokoju.
„O, w końcu się obudziłeś. Może poszedłbyś po Wendy do Gildii, skoro sam
mówiłeś, że już wróciła.” Powiedział zachrypniętym głosem. Wygląda na to, że
wciąż jest chory i jego stan niewiele się poprawił. „Tylko zanim wyjdziesz z
pokoju, załóż coś na siebie, bo nie chcę cię znowu, przez przypadek, nago
zobaczyć.” Dodał wychodząc z pokoju. „Ah, zamknij się. Jesteś kotem, a nie
człowiekiem, to co ci zależy?” Exceed puścił to pytanie mimo uszu i zamknął za
sobą drzwi. „Chyba rzeczywiście powinienem już wstać. Ale najchętniej, to
przespałbym cały dzisiejszy dzień.” Powoli podniósł się z łóżka i rozejrzał
po pokoju w poszukiwaniu ubrania, które w nocy gdzieś rzucił, ale nie pamiętał
gdzie. „Muszę w końcu zrobić tu porządek.” Po krótkiej chwili znalazł
spodnie, które założył. „Ech... Niech mu będzie, chociaż raz. A tak wygodnie
się nago chodzi.” Półnagi wyszedł z pokoju i skierował się do kuchni, by
coś zjeść. Otworzył lodówkę i zobaczył, że jak prawie zawsze, nie ma w niej
właściwie nic. „Zobaczmy, hmm... Co można zrobić z pasztetu, dżemu i jajek?
Cóż, jajecznica musi wystarczyć.” Gdy ją przygotował, usiadł przy stole,
zaczął jeść. Znowu się zastanawiał. Tym razem na temat tego, co go czeka. Czy
Sting o cokolwiek zapyta? A może sam będzie się musiał dowiedzieć? Po chwili
Gajeel zorientował się, że nie ma czym jeść późnego śniadania, bo z zamyślenia
zjadł widelec. „Ech, po raz kolejny to zrobiłem.” Wyjął z szafki nowy i
skończył posiłek. „Jak tak dalej pójdzie, to nowe sztućce będę musiał
kupić.” Wstał od stołu i poszedł do pokoju, by znaleźć jeszcze coś do
ubrania. Jest zima i lepiej półnago z domu nie wychodzić. Zajrzał również do
pokoju Lily'ego. „Wychodzę.” Poinformował go. „Postaram się szybko wrócić z
Wendy.”
Po wyjściu
z domu skierował się prosto do gildii. „Mam nadzieję, że tam będzie. Nie
chce mi się jej szukać.” Gdy dotarł na miejsce, rozejrzał się po sali, ale
nigdzie jej nie dostrzegł. Postanowił zapytać Mirajane, czy może ona wie gdzie
jest teraz Wendy. „Była tu godzinę temu, ale powiedziała, że idzie coś kupić.
Lepiej na nią tutaj zaczekaj, bo w Magnolii jest za dużo sklepów i na pewno jej
nie znajdziesz. Pewnie niedługo wróci.” Gajeel usiadł przy barze. „Innego
wyjścia nie mam. Mira, daj mi coś do picia. Piwo może być.” Gdy zaczął pić,
odezwała się ponownie. „Wiesz, że Sting cię szukał? Był tu jakiś czas temu, ale
nie mógł zaczekać, bo po przeniesieniu się do Magnolii, ma bardzo wiele spraw
do załatwienia.” Gajeel był zdziwiony. No, może nie do końca. Przypuszczał, że
jeżeli ma racje, to mogło mieć miejsce. Ale może chodzi mu o coś zupełnie
innego? „Wiesz może, czego chciał?” Zapytał od niechcenia, by nie pokazać
swojego zainteresowania. „Nie, nie powiedział. Mówił tylko, że chce z tobą
porozmawiać.” Po tych słowach ściszyła głos, by nikt inny nie usłyszał tego, co
jeszcze ma do powiedzenia. „Ale w nocy widziałam jak się na ciebie patrzył.
Może cię lubi i chce zaprosić na turniej?” Gajeel odpowiedział jej równie
cicho. „I myślisz, że ja bym się na to zgodził?” Mira tylko się roześmiała, ale
po chwili postanowiła odpowiedzieć. „Cóż, myślę, że tak. Widziałam również jak
często ty na niego patrzyłeś. Wyglądało to tak, jakbyś tylko nim był zainteresowany
i nikim, ani niczym innym. Mam racje?” Na policzkach Smoczego Zabójcy pojawił
się lekki, prawie niezauważalny, rumieniec. Można by pomyśleć, że to tylko od
wysokiej temperatury panującej w budynku. Miał już coś odpowiedzieć, ale nie
widział co. Na szczęście właśnie w tej chwili, do gildii, weszła Marvel.
„Wybacz mi, ale muszę porozmawiać z Wendy.” Wstał, unikając wzroku Miry i
skierował się w stronę Smoczej Zabójczyni, by porozmawiać z nią o Lily'm.
„Oczywiście, że mogę pomóc. Czy to coś poważnego?” Gajeel roześmiał się. „Nie,
nic poważnego. Wiesz jak on znosi wszystkie, nawet najlżejsze, choroby.”
Gajeel nie
mieszkał daleko, więc szybko znaleźli się w jego mieszkaniu. Przeprosił za
bałagan i zaprowadził Wendy do pokoju Lily'ego, jedynego pomieszczenia, w
którym panował porządek. „Co ci jest, Lily?” Zapytała ze współczuciem. Ale
zanim zdążył się odezwać, zrobił to Gajeel. „Przesadza jak zwykle. Pamiętasz
jak to było ostatnim razem? Teraz to coś podobnego.” Wendy nie odpowiedziała
nic i przystąpiła do pracy. Wyciągnęła ręce nad Lily'ego i zamknęła oczy. Spod
jej dłoni zaczęło wydobywać się blade, niebieskie światło. Mimo że Gajeel
widział to wielokrotnie, wciąż był pod wrażeniem. Magia Powietrznej Smoczej
Zabójczyni jest wspaniała. Łączy w sobie magię wspomagającą, leczniczą i
ofensywną. „Będzie teraz spał przez kilka kolejnych godzin. To jest niestety
skutek uboczny, ale to może też pomóc. Jeżeli objawy nie ustaną po
przebudzeniu, przyjdź po mnie raz jeszcze. Postaram się pomóc, ale powinno być
dobrze.” Gajeel zadowolony, uśmiechnął się. „Jak mógłbym ci się odwdzięczyć?”
Wendy zakłopotana powiedziała, że nie oczekuje żadnej zapłaty za pomoc. „Cóż...
pamiętaj, że mam u ciebie dług wdzięczności, Wendy. Jak będziesz potrzebowała
pomocy w czymkolwiek, znajdziesz mnie tutaj lub w gildii.” Smocza Zabójczyni
pożegnała się z Gajeelem i udała się w kierunku siedziby Fairy Tail. Ten z
kolei poszedł do swojej sypialni, położył się na łóżku i zaczął rozmyślać na
temat Turnieju i Stinga po raz kolejny. „Nie! Za często o nim myślę! Czy to
naprawdę to, czego ja chcę? Czy naprawdę on jest tym, kim chciałbym by był?Ahh!
Jak ja bym chciał nie myśleć teraz o niczym! Pragnę choć na chwilę się od tego
uwolnić!” Myślał o tym jeszcze przez jakiś czas, rozważając wszystkie 'za'
i 'przeciw'. Zdecydował, że pójdzie z nim porozmawiać. W końcu to on go szukał,
więc ma powód, by udać się do nowej siedziby Szablozębnych.
Pośpiesznie wyszedł z domu i skierował się do gildii Sabertooth. Gdy znalazł się zaledwie parę metrów od budynku, zatrzymał się i postanowił zawrócić. Na jego nieszczęście, przed gildię wyszła Yukino i od razu o zauważyła. „Gajeel! A co ty tu robisz? Przyszedłeś obejrzeć nowy budynek?” Redfox nie miał innego wyboru jak zostać i porozmawiać ze Stingiem, pod warunkiem, że nie poszedł załatwić jakieś sprawy w innej części miasta. „Słyszałem, że Sting mnie szukał, więc przyszedłem. Ale jest to też dobra okazja, by zobaczyć jak się urządziliście.” Informacja o mistrzu Szablozębnych zaskoczyła ją, ale nie dała tego po sobie poznać. „Oh, ależ oczywiście. Zapraszam do środka. Sting też tam jest. Ma wiele dokumentów do przeczytania, ale skoro cię szukał, pewnie znajdzie czas na rozmowę. Ja idę załatwić ważną sprawę, więc nie będzie mnie przez jakiś czas w gildii.” Po tych słowach skierowała się w stronę, z której przyszedł Gajeel, a jemu nie pozostało nic innego, jak wejść do środka. Podszedł do drzwi i je otworzył. Jego oczom ukazała się bardzo przestronna sala, na środku której, znajdował się basen. „Ta... jeszcze basen mają. My też kiedyś mieliśmy. Hmm... Może jest szansa na nowy? Jak nie, to będę tu przychodził. Ale jeżeli mam racje, to Sting pewnie będzie mnie tu nawet zapraszał.” Jego nagłe przyjście wywołało ogólne zdziwienie. Jedynie Sting nie wydawał się tym faktem zaskoczony. Najbliżej wejścia siedział Rufus, który wstał, przywitał się i zapytał o przyczynę tej niespodziewanej wizyty. „Już mówiłem Yukino, którą spotkałem przed wejściem. Przyszedłem obejrzeć jak się tu urządziliście i słyszałem, że Sting mnie szukał, dlatego mógłbym z nim porozmawiać.” Smoczy Zabójca, na dźwięk swojego imienia, uśmiechnął się i podszedł do nich. „To obie rzeczy jednocześnie możemy załatwić. Oprowadzę cię po gildii i przy okazji porozmawiamy. Pasuje ci to?” Gajeel uznał, że najlepiej mieć to już za sobą. „Oczywiście, możemy tak zrobić.”
Pośpiesznie wyszedł z domu i skierował się do gildii Sabertooth. Gdy znalazł się zaledwie parę metrów od budynku, zatrzymał się i postanowił zawrócić. Na jego nieszczęście, przed gildię wyszła Yukino i od razu o zauważyła. „Gajeel! A co ty tu robisz? Przyszedłeś obejrzeć nowy budynek?” Redfox nie miał innego wyboru jak zostać i porozmawiać ze Stingiem, pod warunkiem, że nie poszedł załatwić jakieś sprawy w innej części miasta. „Słyszałem, że Sting mnie szukał, więc przyszedłem. Ale jest to też dobra okazja, by zobaczyć jak się urządziliście.” Informacja o mistrzu Szablozębnych zaskoczyła ją, ale nie dała tego po sobie poznać. „Oh, ależ oczywiście. Zapraszam do środka. Sting też tam jest. Ma wiele dokumentów do przeczytania, ale skoro cię szukał, pewnie znajdzie czas na rozmowę. Ja idę załatwić ważną sprawę, więc nie będzie mnie przez jakiś czas w gildii.” Po tych słowach skierowała się w stronę, z której przyszedł Gajeel, a jemu nie pozostało nic innego, jak wejść do środka. Podszedł do drzwi i je otworzył. Jego oczom ukazała się bardzo przestronna sala, na środku której, znajdował się basen. „Ta... jeszcze basen mają. My też kiedyś mieliśmy. Hmm... Może jest szansa na nowy? Jak nie, to będę tu przychodził. Ale jeżeli mam racje, to Sting pewnie będzie mnie tu nawet zapraszał.” Jego nagłe przyjście wywołało ogólne zdziwienie. Jedynie Sting nie wydawał się tym faktem zaskoczony. Najbliżej wejścia siedział Rufus, który wstał, przywitał się i zapytał o przyczynę tej niespodziewanej wizyty. „Już mówiłem Yukino, którą spotkałem przed wejściem. Przyszedłem obejrzeć jak się tu urządziliście i słyszałem, że Sting mnie szukał, dlatego mógłbym z nim porozmawiać.” Smoczy Zabójca, na dźwięk swojego imienia, uśmiechnął się i podszedł do nich. „To obie rzeczy jednocześnie możemy załatwić. Oprowadzę cię po gildii i przy okazji porozmawiamy. Pasuje ci to?” Gajeel uznał, że najlepiej mieć to już za sobą. „Oczywiście, możemy tak zrobić.”
Z początku,
gdy zaczął go oprowadzać, w większości mówił o gildii. „Naprawdę mieliśmy wiele
szczęścia, że udało mam się dostać ten budynek. Wiesz, że jest tu nawet drugi
basen? Znajduje się on na tyłach, ale nie jest on zbyt duży. Co
najwyżej dla paru osób.” Powoli zaczął przechodzić do innych tematów. Zapytał o
zdrowie Lily'ego. „Nic mu nie jest. Wendy mu pomogła, ale będzie spał przez
kilka następnych godzin.” Przeszli na wyższe piętro, gdzie znajdowały się
pokoje członków gildii. Budynek był tak duży, że każdy z Szablozębych mógł w
nim mieszkać, jeżeli miał na to ochotę. Sting pokazał mu jak wygląda, jeszcze
nie zamieszkany, pokój. Nie było tam luksusów, ale mimo wszystko, było to
przyzwoite mieszkanie. Następnie zaprowadził go do Apartamentów Mistrza
Gildii, najlepiej urządzonych, zdaniem Gajeela, pomieszczeń. „Tutaj
będziemy mogli porozmawiać bez obawy, że ktoś nas podsłucha. A mam do ciebie
bardzo ważne pytanie. Ale wcześniej może usiądziesz? Może mógłbym zaproponować
ci coś do picia?” Gajeel usiadł we wskazanym fotelu, który był nadzwyczaj
wygodny, a także wyglądał na dość drogi, jak wszystkie elementy wystroju tego
pomieszczenia. „Nie, dziękuję. Więc, o co chciałeś mnie zapytać?” Żelazny
Smoczy Zabójca starał się zachować spokój, bo mogło chodzić o coś zupełnie
innego. Prawda? „Cóż, najlepiej będzie, jeżeli przejdę od razu do rzeczy.
Gajeel, czy weźmiesz ze mną udział w turnieju?”
Rozdział IV
Radość i smutek
Gajeel nie był nawet zaskoczony. Prawie natychmiast
odpowiedział. „Tak, oczywiście. Wezmę udział.” Tak szybką odpowiedzią, wprawił
Stinga w osłupienie. „Ja nie wiem co powiedzieć. Nie spodziewałem się, że się
zgodzisz. Wiesz co oznacza wspólne wzięcie udziału? To, że mamy być parą, ty i
ja. Naprawdę zgadzasz się być moim chłopakiem?” Mimo zaskoczenia, z jego wyrazu
twarzy, można było wyczytać, że jest naprawdę szczęśliwy. „Oczywiście, że wiem.
I tak, zgadam się na bycie twoim chłopakiem. Przemyślałem to bardzo dobrze i to
wielokrotnie. A dlaczego chciałeś zapytać o to w miejscu, w którym nikt nie
podsłucha rozmowy? Bałeś się odpowiedzi odmownej, czy masz zamiar utrzymać to w
tajemnicy przez następne kilka dni?” Gajeel przyjrzał się dokładnie drugiemu
Smoczemu Zabójcy, by zobaczyć jego reakcje na swoje słowa. Lecz ten po prostu
rozpromienił się jeszcze bardziej. Wyglądał, jakby właśnie spełniły się
wszystkie jego marzenia. „A może tak się stało?” Sting zastanowił się
chwilę nad odpowiedziami na pytania. „Sądzę, że obie opcje są prawdziwe.
Myślałem, że jeżeli się nie zgodzisz, to nikt nie będzie się musiał o tym
dowiedzieć. A co do ukrywania tajemnicy, to nie musimy nikomu nic teraz mówić,
prawda? Zgłosimy się do turnieju, tak, że nikt się o tym nie dowie. Za to
losowanie przeciwników, dzień przed pierwszą walką będzie dobrym momentem, by
ogłosić wszystkim, że jesteśmy razem.” Gajeel zgodził
się z nim. Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas i uzgodnili, że spotkają się
następnego dnia o dziesiątej rano, by rozpocząć trening. Jest im to potrzebne,
by mogli wzajemnie poznać swój styl walki i starać się dopasować do partnera,
aby mieć szansę na wygraną w turnieju. Postanowili zakończyć rozmowę, by nie
wzbudzać żadnych podejrzeń. Poza tym, Sting musiał zająć się sprawami gildii.
Gdy zeszli na parter, nikt nie zwrócił na nich uwagi. Gajeel powiedział, że
niestety musi już iść. Pożegnał się i opuścił budynek należący do Szablozęnych.
Nie miał już nic konkretnego do zrobienia, więc nie wiedział, czy iść już do
domu, czy może wpaść jeszcze na chwilę do gildii. Zdecydował się na drugą
opcję.
U Wróżek nie działo się nic ciekawego. Natsu i Lucy
poszli trenować poza miastem. Tak samo jak Gray i Juvia, ale ta, w
przeciwieństwie do Gwiezdnego Maga, była tym zachwycona. Zrobiłaby wszystko, by
spędzić jak najwięcej czasu z Gray'em. Gajeel dowiedział się również, że Romeo
poprosił o wspólny udział Wendy. Smoczy Zabójca siedział znudzony przy jednym
ze stołów. „No i znowu nic się nie dzieje. Załatwię jedną rzecz i spadam do
domu.” Podszedł do baru, gdy nikogo, poza Mirajane, tam nie było. „Mira,
jak zgłosić się do turnieju?” Spojrzała na niego zaskoczona. „Czyli jednak z
nim rozmawiałeś? To wspaniale! Wiesz co? Ja mogę was zgłosić, nie musisz się
niczym przejmować.” Uznał tę opcję za najodpowiedniejszą. „Dzięki, będę
wdzięczny, jeśli to zrobisz. Ale mam prośbę. Nie mów o tym nikomu.” „Mirze
można zaufać, na pewno nie powie.” „Oczywiście, nie ma problemu. Ale wiesz
jaka będzie reakcja wszystkich? Głównie Levy.” Redfox odpowiedział jej tylko
spojrzeniem, sugerującym, że dobrze wie co go czeka i mu się to nie podoba.
„Może nie będzie tak źle? Cóż, ja już się będę zbierał. Zobaczę co z Lily'm.”
Wstał i skierował się do wyjścia. Gdy przechodził przez drzwi, wpadła na niego
McGarden, która najwidoczniej gdzieś się spieszyła. Speszona, odwróciła wzrok i
przeprosiła. Smoczy Zabójca odpowiedział, że nic się nie stało. Odwrócił się i
miał już odejść, gdy się odezwała. „Gajeel, słyszałam, że jesteś w gildii.
Ja... Chciałam cię o coś zapytać.” Redfox słyszał jak ciężko było jej zadać to
pytanie, więc po prostu jej przerwał. „Wiem o co chcesz zapytać. Przykro mi,
Levy, ale nie mogę.” Była zbyt zszokowana, by powiedzieć cokolwiek. Spodziewała
się zupełnie innej odpowiedzi. Dla każdego było oczywiste, że ona go lubi, a
niektórzy myśleli, że jej uczucia są odwzajemnione. Do jej oczu napłynęły zły.
Odwróciła się i pobiegła przed siebie. „Nie ma sensu za nią iść. No, bo co
ja bym jej powiedział? Jak jej powiem prawdę, to będzie jeszcze gorzej. Cóż,
nic nie mogę zrobić.” Gdy wrócił do domu, zajrzał do pokoju Lily'ego. Ten
jeszcze spał. „Jemu chyba wypada powiedzieć prawdę, wcześniej niż innym.”
Zdecydował, że wyzna mu wszystko po jutrzejszym treningu. „A może jeszcze
przed? Jeżeli ten związek nie będzie mu przeszkadzał, to może pójdzie z nami na
ten trening? Teraz tylko coś zjem i pójdę spać.” Zorientował się jednak, że
nie ma nic w lodówce. Poszedł na zakupy, do najbliższego sklepu, z zamiarem
kupna czegoś na kolacje i na śniadanie, dla siebie i Lily'ego. Po powrocie
szybko coś zjadł, wziął prysznic i położył się, jak zwykle nago, na łóżku. Po
raz kolejny zaczął myśleć o wszystkim, co się wydarzyło. O sobie, Stingu, Levy,
turnieju, który, z każdą chwilą, był coraz bliżej. Zastanawiał się nad rozmową,
którą będzie musiał przeprowadzić z Lily'm, już za kilka godzin. Ale wolał o
tym nie myśleć. Co jeżeli mu się to nie spodoba? Po jakimś czasie, spędzonym na
rozmyślaniu, zasnął.
Rozdział V
Trening
Gdy Smoczy Zabójca się obudził, była zaledwie szósta
rano. Nie mógł ponownie zasnąć, więc postanowił wstać i porozmawiać z Lily'm
jeżeli ten też już się obudził. Do rozpoczęcie treningu miał jeszcze cztery
godziny. Wystarczająco czasu na rozmowę. Uznał, że lepiej nie zaczynać dnia od
sprzeczki, więc założył coś na siebie jeszcze przed wyjściem z pokoju. Usłyszał
Exceeda krzątającego się w kuchni. „Czyli wstał? Może to i lepiej. Wolę mieć
tę rozmowę za sobą.” „Cześć Lily. Jak się dzisiaj czujesz?” Ten akurat
siadał do stołu, by zjeść śniadanie, które prawdopodobnie przed chwilą skończył
robić. „Czuję jakbym przespał naprawdę wiele godzin. I wygląda na to, że tak
było. Ale czuję się lepiej, dziękuję. Działo się wczoraj coś ciekawego?” Gajeel
zaczął robić sobie śniadanie i zastanawiał się co powiedzieć najpierw.
„Niedługo w Magnolii odbędzie się turniej dla magów. Mniej więcej za tydzień.
Ale zorganizowany został z okazji walentynek, więc tylko parami można brać
udział. No i tak się złożyło, że mam zamiar wygrać.” Exceed roześmiał się.
„Masz zamiar wygrać? To wspaniale! W końcu jesteś z Levy, tak?” Zapytał
podekscytowany. „Przykro mi, ale to nie ona. Wiem, że chciałeś, żebym z nią
był. Ale jest ktoś inny.” Te słowa ugasiły entuzjazm kota. „Co!? Jak to nie
Levy? To kto? Tylko nie mów, że Juvia!” Smoczy Zabójca milczał przez chwilę.
Był odwrócony tyłem do Lily'ego. „Nie, też nie ona. Nie zgaduj, bo i tak ci się
nie uda. To Sting.” Bał się odwrócić w jego stronę. Nie wiedział, czy chce
poznać reakcje przyjaciela. W kuchni zapanowała cisza. Trwała ona zaledwie
minutę, ale dla Gajeela była to wieczność. Exceed się odezwał, przerywając
krępujące milczenie. „Żartujesz, prawda?” Po jego głosie można było wyczuć, że
jest w szoku. Redfox odwrócił się, spojrzał na niego i odpowiedział mu, z
kamiennym wyrazem twarzy. „Nie, nie żartuję. Ja i Sting, jesteśmy razem.” Lily
wciąż nie mógł w to uwierzyć. Wstał z krzesła i skierował się w stronę drzwi.
„Przepraszam, daj mi chwilę. Muszę to przemyśleć.” Po tych słowach wyszedł z
kuchni i udał się do swojego pokoju. „Super! Po prostu piękny początek
dnia!” Po śniadaniu, Gajeel zdecydował, że utnie sobie dwugodzinną drzemkę.
Wciąż myślał o reakcji Exceeda, co nie pozwalało mu zasnąć. „Przecież się
tego spodziewałem. Nawet czegoś gorszego. Może nie będzie jednak aż tak źle.”
Wstał z łóżka o wpół do dziesiątej, by zdążyć na spotkanie ze Stingiem. „Wychodzę!
Wrócę za kilka godzin!” Powiedział odpowiednio głośno, by Lily mógł go
usłyszeć, mimo zamkniętych drzwi. Odczekał chwilę, ale nie dostał żadnej
odpowiedzi. „To nawet nie będę mu proponował, żeby poszedł ze mną na ten
trening. W tej chwili nie ma to najmniejszego sensu.”
Gdy dotarł na miejsce spotkania, Stinga jeszcze tam nie
było. Miał, co prawda, piętnaście minut, ale nawet gdyby się spóźnił, Redfox by
to zrozumiał. W końcu mistrz gildii ma wiele innych ważnych spraw na głowie.
Znajdował się na dużym, pustym terenie poza miastem. Mogli tutaj trenować, bez
ryzyka, że ktoś mógłby im przeszkodzić. Pięć minut przed czasem, Smoczy Zabójca
przybył na miejsce. Gajeelowi, gdy tylko go zobaczył, poprawił się humor.
„Witaj! O, widzę, że nie jesteś sam. Cześć, Lector.” Na twarzy Stinga również
zawitał uśmiech, gdy zobaczył swojego chłopaka. „Hej! Och, tak. Powiedziałem mu
o nas. Przyjął to bardzo dobrze, prawda, Lector? I bardzo chce zobaczyć nasz
trening. Ty również mógłbyś Lily'emu powiedzieć.” Redfox zrobił smutną minę.
„Cóż, powiedziałem mu dziś rano. Nie przyjął tego za dobrze. Powiedział, że
musi to przemyśleć i zamknął się w pokoju. Przypuszczam, że on dalej chciałby
mnie widzieć z Levy. No, ale ja chcę być z tobą, Sting.” Eucliffe spojrzał na
niego ze zdziwieniem i współczuciem. „Może nie będzie tak źle? Na pewno był w
szoku. Ach, dziękuję za te słowa.” Do rozmowy wtrącił się Exceed. „Może ja z
nim porozmawiam? Spróbuję go przekonać!” Zaskoczyło to Gajeela. „Dziękuję,
Lector. Ale to może jutro? Chciałbym dać mu trochę czasu na oswojenie się z tą
myślą.”
Rozmawiali jeszcze przez jakieś pół godziny, nim zaczęli trenować. Na początku zaprezentowali sobie wzajemnie własny styl walki. Próbowali wprowadzić kilka zmian, aby dopasować je do siebie, przynajmniej w pewnym stopniu. Gajeel zamienił skórę w Łuski Żelaznego Smoka, by sprawdzić ich wytrzymałość. Sting miał atakować, stojącego nieruchomo Redfoxa, by przekonać się o możliwościach jego obrony. Oczywiście odczuwał uderzenia, ale nie mogły mu one zaszkodzić. Dopiero po użyciu Białej Drogi Eucliffe'owi udało się zrobić zaledwie kilka rys. „To też jeszcze nie jest twój limit? Spróbujmy czegoś więcej!” Sting aktywował Smoczą Moc, najsilniejszą formę Smoczych Zabójców. Wznowił swój atak i w końcu zaczęło to przynosić rezultaty. Żelazna skóra Gajeela zaczęła pękać. „Okay, wystarczy. Z taką obroną nie musimy się obawiać. Niewielu będzie w stanie się przez to przebić. Nawet jeżeli przeciwnikiem będzie Rogue. Wtedy nawet będzie lepiej. Jak już pokazałem, mogę zjeść jego cienie, a wtedy nie ma żadnych szans! Gihii!” Obawiali się Natsu, który już raz sam pokonał Stinga i Rogue'a. Chcieli opracować, tak zwany, wspólny atak. Ma to polegać na użyciu dwóch technik, przez dwóch różnych magów, by wyprowadzić jeden atak. W teorii miał on być silniejszy od jakiegokolwiek natarcia, wykonanego przez jedną osobę. Spróbowali połączyć jeden z najsilniejszych ataków: Ryk Smoczego Zabójcy. Gdy obaj byli gotowi, użyli go jednocześnie. Efekt był oszałamiający. Ryk Białego Smoka jest po prostu laserem, światłem skupionym w jeden promień, wzmocniony magią Smoczego Zabójcy. Ryk Żelaznego Smoka zawierał w sobie dużą ilość fragmentów metalu. Promień Stinga zaczął odbijać w żelaznych elementach. Spowodowało to, że we wszystkie strony, została skierowana, niezliczona ilość mniejszych promieni. Był to atak, którego nie dało się uniknąć. Jedyną możliwością było zablokowanie tego, co niekoniecznie mogło się udać. Po kilku godzinach, zadowoleni z efektów, zakończyli trening. Zmęczeni leżeli koło siebie na trawie i rozmawiali. Głównym tematem był oczywiście turniej. Po jakimś czasie przeszli do zupełnie innych tematów, niezwiązanych z nadchodzącymi wydarzeniami. Zbliżał się wieczór, gdy postanowili zakończyć dzisiejsze spotkanie. Pożegnali się. Sting udał się do swojej gildii, a Gajeel do domu.
W drodze do mieszkania, Smoczy Zabójca przypomniał sobie o Lily'm. Miał nadzieję, że ten zmienił zdanie i będzie miał ochotę na rozmowę. Ale na wiele nie liczył. Drzwi od jego pokoju wciąż były zamknięte. Redfox poszedł do kuchni, gdyż przypomniał sobie, że nie jadł nic od rana i zaczął odczuwać głód. Po kilku chwilach, dołączył do niego Lily, który w końcu postanowił wyjść z pokoju. „Gajeel, chciałbym cię przeprosić za moją reakcje. To było naprawdę głupie z mojej strony. Nie powinienem tak się przejmować, tym z kim jesteś. Przecież to tylko twoja sprawa. Ja mogę ci jedynie życzyć szczęścia. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Byłem w szoku.” Exceed miał wyrzuty sumienia i nie mógł spojrzeć w oczy Smoczemu Zabójcy. „Nie musisz przepraszać. Doskonale cię rozumiem. Możliwe, że sam bym tak zareagował na twoim miejscu. Hmm... Może jutro pójdziesz z nami na trening?” Lily zgodził się na to. Mogło to w znaczący sposób naprawić nadszarpnięte relacje między nimi. Wspólnie zjedli kolację, którą przygotował Gajeel. Następnie Redfox poszedł spać, gdyż był wykończony treningiem.
Rozmawiali jeszcze przez jakieś pół godziny, nim zaczęli trenować. Na początku zaprezentowali sobie wzajemnie własny styl walki. Próbowali wprowadzić kilka zmian, aby dopasować je do siebie, przynajmniej w pewnym stopniu. Gajeel zamienił skórę w Łuski Żelaznego Smoka, by sprawdzić ich wytrzymałość. Sting miał atakować, stojącego nieruchomo Redfoxa, by przekonać się o możliwościach jego obrony. Oczywiście odczuwał uderzenia, ale nie mogły mu one zaszkodzić. Dopiero po użyciu Białej Drogi Eucliffe'owi udało się zrobić zaledwie kilka rys. „To też jeszcze nie jest twój limit? Spróbujmy czegoś więcej!” Sting aktywował Smoczą Moc, najsilniejszą formę Smoczych Zabójców. Wznowił swój atak i w końcu zaczęło to przynosić rezultaty. Żelazna skóra Gajeela zaczęła pękać. „Okay, wystarczy. Z taką obroną nie musimy się obawiać. Niewielu będzie w stanie się przez to przebić. Nawet jeżeli przeciwnikiem będzie Rogue. Wtedy nawet będzie lepiej. Jak już pokazałem, mogę zjeść jego cienie, a wtedy nie ma żadnych szans! Gihii!” Obawiali się Natsu, który już raz sam pokonał Stinga i Rogue'a. Chcieli opracować, tak zwany, wspólny atak. Ma to polegać na użyciu dwóch technik, przez dwóch różnych magów, by wyprowadzić jeden atak. W teorii miał on być silniejszy od jakiegokolwiek natarcia, wykonanego przez jedną osobę. Spróbowali połączyć jeden z najsilniejszych ataków: Ryk Smoczego Zabójcy. Gdy obaj byli gotowi, użyli go jednocześnie. Efekt był oszałamiający. Ryk Białego Smoka jest po prostu laserem, światłem skupionym w jeden promień, wzmocniony magią Smoczego Zabójcy. Ryk Żelaznego Smoka zawierał w sobie dużą ilość fragmentów metalu. Promień Stinga zaczął odbijać w żelaznych elementach. Spowodowało to, że we wszystkie strony, została skierowana, niezliczona ilość mniejszych promieni. Był to atak, którego nie dało się uniknąć. Jedyną możliwością było zablokowanie tego, co niekoniecznie mogło się udać. Po kilku godzinach, zadowoleni z efektów, zakończyli trening. Zmęczeni leżeli koło siebie na trawie i rozmawiali. Głównym tematem był oczywiście turniej. Po jakimś czasie przeszli do zupełnie innych tematów, niezwiązanych z nadchodzącymi wydarzeniami. Zbliżał się wieczór, gdy postanowili zakończyć dzisiejsze spotkanie. Pożegnali się. Sting udał się do swojej gildii, a Gajeel do domu.
W drodze do mieszkania, Smoczy Zabójca przypomniał sobie o Lily'm. Miał nadzieję, że ten zmienił zdanie i będzie miał ochotę na rozmowę. Ale na wiele nie liczył. Drzwi od jego pokoju wciąż były zamknięte. Redfox poszedł do kuchni, gdyż przypomniał sobie, że nie jadł nic od rana i zaczął odczuwać głód. Po kilku chwilach, dołączył do niego Lily, który w końcu postanowił wyjść z pokoju. „Gajeel, chciałbym cię przeprosić za moją reakcje. To było naprawdę głupie z mojej strony. Nie powinienem tak się przejmować, tym z kim jesteś. Przecież to tylko twoja sprawa. Ja mogę ci jedynie życzyć szczęścia. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Byłem w szoku.” Exceed miał wyrzuty sumienia i nie mógł spojrzeć w oczy Smoczemu Zabójcy. „Nie musisz przepraszać. Doskonale cię rozumiem. Możliwe, że sam bym tak zareagował na twoim miejscu. Hmm... Może jutro pójdziesz z nami na trening?” Lily zgodził się na to. Mogło to w znaczący sposób naprawić nadszarpnięte relacje między nimi. Wspólnie zjedli kolację, którą przygotował Gajeel. Następnie Redfox poszedł spać, gdyż był wykończony treningiem.
Rozdział VI
Losowanie
Następny dzień był udany dla Gajeela. Lily starał się być
dla niego jak najmilszy. Wspólnie poszli na trening, w którym Exceed był w
stanie pomóc. Jako jedyny z kotów znał się na walce. Postanowili skończyć
trochę wcześniej niż poprzednio, jako że Sting wciąż miał wiele spraw do
załatwienia. Szablozębni dopiero co przenieśli się do Magnolii i należało
dopełnić wszystkich formalności. Biały Smoczy Zabójca stwierdził, że nie jest
zbyt późno, więc mogliby wspólnie zjeść obiad. „Mamy w gildii wspaniałego
kucharza. Możecie iść z nami. Miło będzie spędzić więcej czasu razem.” Gajeel i
Lily chętnie się na to zgodzili. Dania, dla nich przygotowane, były naprawdę
wyśmienite. W trakcie posiłku Redfox usłyszał szept. „Coś bardzo często mistrz
się z nim spotyka. Nie wydaje ci się to dziwne?” Smoczy Zabójca rozejrzał się,
w poszukiwaniu tego, kto to powiedział. Nie mógł znaleźć winowajców, którzy rozmawiali
na jego temat, gdyż zdali sobie sprawę, że ich usłyszał i zmienili temat. Gdy
wracali do domu, Gajeel usłyszał od Lily'ego coś, co go zaskoczyło, ale i
ucieszyło. „Po dzisiejszym dniu, wcale ci się nie dziwię. Sting jest naprawdę
miły i widać, że bardzo cię lubi. Ty jego zresztą też.” Ostatni dzień treningu
nie różnił się wiele od poprzedniego. Również skończyli wcześniej i udali się
do gildii Szablozębnych. Redfox nie przejmował się, że niektórzy zaczną coś
podejrzewać, gdyż następnego dnia miało odbyć się losowanie przeciwników. Wtedy
wszyscy się dowiedzą. Gajeel zwrócił Stingowi uwagę, że Rogue dziwnie się na
nich patrzy. Zupełnie jakby wszystko już wiedział. Lecz Eucliffe uspokoił
Redfoxa mówiąc, że nic nie zdradził Cheney'owi.
Żelazny Smoczy Zabójca był zbyt zestresowany i podekscytowany, by zasnąć. Całą noc spędził na myśleniu o możliwych scenariuszach nadchodzących wydarzeń. W najczarniejszej z jego wizji, wszyscy zareagowali gorzej, niż na początku zrobił to Lily. Nie żeby się tym przejmował, ale nie jest miło być znienawidzonym z powodu miłości, prawda? Gajeel nie był optymistą, ale mimo wszystko starał się myśleć, że jednak będzie dobrze. Może reakcja reszty magów będzie znacznie lepsza niż przypuszcza? Oczywiście wiedział o jednej osobie, która na pewno nie zareaguje pozytywnie. Miał na myśli Levy.
Żelazny Smoczy Zabójca był zbyt zestresowany i podekscytowany, by zasnąć. Całą noc spędził na myśleniu o możliwych scenariuszach nadchodzących wydarzeń. W najczarniejszej z jego wizji, wszyscy zareagowali gorzej, niż na początku zrobił to Lily. Nie żeby się tym przejmował, ale nie jest miło być znienawidzonym z powodu miłości, prawda? Gajeel nie był optymistą, ale mimo wszystko starał się myśleć, że jednak będzie dobrze. Może reakcja reszty magów będzie znacznie lepsza niż przypuszcza? Oczywiście wiedział o jednej osobie, która na pewno nie zareaguje pozytywnie. Miał na myśli Levy.
Redfox dotarł na miejsce losowania niecałe pół godziny
przed rozpoczęciem. Sting dołączył do niego kilka minut później. Znajdowali się
dość blisko gildii Fairy Tail. Gajeel spodziewał się obecności większości
członków. Miał rację. Przyszły wszystkie Wróżki, które aktualnie znajdowały się
w mieście. „Przynajmniej wszyscy, szybko się dowiedzą.” Gdy nadszedł
czas, na scenę wszedł Jason z Tygodnika „Czarodziej”. „Tylko jego tu
brakowało! Jak tak dalej pójdzie, to dowie się nie tylko gildia, ale i cały
kraj!” Obok reportera stał szklany pojemnik, z kilkoma kartkami w środku.
Jason rozpoczął swoją przemowę, wzbogacając ją o kilka „Cool!”. Następnie
przeszedł do losowania pierwszej pary. „Otrzymaliśmy osiem zgłoszeń! Zobaczmy
kto będzie pierwszy! Juvia i Gray! Zmierzą się oni z Lucy i Natsu!” Obaj
magowie zaczęli się kłócić, który z nich jest lepszy. Ich dziewczyny tylko na
to patrzyły. „Czas wybrać następne dwie pary!” Jason zamieszał chwilę i wyjął jedną
kartkę. „Wendy i Romeo! Tak młody wiek a już walczą o swoją miłość. Zobaczmy z
kim! Evergreen i Elfman!” Mirajane zaczęła gratulować bratu. Była zaskoczona,
ale również zadowolona. „Yukino i Rogue! Ich przeciwnikami będą...” Zrobił
pauzę, z niedowierzaniem patrząc na kartkę. „... Freed i Laxus!” Wywołało to
prawdziwe zdziwienie. Każdy wiedział, ze Freed lubił Laxusa, ale nikt nawet nie
domyślał się, że on odwzajemnia jego uczucia. Nie był to jednak koniec
niespodzianek. Zostały jeszcze dwie pary. „Bisca i Alzack!” Po wyjęciu
ostatniej kartki, reporter był w jeszcze większym szoku, niż poprzednio. „Tego
już się chyba nikt nie spodziewał! Sting i Gajeel!” W sali zapanowała cisza.
Prawie wszyscy spojrzeli na nich ze zdziwieniem. Tylko Levy wybiegła z płaczem,
a Lucy pobiegła za nią, by ją pocieszyć. W końcu była jej najlepszą
przyjaciółką. Pierwszym, który się odezwał, był Natsu. Podszedł do nich, a
następnie im pogratulował. Powiedział też, że ma zamiar wygrać. „Wiemy to,
Salamandrze. Ale jest to też naszym celem! Może zobaczymy się w finale.” Po tej
krótkiej wymianie zdań, wszyscy jakby się ocknęli. Zaczęli życzyć powodzenia
wszystkim parom, a w szczególności swoim faworytom. Do Gajeela i Stinga
podeszli Freed i Laxus. Odezwał się ten drugi. „Widzę, że nie tylko my
wszystkich zaskoczyliśmy. Jeżeli wygracie z Biscą i Alzackiem, to spotkamy się
w półfinale.” Biały Smoczy Zabójca uśmiechnął się. „Widzę, że lekceważysz
Yukino i Rogue'a. Albo po prostu jesteś bardzo pewny siebie. Ale nie będziesz
miał tak łatwo. Teraz są silniejsi, niż byli w trakcie Wielkiego Turnieju
Magicznego.” Gdy skończyli rozmowę, Gajeel rozejrzał się po sali. Spojrzał na
Smoczego Zabójcę Cienia, dokładnie w tej chwili, gdy ten patrzył w jego stronę.
Ku zdziwieniu Redfoxa, Cheney wyglądał na zadowolonego. Szybko zaakceptował
związek Eucliffe'a. Tak jak i większość gildii Fairy Tail oraz Sabertooth.
Wyglądało na to, że najbliższe dni będą naprawdę ciekawe.
Rozdział VII
Pierwsza walka
Po poprzednio nieprzespanej nocy, Gajeel zasnął od razu,
gdy się położył. Dręczyły go koszmary. Śniło mu się, że pierwszą walkę, nie
tyle co przegrali, a zginęli w niej obaj - on i Sting. Nie była to zwykła
śmierć, lecz nadzwyczaj makabryczna. Zamiast z Biscą i Alzackiem, walczyli z
obrzydliwymi potworami. Redfox był zmuszony do oglądania śmierci ukochanego, a
następnie tego jak jeden z demonów bezcześci jego ciało i je pożera. Po tej
drastycznej scenie, sam został zabity przez drugiego. Obudził się cały zlany
potem. Ponowne zaśnięcie zajęło mu więcej niż pół godziny. Rano, w ogóle nie
pamiętał o swoim śnie.
Smoczego Zabójcę obudziło głośnie pukanie do drzwi.
Szybko założył bieliznę i poszedł sprawdzić, kto przyszedł. Był to Sting.
„Gajeel, pospiesz się, bo się spóźnimy! Walka Natsu już się pewnie zaczyna!”
Powiedział, gdy drzwi się otworzyły. Następnie spojrzał na Redfoxa, stojącego
przed nim w samych bokserkach. Lekko się zarumienił, gdy patrzył na jego
umięśnione ciało. „Bardzo cię przepraszam. Daj mi chwilę i będę gotowy.”
Odpowiedział i zaprosił ukochanego do środka. Wziął szybki prysznic i wyszedł z
łazienki już kompletnie ubrany. „Możemy iść. Naprawdę bardzo cię przepraszam.
Poprzedniej nocy w ogóle nie spałem, więc dzisiaj jakoś tak wyszło.” Eucliffe
odpowiedział mu z uśmiechem na twarzy. „Nic się nie stało. Do naszej walki mamy
dużo czasu. Jesteśmy ostatni. A dlaczego Lily cię nie obudził? Przecież mieszka
z tobą.” Gajeel zastanowił się nad tym. Przecież to prawda. Więc czemu?
„Zapewne wstał dużo wcześniej i uznał, że powinienem się wyspać i być
wypoczętym na pierwszą walkę. Sądzę, że już dawno jest na miejscu i ogląda
pojedynek.”
Postanowili się pospieszyć. Biegli przez prawie całą
drogę od domu Gajeela do prowizorycznej areny poza miastem. Została ona
postawiona niedaleko miejsca, w którym trenowali. Okazało się, nim dotarli na
miejsce, że skończyły się dwie walki. W pierwszej Natsu i Lucy pokonali Gray'a
i Juvię. W kolejnej, Wendy i Romeo wygrali z Elfmanem i Evergreen. Za kilka
minut rozpocznie się kolejna batalia. Laxus i Freed kontra Yukino i Rogue. Redfox
usłyszał, że poprzednie pojedynki, mimo że były krótkie, to emocjonujące. Miał
nadzieję, że następny również taki będzie. Gajeel i Sting usiedli na trybunach
i zaczęli rozmawiać. „Jak myślisz? Kto twoim zdaniem wygra?” Eucliffe zapytał
drugiego Smoczego Zabójcę. „Ciężko wybrać, bo wszyscy są silni. Lecz jak mam
być szczery, to Rogue z Laxusem nie wygra. Pamiętasz kogo pokonał na Wielkim
Turnieju Magicznym? Jednego z dziesiątki Świętych Magów. Jak przejdziemy dalej,
to będziemy mieli z nim problem.”
Walka zakończyła się dokładnie tak, jak Gajeel
przypuszczał. Cienisty Smoczy Zabójca i jego wybranka, zostali pokonani. Freed
sprawił, że jeden z Gwiezdnych Duchów Yukino okazał się bezużyteczny. Za pomocą
runów zablokował możliwość kontrolowania grawitacji, czego dokonać mogła Waga.
Laxus okazał się dla Rogue'a zbyt silny i wytrzymały. Szybkością również mu
dorównywał. Mimo wymiany bardzo wielu ciosów, obaj nie chcieli oddać tej walki.
Atakiem, który okazał się ostatecznym, był Ryk Smoka Piorunów. Po dość
wyczerpującej walce, znana była trzecia para, która weźmie udział w
półfinałach. W końcu przyszedł czas na wybranie ostatniej. Gajeel dostrzegł, że
Bisca spogląda na niego i Stinga z lekkim niepokojem. „Gorszych przeciwników
od nas, to nie mogli sobie trafić. Dwóch Smoczych Zabójców walczących głównie w
zwarciu. Ciekawe czy mają jakikolwiek plan.” Po pięciominutowej przerwie,
zawodnicy weszli na arenę. Alzack używał magicznych pistoletów, a Bisca -
karabinu snajperskiego. Nie były to odpowiednie bronie, jak na pojedynek na
arenie. Gdy rozległ się sygnał obwieszczający początek walki, postanowili oddać
pierwsze strzały, nim przeciwnicy zdążą się ruszyć. Na ich nieszczęście, Gajeel
i Sting tego właśnie się spodziewali. Redfox aktywował Łuski Żelaznego Smoka,
co pozwoliło mu całkowicie obronić się przed magicznymi pociskami. Nie odniósł
żadnych obrażeń, tak jak i Eucliffe, który użył Białej Drogi, by
zwiększyć siłę ataku, wytrzymałość, a także szybkość. Był w stanie uniknąć
większości strzałów. Żelazny Smoczy Zabójca, nie przejmując się niczym, powoli
zbliżał się do Alzacka. Użył Buławy Żelaznego Smoka, by wyprowadzić
wiele ataków. Miały one na celu ogłuszyć przeciwnika i spełniły swoją rolę. W
tym czasie Sting zajął się Biscą. Była ona o wiele szybsza od swojego męża.
Uniknęła ona wielu ciosów, ale Eucliffe sparaliżował ją za pomocą Szponów
Białego Smoka. Była to święta pieczęć, która uniemożliwiała wykonanie
jakiegokolwiek ruchu. To był koniec pojedynku. Smoczy Zabójcy dostali się do
półfinału.
Parę minut po pojedynku, Gajeel usłyszał płaczącą Asukę. „Mieliście wygrać!” Jej rodzice, Alzack i Bisca, starali się ją pocieszyć. Redfox postanowił podejść. „Nie płacz. Powinnaś być dumna z rodziców, nawet jeżeli przegrali! Wzięli udział w turnieju razem z wieloma innymi wspaniałymi magami, takimi jak oni. Lecz nie zawsze można wygrywać, prawda? Poza tym, wyobraź sobie walkę człowieka ze smokiem. Czy da się to wygrać? A twoi rodzice musieli zmierzyć się z dwoma! Powinnaś być dumna z ich odwagi!” Dziewczynka przestała płakać i uśmiechnęła się. „Alzack, przepraszam za to ogłuszenie cię, ale sam rozumiesz. Jakoś trzeba było walkę zakończyć. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.” Alzack dotknął opatrzonego miejsca na czole i cicho syknął z bólu. „Nic mi nie jest. Nie pierwszy raz jestem ranny. Poza tym, wiedzieliśmy, że wielkich szans nie mamy. Powodzenia jutro w półfinale!” Gajeel uśmiechnął się, uprzejmie podziękował i wrócił do Stinga.
Parę minut po pojedynku, Gajeel usłyszał płaczącą Asukę. „Mieliście wygrać!” Jej rodzice, Alzack i Bisca, starali się ją pocieszyć. Redfox postanowił podejść. „Nie płacz. Powinnaś być dumna z rodziców, nawet jeżeli przegrali! Wzięli udział w turnieju razem z wieloma innymi wspaniałymi magami, takimi jak oni. Lecz nie zawsze można wygrywać, prawda? Poza tym, wyobraź sobie walkę człowieka ze smokiem. Czy da się to wygrać? A twoi rodzice musieli zmierzyć się z dwoma! Powinnaś być dumna z ich odwagi!” Dziewczynka przestała płakać i uśmiechnęła się. „Alzack, przepraszam za to ogłuszenie cię, ale sam rozumiesz. Jakoś trzeba było walkę zakończyć. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.” Alzack dotknął opatrzonego miejsca na czole i cicho syknął z bólu. „Nic mi nie jest. Nie pierwszy raz jestem ranny. Poza tym, wiedzieliśmy, że wielkich szans nie mamy. Powodzenia jutro w półfinale!” Gajeel uśmiechnął się, uprzejmie podziękował i wrócił do Stinga.
Rozdział VIII
Półfinał
Reszta dnia minęła spokojnie. Sting i Gajeel spędzili ten
czas wspólnie. Jako jedyni, którzy przeszli do półfinału, nie byli zmęczeni po
walce. Będą mieli przewagę, jeżeli Freed i Laxus nie zdążą zregenerować sił.
Liczyli na to, że tak będzie. Wendy nie mogła im pomóc, bo sama była
wyczerpana. Ale nawet gdyby mogła, nie zrobiłaby tego. Dostała się do
następnego etapu, więc mogliby zostać jej przeciwnikami w finale. Ale tylko pod
warunkiem, że Natsu i Lucy przegrają i to samo stanie się z Gajeelem i
Stingiem. Następnego dnia, Redfox obudził się dwie godziny przed pierwszą walką.
Po jakimś czasie, gdy kończył brać prysznic, przyszedł po niego Eucliffe.
Otworzył mu owinięty jedynie ręcznikiem. „No i znowu przyszedłeś, gdy nie
jestem ubrany!” Roześmiał się i wpuścił go do środka. „Usiądź, a ja się pójdę
ubrać.” Gdy wszedł do pokoju, to z roztargnienia zapomniał zamknąć za sobą
drzwi i zostawił je lekko uchylone. Sting spojrzał w tamtą stronę, dokładnie w
momencie, w którym Gajeel odłożył ręcznik, by się ubrać. Nie mógł oderwać
wzroku od tego, co miał okazje podziwiać. Widział nagie ciało Gajeela, każdy
jego element. Po chwili jednak przysłoniły go drzwi, gdy Żelazny Smoczy Zabójca
udał się w inną część pokoju tam, gdzie znajdowała się jego bielizna. Gdy
podszedł do uchylonych drzwi, zdał sobie sprawę, że wcześniej Eucliffe mógł zobaczyć
go nago. „Nawet jak widział, to pewnie się nie przyzna. Ale cóż, kiedyś i
tak zobaczy.” „To co? Idziemy?”
Gdy dotarli na polanę, większość miejsc była już zajęta,
ale udało im się znaleźć dwa wolne obok siebie. Niedaleko siedzieli ich
przeciwnicy. Gajeel usłyszał, jak Laxus narzeka na ból w lewym boku. „Ach,
dobrze wiedzieć. Może da się to wykorzystać. W końcu nie jest przyjemnie
otrzymać cios w miejsce, które jest już kontuzjowane.” Od razu poinformował
o tym Stinga. „Czyli jednak walka z Rogue'm dała im się we znaki?”
Stojące na arenie pierwsze dwie pary, czekały na sygnał
ogłaszający początek pojedynku. Romeo wiedział, że jego magia nie zaszkodzi
Natsu, więc chciał zaatakować Lucy. Smoczy Zabójca chciał mu przeszkodzić, ale
zatrzymała go Wendy. Marvel, za pomocą magii wzmocnienia, zwiększyła siłę i
szybkość, swoją i Romeo. Wyglądało na to, że mieli nawet szansę na wygraną.
Smocza Zabójczyni użyła sekretnej techniki – Lśniąca Fala: Niebiańskie
Wiertło. Udało jej się trafić obu przeciwników, co wyeliminowało Lucy z tej
walki. Dragneel był bardziej wytrzymały. Rzucił się na Conbolta, a ten
odruchowo chciał się bronić. Był to duży błąd, który wiele go kosztował. Ogień,
który stworzył, został zjedzony przez Natsu. Przywróciło mu to zużyte siły, a
także pozwoliło pokonać przeciwników. Wendy była już wyczerpana, gdyż użyła
sporej ilości mocy magicznej do wyprowadzenia swoich ataków.
Następnie przyszła kolej na drugi z półfinałów. Gdy
przeciwnicy wchodzili na arenę, Gajeel zauważył, że Laxus utyka na lewą nogę. „Czyżby
kolejny słaby punkt?” Smoczy Zabójcy mieli już opracowany plan. Postanowili
najpierw wyeliminować Freeda, gdyż ten mógł naprawdę utrudnić walkę za pomocą
swoich runów. Byli dużo szybsi od przeciwników, co dało im znaczącą przewagę.
Unikali większości ataków, sami wyprowadzając własne. Freed, by uciec przed
ciosami, stworzył magiczne skrzydła i odleciał na bezpieczną wysokość. „Sting!
Zróbmy to teraz!” Eucliffe od razu zrozumiał o co mu chodzi. Mieli użyć
techniki, którą opracowali na treningu. Gdy znaleźli się blisko siebie, obaj
użyli Ryku Smoczego Zabójcy. Freed nie miał żadnych szans na obronienie
się przed tym atakiem. Nieprzytomny spadł na ziemię. Trybuny były chronione za
pomocą magii. Gdyby nie to, to widzowie mogliby zostać ranni. Wyeliminowanie
Justine'a rozzłościło Laxusa, który również ucierpiał od wspólnego ataku
Smoczych Zabójców. Otoczony był niezliczoną ilością błyskawic, które
zaabsorbowały część mocy Ryku. Gajeel zrozumiał, że to jeszcze nie
koniec. Muszą się naprawdę postarać, by pokonać Dreyara. Aktywował Łuski
Żelaznego Smoka. Zwiększyło to jego obronę, ale sprawiło również, że każdy
atak będzie skierowany na niego. Stanie się żywym
piorunochronem. Uznał, że to najlepsze wyjście. Sting będzie bezpieczny
i skupi się na atakowaniu przeciwnika. Walka trwała jeszcze przez jakiś czas, a
jej rozstrzygnięcie było korzystne dla pary Smoczych Zabójców. Nie jest łatwo
pokonać kogoś silniejszego od jednego z dziesiątki Świętych Magów. Wygrali,
dlatego że jego zmęczenie po poprzedniej walce dało o sobie znać. Tak więc
pary, które wezmą udział w Wielkim Finale zostały wybrane! Natsu i Lucy vs
Sting i Gajeel!
Rozdział IX
Wielki Finał
Nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich dzień. Wielki
Finał turnieju zorganizowanego z okazji walentynek. Gajeel bardzo się
denerwował. Obawiał się ostatniej walki. Pojedynek z Laxusem i Freedem nie
należał do najprostszych. Wciąż był osłabiony, gdyż jedna noc to za mało, by
zregenerować siły po otrzymaniu dużych obrażeń. Redfox postanowił, że tego dnia
to on pójdzie po Stinga, a nie odwrotnie. Wybrał najkrótszą drogę, by jak
najszybciej znaleźć się w gildii Eucliffe'a. Okazało się, że ten właśnie miał
wychodzić, by się z nim spotkać. „Jest jeszcze wcześniej niż ostatnio. Znowu
chce mnie nago zobaczyć, czy co?” Żelazny Smoczy Zabójca zdał sobie sprawę,
że nie zjadł nawet śniadania. Sting zaprosił go do środka, by wspólnie spożyli
posiłek. Przy okazji rozmawiali o
nadchodzącej walce. „Myślę, że z Lucy nie będziemy mieli problemu. Po tym, co
się wczoraj stało, do dzisiaj wiele mocy pewnie nie odzyskała. Więcej niż
jednego ducha nie przyzwie. Mimo wszystko musimy być ostrożni, bo pewnie będzie
to Loke.” Biały Smoczy Zabójca nie mógł sobie przypomnieć, który to jest duch.
„Loke? A on jest silny?” Gajeel się roześmiał. „Silny? Jeden z dwóch
najsilniejszych duchów! Sama kiedyś powiedziała, że najsilniejsza jest
Aquarius, ale bez wody nie będzie w stanie jej przywołać.” Mieli jeszcze dużo
czasu, ale postanowili udać się już na miejsce pojedynku.
Wygląd areny bardzo ich zdziwił. Została wielokrotnie
powiększona. Na terenie zajmowanym przez pole walki znajdowało się wiele
rzeczy. Nie był to tylko płaski teren. Po wschodniej stronie, znajdowało się
kilka drzew. Parę metrów od nich, kilka żelaznych konstrukcji, prawdopodobnie
postawionych, by umożliwić ukrycie się przed atakiem. „Głupcy! Dzięki temu
na pewno wygramy!” Sting zauważył, że Gajeel nagle się rozpromienił i od
razu zdał sobie sprawę z powodu tej radości. „Dopiero co śniadanie jedliśmy, a
ty już planujesz kolejny posiłek?” Po przeciwnej stronie areny znajdowała się
lawa. Za pomocą magii była utrzymywana w stanie ciekłym. „Na szczęście w
pobliżu nie ma nic, co mogłoby się zapalić.” Trybuny zostały ozdobione
idealnie, jak na taką okazje. Wszędzie znajdowało się wiele czerwonych i
różowych serc.
Walka zaczęła się o godzinie dwunastej i trwała zaledwie
piętnaście minut. Tak jak Gajeel przypuszczał, Lucy zaczęła od przyzwania
Lokiego. Dopiero w tej chwili Redfox przypomniał sobie, jakiej magii używa Lew.
„Sting, zajmij się nim! Nie powinieneś mieć problemów.” Gwiezdny Duch używa
magii zwanej Regulus. Eucliffe będzie na to niewrażliwy, gdyż jest to
magia oparta na świetle. Gajeel natomiast zaczął atakować Natsu. Starał się go
odciągnąć w stronę żelaznych konstrukcji. Zgodnie z przypuszczeniami, Biały
Smoczy Zabójca pokonał Lokiego, a Lucy nie miała wystarczająco mocy magicznej,
by przywołać innego Ducha. Stała się łatwym celem, ale Dragneel był zbyt
zajęty, by to dostrzec i jej pomóc. Po chwili na arenie, jedynie Smoczy Zabójcy
byli zdolni do walki. Natsu uznał, że lepiej szybko jednego wyeliminować. Użył Sekretnej
Smoczej Techniki Ognistego Smoczego Zabójcy. W momencie, w którym atak miał
sięgnąć celu, Sting odepchnął Gajeela i przyjął to na siebie. W poprzednim
pojedynku to Redfox chronił ukochanego przed atakami. Eucliffe chciał się
odwdzięczyć, a poza tym uważał, że ma mniejsze szanse na pokonanie Natsu.
Niewiele myśląc, Żelazny Smoczy Zabójca, rzucił się na konstrukcję stojącą obok
niego. Nim Dragneel zdołał go powstrzymać, pożarł sporą ilość żelaza.
„Pożałujesz tego! Sekretna Technika Smoczego Zabójcy! Demon Karmy:
Żelazny Boski Miecz!” Włożył całą swoją siłę i gniew w ten atak. Dla
Ognistego Smoczego Zabójcy było to za dużo. Padł nieprzytomny na ziemie.
Komentator mówił, że to nieprawdopodobne. Natsu został pokonany! Gajeel tego
nawet nie słuchał. Podszedł do Stinga i pomógł mu wstać. Eucliffe musiał
opierać się o Redfoxa, by móc iść. „Po prostu w to nie wierzę! Wygraliśmy!”
Mimo zmęczenia okazywał radość. „Tak, wygraliśmy! Szczęśliwych walentynek,
Sting!” Gajeel objął go i pocałował w usta, na oczach wszystkich zebranych na
widowni.
Mam talent à la Fairy Tail
W królestwie Fiore mieści się wiele gildii magicznych. Ta najbardziej
znana, która zawdzięcza swą sławę wspaniałym, silnym magom oraz zniszczeniom
dokonywanym podczas wykonywania misji, znajduje się w Magnolii. Zwą ją Fairy
Tail. Nie mylić z „fairy tale” (dop. autorki). Chciałam zaprosić Was w
niezwykłą podróż do tego magicznego miejsca, gdyż postanowiłam trochę namieszać
w ich, i tak już zwariowanym, życiu. Dlatego mówię: kurtyna w górę! Spektakl
czas zacząć!
Piękna blondwłosa dziewczyna siedziała przy jednym ze stołów,
znajdujących się w środku olbrzymiej budowli, będącej gildią magów magnolskich
i zarazem ich domem. Ręce, zgięte w łokciach, położyła płasko na blacie. Palce
dłoni splotła i oparła na nich brodę. Wzdychnęła ciężko.
— Lu–chan, co się
dzieję? – Znad opasłego tomiszcza, które czytała, spojrzała na nią uważnie
niebieskowłosa Levy. Na nosie miała, dla odmiany (), okulary.
— Ach, nudzę się!
— To może idź na
misję – zaproponował mól książkowy.
— Nie chce. Byłam
niedawno.
— To może zrób
domówkę i rozerwij się – wyszła z kolejnym pomysłem McGarden.
— Żartujesz? – Lucy
spiorunowała ją wzrokiem, unosząc głowę. – Mowy nie ma! Ja chcę mieć, gdzie
wrócić!
— Z tym muszę się
zgodzić – rzekła Levy, lekko się uśmiechając.
— Błagam! – prosiła
blondynka, unosząc twarz i spoglądając na sufit budynku. – Niech coś zacznie
się dziać, bo zwariuję! – Wyrzuciła ramiona w górę, jakby czekała na mannę z
nieba.
Nagle drzwi gildii otworzyły się z impetem, a w progu stanął ktoś, kogo
magowie po raz pierwszy ujrzeli na oczy. Wszyscy obecni zamilkli i oderwali się
od swoich zajęć, przyglądając się badawczo przybyszce. Słychać było
przecinającą powietrze muchę.
— Cześć Fairy Tail! – odezwałam się. – Jak się macie? – pytam i
przyglądam im się z szerokim uśmiechem, ukazując białe zęby. Magowie patrzą na
mnie z konsternacją. – Co z wami? – Zatrzymuję się w połowie drogi do baru,
obok stołu, przy którym siedzą Lucy i Levy. – U was taka cisza nie jest
normalnym zjawiskiem. – Mówiąc to, uśmiecham się jeszcze szerzej. Na nosie mam
okulary w prostokątnych oprawkach o kolorze ciemnoróżowy metalik. Ubrana jestem
w czarną bluzkę z rękawami ¾ i dekoltem w łódkę, ciemne, proste dżinsy oraz
niebiesko–białe adidasy. Moje włosy mają kolor czystego złota. Splecione są w
dwa warkocze, sięgające biustu. Mam asymetryczny przedziałek z prawej strony
głowy. Pofalowaną grzywkę zaczesałam na lewo, pozwalając jej zakryć oko. Moje
gałki oczne mają szaro–niebieskie tęczówki, a źrenice otaczają okręgi o kolorze
złoto–zielonym. Oczy osadzone są w kwadratowej twarzy o delikatnie zarysowanych
kościach policzkowych. Nosek jest mały i lekko zadarty, a pełne wargi mają
łososiowy odcień. Mam 165 cm wzrostu, a rozmiar stopy 39. Mam nadzieję, że bez
trudu możecie sobie wyobrazić mą osobę.
— A ty, to kto? –
pyta niebieski kot, który podleciał do mnie i przysiadł na stole, przy którym
się zatrzymałam.
— Ja? – Wskazuję na
siebie palcem. Zwierzątko kiwa twierdząco głową. – Jestem osobą, która
zatrzęsie tą gildią w posadach, a później to wszystko opiszę!
— Serio? Będę sławny?
– pyta Dragneel, który pojawił się nie wiadomo skąd.
— Natsu, ty i bez
tego jesteś znany. – Delikatny uśmiech pojawia się na moich ustach.
— Sława to
mężczyzna! Opisz to męsko! – Głos zabiera białowłosy osiłek.
— Oj, Elfman, a ty
jedno i to samo. – Uśmiecham się szerzej, ukazując dołeczki w policzkach.
— Bo jestem
mężczyzną!
— I to
stuprocentowym – przyznaję mu rację.
— A jak!
— Przepraszam –
słyszę za plecami.
— Tak? – Spoglądam
przez ramię. Oczy rozszerzają mi się z entuzjastycznej radości. – O, Lucynka!
Jak się masz?
— Eto… W porządku.
Dziękuję. Ale skąd mnie pani zna? – pyta z zaciekawieniem.
— Nie „paniujcie”
mi tutaj, bo nogi z czterech liter powyrywam! – Tak się zirytowałam, że moje
policzki przybrały kolor szkarłatu.
— To jak mamy się
zwracać? – słyszę pytanie z ust Levy.
— Hmmm… –
Zastanawiam się. – Wiem! – Unoszę palec wskazujący do góry, wpadając na pomysł
pseudonimu. – Filaretka! A co do twojego pytania, Lu – spoglądam na nią znad
okularów – znam was wszystkich i wiem o was totalnie wszystko! – Lucy wzdryga
się, gdy widzi złowieszczy błysk w moich oczach.
— A co konkretnie?
– pyta.
— Hmmmm… Wszystko –
odpowiadam z szerokim uśmiechem.
— Aha. To się
dowiedziałam… – Wygląda na rozczarowaną.
— Fakt –
stwierdzam, a kąciki moich ust unoszą się wysoko. – A zmieniając temat,
nudziłaś się.
— Skąd…? – Patrzy
na mnie zszokowana.
— To moje
opowiadanie. – Mrugam porozumiewawczo do niej. Z jej twarzy nie znika wyraz
szoku. – Dobra! – Klaszczę w dłonie, zwracając na siebie uwagę wszystkich
obecnych w budynku. – Chcecie się rozerwać? – pytam donośnym głosem.
— Tak! – krzyczą
chórem.
— No i super! –
Zacieram ręce z radości na czekające nas wydarzenie. – No, to do roboty!
— Ale co mamy
robić? – pyta Gray. Na jego ramieniu uwieszona jest Juvia.
— Przesuńcie
wszystkie stoły i ławki w stronę drzwi. – Zaczynam dyrygować magami. Chłopcy
sprężają się, żeby wykonać moje polecenie.
— A co tu się
dzieje? – W pomieszczeniu pojawia się gigant.
— Ohayo Trzeci! –
krzyczę, by mnie usłyszał, szczerze się i macham do niego z parteru.
— A ty, to kto? –
pyta i w międzyczasie wraca do swojej miniwersji.
— Filaretka –
ściskam mocno jego malutką dłoń i potrząsam nią tak energicznie, że dziadzio
raz jest w powietrzu, a następnym – zalicza podłoże. – Miło mi poznać.
— Mi…też – bełkoce,
jak po kilku głębszych. – Miruś?
— Tak, Mistrzu? –
pyta białowłosa dziewczyna słodkim głosikiem.
— Zajmij się
tą…Filajakąśtam.
— Hai! – Uśmiecha
się do mnie. Odwdzięczam się tym samym.
— Ohayo Mira! – Witam
ją. – Będziesz w jury – mówię, szczerząc się.
— A o co chodzi? –
W jej oczach widzę niepohamowaną ciekawość.
— Wytłumaczę ci za
chwilę. Teraz część pierwsza: przemeblowanie!
— Meblowanie,
meblowanie! – powtarzają po mnie dzieciaczki Bixa. Uśmiecham się do niego, na
co on szczerzy się i wyrzuca na wierzch język, jak to ma w zwyczaju.
Dwie godziny później wszystko wygląda tak, jak sobie tego życzyłam.
Scena jest przystrojona różnokolorowymi szarfami, które zwisają ze sufitu.
Przed nią ustawiony jest długi stół na wysokich nogach. Przy nim, przodem do
podwyższenia, stoją cztery krzesła barowe. Za nimi, w pięciu rzędach, znajdują
się ławki dla publiczności. Ogarniam wzrokiem nasze dzieło i odwracam się do
magów.
— Wspaniale! – Aż
kipi ze mnie entuzjazm. – A teraz najważniejsze. Etap drugi: wybór jury!
Pozwólcie, że zajmę się tym osobiście. Mistrzu, uczynisz mi ten zaszczyt i
zajmiesz jedno z miejsc? – Zwracam się do staruszka. Ten przymyka oczy i, z
zamyślonym uśmiechem, kiwa twierdząco głową. – Dziękuję! Miruś – zwracam się do
starszej Strauss – zapraszam na miejsce obok Mistrza.
— Bardzo chętnie! –
W podskokach podchodzi do krzesła i zajmuje je.
— Pierwsza! –
Zwracam się w stronę schodów. – Wyłaź zza tego filaru. Wiem, że tam jesteś! –
Zapuszczam żurawia na piętro. Po chwili moim oczom ukazuje się Mavis Vermilion.
– Było się tak chować? – pytam i uśmiecham się, widząc jej zarumienione
policzki i delikatne kręcenie głową w geście zaprzeczenia. Potulnie zajęła
miejsce obok Miry. – No i super! A ostatnim jurorem będę ja!
— Jak to? – pyta
Pierwsza.
— Moje opowiadanie,
moje grabki i moja piaskownica – odpowiadam wesoło. – To teraz wybór
uczestników. Proszę, dobierzcie się w pary. Mieszane. Potrzebujemy ośmiu
duetów.
— A co będą musieli
robić uczestnicy? – pyta Laki.
— Zobaczycie –
mówię z błyskiem w oku.
— To ja rezygnuję –
mówi, wyraźnie zestresowana moim spojrzeniem. – Wolę popatrzeć na innych. –
Odwraca się i kieruje w stronę ławek dla publiczności. Za jej przykładem idą:
Wendy, Bixlow z dzieciaczkami, Kinana, Max, Nab, Jet, Droy, Cana, Gildarts,
który wyjątkowo jest w gildii, Macao, Wakaba, Romeo, Reedus, Vijeeter, Warren i
cała reszta. Na placu boju zostają: Natsu, Lucy, Gray, Erza, Juvia, Jellal (kie
licho go sprowadziło, to pojęcia nie mam!), Alzak, Bisca, Happy, Carla, Gajeel,
Levy, Freed, Lisanna, Elfman i Evergreen. Laxus patrzy na to wszystko
sceptycznie z balkonu na piętrze. Wsparł łokieć na balustradzie, a brodę – na
wewnętrznej stronie dłoni. Na jego ustach gości kpiący uśmiech, który nie robi
na mnie wrażenia.
— Dobra. To teraz
powiem, o co chodzi. Będziemy się bawić w „Bitwę paringów”. Teraz musicie…
Mój wywód bezczelnie przerywa wielkie „BUM”! Coś mocno uderzyło o
podłoże przed wejściem do gildii. Oczy wszystkich obecnych w budynku zwróciły
się w stronę głównych drzwi. Czekamy chwilę w napięciu do czasu, aż wrota
otwierają się z hukiem i staje w nich niski, tłuściutki człowieczek z dużym
nosem i burzą rdzawych włosów. Jego biały garnitur jest cały brudny i w kilku
miejscach przedarty, ale błękitna róża, którą ma w butonierce, wygląda idealnie.
Całą jego postać otacza mnóstwo gwiazdek, a on sam robi za wielkiego narcyza,
pomimo przetrąconego nosa i krwawiącego czoła. Wymachuje zawzięcie rękoma, przy
okazji dziwnie gestykulując.
— Przybyłem, men!
Piękna perfuma, men! – Odzywa się głosem przerośniętego mężczyzny. Wybaczcie,
ale on sięga mi ledwo nad kolano, więc co mam napisać? Gdybym go nie widziała,
pomyślałabym, że jest całkiem przystojnym, wysokim brunetem o ciemnych oczach i
śniadej cerze. A tutaj, co bym otrzymała? Kandydata do roli jednego z
krasnoludków u Śnieżki. No błagam!
— Ichiya, co ty tu
robisz? – pytam niepomiernie zdziwiona.
— No, jak to co,
men? Skoro bitwa paringów, to ja i Erza, men! – Powtarza te swoje dziwne,
dzikie gesty. Jest jakiś nieokrzesany!
— Żartujesz sobie
ze mnie? – Wściekła, wymachuję nerwowo rękami. – Erza stworzy parę z Jellalem!
— Co?! – wykrzykuje
pan „Men”, jak i sami zainteresowani, przez co dzwoni mi w uszach. Potrzebuję
chwili, by wrócić do siebie i móc kontynuować.
— To, co
słyszeliście! A teraz pozwólcie, że wrócę do przerwanej kwestii. Panie „Men”,
proszę zająć miejsce na widowni. – Ichiya chce zaprotestować, ale, zmiażdżony
moim stalowym spojrzeniem, kapituluje i, pociągając nosem, potulnie siada na
jednej z ławek, mamrocząc pod nosem coś o perfumach. – Dobra. Tak, jak mówiłam,
zabawa nazywa się „Bitwa paringów”.
— Bitwa paringów? –
Lucy spogląda na mnie zdziwiona. Słysząc wahanie w jej głosie, postanawiam
wytłumaczyć.
— Temat wymyśliła
OlaRi. Do niej proszę kierować pisemne zażalenia i skargi. Przyjmuje w dni
powszednie od 8 do 16. Prawda, Olu? – Biorę wdech i zaczynam ponownie. – Tak
jak mówiłam, zabawa to „Bitwa paringów”.
— Ale przecież my…
– zaczyna Heartfilia, przerywając mi bezczelnie.
— Lucy! – Natsu
przerzuca jej rękę przez ramiona i szczerzy się. – Jesteśmy nakama, co nie? I
nie ma takiej rzeczy, której razem nie damy rady zrobić!
— Tak, ale… –
zaczyna blondynka.
— Żadnego „ale”! –
wydzieram się. Uczestnicy stają na baczność. – Macie 10 sekund, by dobrać się
dwójkami. 1…2… – Zamykam oczy i rozpoczynam odliczanie. Po minięciu
wyznaczonego czasu, unoszę powieki i widzę idealnie podzielonych magów. – A
teraz marsz za kulisy! Ale to już!
— Aye, Sir! –
Wszyscy, łącznie z Erzą, są przerażeni i bez szemrania ruszają za kurtynę.
Uśmiecham się do siebie i zajmuję czwarte krzesło. Zacieram ręce z radości i
ekscytacji.
— Imprezę czas
zacząć! – wykrzykuję, wyrzucając w górę ramiona. Poprawiam się na krześle i
opieram brodę na splecionych palcach dłoni. Reszta jury spogląda na mnie z
uniesionymi brwiami. – Fakt, nie wiecie, czym się to je. Zacznijmy od początku.
Będę prosiła po kolei nasze pary na scenę i dawała im zadania do wykonania. A
jeśli nic dla nich nie wymyślę, sami muszą się wykazać. Czy to jasne? – pytam.
Reszta Wielkiej Czwórcy kiwa twierdząco. – Świetnie! Proszę pierwszą parę, Erzę
i Jellal’a.
— Co? Ja…ja…ja… –
Jąkając się na zmianę, pojawiają się na scenie, cali zesztywniali. Stają dobre
4 m od siebie ze spuszczonymi głowami.
— Dobra. Dla was
akurat mam zadanie. Jellal. – Chłopak spogląda na mnie. – Wyznasz miłość Erzie.
— Co? – Aż się
zapowietrzył.
— Nie mówi się „co”, tylko „słucham”, albo „tak jest”. Proszę,
zaczynaj. Masz 5 minut, a później grozi wam dyskwalifikacja.
— Jellal – zwraca
się do niego Erza. – Im prędzej powiesz, tym szybciej będzie koniec.
— Zrób to męsko! –
Zza kurtyny dobiega głos Elfmana, a później coś, co przypomina uderzenie muchy
packą. Pewnie sprawa Ever i jej wachlarza.
— Erzo – głos
zabiera Jellal. Dłonie ma zaciśnięte w pięści, głowę opuszczoną.
— Tak?
— Bo ja…ja… –
zaczyna i nie kończy. Z nosa ciurkiem płynie mu krew. Pada zemdlony na podłogę
sceny. Erza, westchnąwszy ciężko, bierze nieprzytomnego chłopaka na plecy i, z
wyrazem rezygnacji i rozczarowania na twarzy, schodzi z proscenium.
— Yare, yare! A
myślałam, że w końcu się przyzna – komentuje Mira.
— Spokojnie, Miruś
– mówię. – Będzie jeszcze okazja.
— Gray–sama! Teraz
my! – Nim zdążyłam zareagować, na scenę wtargnęła Juvia, ciągnąc za sobą Graya.
– Gray–sama! Juvia cię kocha! – Tuli się do jego ramienia. Jej źrenice
przybierają kształt serca i jego krwisty kolor.
— Ta… Jasne –
wychodzi z ust Maga Lodu. – Dość tych głupot. Nie lep się do mnie!
— A Gray jak zawsze
zimny i opanowany. – Załamuje ręce jurorka Strauss, odprowadzając ich wzrokiem.
— Te, mała! –
Totalne wariactwo! Na scenie zjawia się, niezaproszony jeszcze przeze mnie,
Gajeel. Obok jego nogi stoi uroczy Lily, a zza kotary wychodzi Levy.
— Nie nazywaj mnie tak, Gajeel! – wrzeszczy McGarden i mierzy wściekłym
wzrokiem Redfoxa.
— Dobra, mała.
Gihi.
— Gajeel! – Z
nerwów zrobiła się purpurowa.
— Nie piekl się
tak, mała! Idziesz ze mną i moim kotem na misję? – Levy zapowietrzyła się,
jakby chciała mu znowu zwrócić uwagę, ale żadne słowa nie opuszczają jej ust. –
Czyżby pani mądralińskiej zabrakło języka w gębie? – Przerzuca sobie zszokowaną
Levy przez ramię i idzie w kierunku schodów, by opuścić scenę. McGarden
przytomnieje i uderza piąstkami w plecy Redfoxa, chcąc, by ją postawił na
podłodze. – Chodź, Lily. Gihi.
— Po Gajeelu można
było się tego spodziewać. – Dziadzio załamuje ręce, patrząc na to, co wyrabia
Żelazny Smoczy Zabójca.
— Głowa do góry, Trzeci!
A może Szósty? – Widać, humor dopisuje Mavis, gdyż z jej ust nie schodzi
uśmiech. Dodatkowo jej oczy zdobią połyskujące złociście gwiazdki. Trzeci, albo
i Szósty, nachmurzył się słysząc swój tytuł.
— Sorry memory, ale
taka prawda. – Rozkładam bezradnie dłonie. – Trzeci to ty już dawno nie jesteś.
– Mavis jest ucieszona i przybija ze mną piątkę. Ósmy, nie, Szósty popada w
depresję, z której stara się go wyprowadzić Mira. Efekt jest mierny. Ale, ale,
obserwujmy podwyższenie, bo może być ciekawie.
Na scenie pojawiają się państwo Connell.
— Alzack, pamiętasz
jak ci się oświadczyłam? – Zaczyna Bisca, tuląc się do niego.
— Mogłaś pominąć
ten fakt. – Pan Connell spąsowiał po cebulki włosów.
— Żartujesz? –
zirytowała się dziewczyna. – Bez zaręczyn, nie ma ślubu!
— Racja! To teraz
pokażemy owoc naszej miłości! – Na scenę wchodzi Asuka.
— Cześć
dziadziusiu! – Wita się z Mistrzem. – I tobie babciu – zwraca się do Mavis. Ta
patrzy na dziewczynkę spode łba.
— Hahahahaha! –
Głośnym śmiechem wybucha Makarov. Depresja go opuściła i poszła na drinka, bo
Mistrz pogłębił jej własną depresyjność. Chwała Bogu!
— I co się
śmiejesz, Trzecio–Szósto–Ósmy? (Teraz to dała do pieca). – pyta go, zła jak
osa, Vermilion.
— Pierwsza
awansowała na babcię! Nie wytrzymam! – Jego zaciesz jest epicki, jeśli wiecie,
co mam na myśli. Ociera z kącików oczu łzy i uśmiecha się szeroko. Nie
zareagował na jej zaczepkę. I słusznie.
— Yare, yare! –
wzdycha Mira.
— Jak się czujesz
Mistrzyni z tytułem babci? – Zadaje pytanie Mavis, ale jej już nie ma na stołku
sędziowskim. Wzruszam ramionami i zwracam wzrok na scenę. – Następna para,
proszę.
— Chodź, Freed! –
słyszę młodszą Strauss.
— Wybacz panienko,
ale nie – odpowiada jej Justine.
— Odmawiasz mojej
siostrze? – Nawet nie wiem, kiedy Mira zmieniła się w Diablicę. Prawą nogę
ugięła w kolanie i oparła stopę o stół, przy którym siedzimy, a lewą – o
krzesło. Gdyby wzrok mógł zabić, podejrzewam, że Freed miałby zgon na miejscu.
— Ni…ie. Ja
tylko…żartuje. Hihi. – Broni się chłopak.
— To dobrze. –
Starsza Strauss wróciła do normalnej postaci i zajęła swoje miejsce.
— Freed!
Zademonstrujmy im naszą magię! – Proponuje Lisanna i używa Zwierzęcej Duszy
Kota. Wygląda słodko. Co jakiś czas wydaje z siebie odgłos „nya” i wymachuje
dłońmi, jak kot przednimi łapkami. Freed używa swojego Yami no Ecriture:
Absolutny Cień i zmienia się w rycerza. Ach! Jak ja kocham ten jego pióropusz i
resztę zbroi!
— W każdym razie,
Miruś – zabiera głos Lisanna – występujemy, jako para przyjaciół.
— Wiem,
siostrzyczko. – Starsza Strauss rozpływa się w uśmiechach. – Chciałam tylko,
żeby było zabawniej. – Freed jest w szoku po jej słowach i głośno przełyka
ślinę. Wraz z Lisanną kłania się i oboje opuszczają scenę.
— Kto następny? –
pytam, gdyż chcę, by magowie sami wychodzili na podwyższenie.
— Carluś! – Naszym
oczom ukazuje się niebieski kot. – Mam rybkę dla ciebie!
— Oj, kocie. – Na
scenie pojawia się biała kotka. – Dałbyś już spokój. – Po tych słowach krzyżuje
łapki na piersi.
— Filaretko. –
Happy zwraca się do mnie. – Proszę sprawić, by Carla mnie polubiła.
— Nie – odpowiadam
z uśmiechem. Na jego twarzy gości szok i niedowierzanie.
— Ale dlaczego? –
pyta mnie ze łzami w ogromnych oczach.
— Bo wystarczy twój
urok osobisty.
— Naprawdę? –
Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
— Tak. Porwij ją
gdzieś – proponuje, by nieco mu pomóc i puszczam oczko.
— Aye, Sir! –
wykrzykuje i bierze Carlę w łapki.
— Co ty, Happy? –
mówi zdziwiona Exceedka. Kot uaktywnia Aerę i tyle ich było widać.
— Dobra! Następna
para, proszę! – Pojawiają się Ever i Elfman. Mówią coś do siebie podniesionymi
głosami i energicznie wymachują górnymi kończynami. Nic nie rozumiem z potoku
ich słów, ale wyglądają słodko!
— Ach! To miłość! –
Głos zabiera Mira. Dłonie złożyła jak do modlitwy i przypatruje się państwu El
& Ev maślanymi oczami. W momencie kłótnia tej dwójki milknie.
— Wcale nie
jesteśmy zakochani! – Krzyczą Osiłek i Wróżka, jedno przed drugie.
— Ta, jasne! –
Zabieram głos. – A ja jestem święta Ondzia, albo inna Karmelitanka Bosa. – Po moich
słowach, oblewają się pąsem i schodzą cichutko ze sceny. – Ostatnia para,
proszę. – Na scenę raźno wchodzi Natsu. Kilka metrów za nim idzie Lucy. Ma
spuszczoną głowę i wyraźnie jest skrępowana. Jej policzki są zarumienione. Nie
rozumiem tylko, czemu? Przecież znają się jak łyse konie! – Lucy – zwracam się
do dziewczyny. Spogląda na mnie. – Nie bądź taka skromna. Wspólne spanie już
niejednokrotnie zaliczyliście. – Uśmiecham się chytrze, gdy zauważam, że
poczerwieniała jeszcze bardziej. O ile to możliwe.
— CO?! – słyszę w
swoim prawym uchu i przez chwilę jestem pozbawiona zmysłu słuchu po mojej
prawicy. Przecieram palcem kanał słuchowy i rzucam głową na boki. Dobra, mój
zmysł powrócił. Zwracam się w prawo i widzę, jak reszta jury patrzy na mnie
zdziwiona.
— Skąd wiesz? –
Zadaje szeptem pytanie Mistrz.
— Ach! – Mira
zabiera głos. – Ciekawe, jak będą wyglądać wasze dzieci? – Wyobraźnia Miry:
uaktywnienie. Strzeżcie się, biedne duszyczki!
— Miruś, nawet ty
przeciw mnie? – jęczy Lucy, wyraźnie przygnębiona tym faktem.
— Trzeci, nie mówiłeś, że ponownie zostaniesz pradziadkiem! – Stwierdza
Mavis. (Oho! Nie powiedziała Szósty, ani Ósmy. Jest dobrze!)
— Pierwsza, pojęcia
nie miałem! – odpowiada Makarov.
— Ja protestuje! –
krzyczy Lucy.
— Oddalony! –
odkrzykuję.
— Okrutna! – Lucy
popada w czarną rozpacz.
— Luce, głowa do
góry! – Pociesza ją Natsu. – W końcu jesteśmy zespołem!
— Natsu, to konkurs
par!
— No i? – Spogląda
na nią ze zdziwieniem.
— O rany! – Lucy
wznosi ręce do nieba. – Nic.
— Ty, płomyczku, na
serio jesteś idiotą. – Oliwy do ognia dolewa Gray.
— Chcesz się bić,
gwiazdo porno?
— Coś powiedział?
— Nie dość, że
gołodupiec, to jeszcze głuchy!
— Gray–sama! –
krzyczy Juvia, gdy skaczą sobie do gardeł. – Lucy–sama i Natsu–sama to ostatnia
para. Zaraz ogłoszenie wyników!
— Wyniki są męskie!
– wykrzykuje Osiłek.
— Elfman, głąbie,
siedź cicho! – Ever zdziela go wachlarzem po głowie.
— To wszystko? –
pyta zdziwiona Mira. – Nie może być!
— Miruś, gdybyś nie
była w jury, to bym cię z kimś połączyła.
— Co takiego? –
Patrzy na mnie zdziwiona.
— No teraz ja się
bawię w swatkę, jakbyś nie zauważyła. – Uśmiecham się szeroko.
— Ale to moja rola!
– odpowiada z uniesieniem w głosie.
— Nie w tym
opowiadaniu. A teraz werdykt! Musimy się naradzić! – Jury wstaje z miejsc i
znika za drzwiami gabinetu Makarova. Po chwili wraca i zasiada za stołem w
pełnym składzie. Dziadziuś jest poważny. Babcie – Ej! – kontynuuje i nie
zwracam na nią uwagi – opuściła czarna rozpacz, ale patrzy na mnie morderczym
wzrokiem. – Mavis, nie rób takiej miny. Tutaj wszyscy cię widzą. Pamiętaj o
tym. – Po moich słowach rozpływa się w uśmiechach. Cwaniara. Miruś jak zawsze
patrzy na wszystkich z delikatnym uśmiechem na ustach. A ja? Mam radochę, że
jestem z nimi i mam okazję do żartów z mocarnych magów Fairy Tail! Wszyscy
uczestnicy są już na scenie i oczekują na to, co powiem.
— Autorko! – słyszę
głos Natsu. Spoglądam w tamtą stronę. Widzę, jak zwisa z dekoracji
przytwierdzonej do sufitu z podpaloną prawą pięścią. – Czytaj wyniki. Cały aż
płonę!
— Natsu, spalisz mi
włosy! – Heartfilia odsuwa się nieco od chłopaka, gdyż jego „lina” znajduje się
nad jej głową.
— Chodź, Luce!
Walczmy! Napaliłem się! – Zeskakuje na podłogę i zaczyna ją gonić.
— Aaaaaa! – krzyczy
dziewczyna i ucieka przed nim. Mam tego dość, dlatego opuszczam swój sędziowski
stołek i podchodzę do, płonącego jak pochodnia, Dragneela.
— Siad, Natsu! –
Nokautuje go ciosem w brzuch. Ten pada na podłoże z głuchym łoskotem.
— Natsu–san! –
Wendy zrywa się w miejsca, by mu pomóc. Chwytam za kołnierz jej ubrania i
unoszę ją tak, że nóżkami przebiera w powietrzu. Spogląda na mnie ponad
ramieniem.
— Spokojnie, Wendy.
On nie umrze od tego. Wróć, proszę, na miejsce. – Dziewczynka posłusznie
ruszyła w stronę ławki, gdy tylko jej stopy dotknęły podłoża.
— Arigato! – słyszę
z ust Lucy.
— Nie ma za co. –
Uśmiecham się i puszczam do niej oczko. Wracam na miejsce. Z satysfakcją
patrzę, jak nad głową Natsu unosi się duszek i okrąg z gwiazdek.
— Natsu? – Zagaduje
go Lucy. – Wszystko dobrze? – Brak odpowiedzi jest odpowiedzią.
— A teraz wyniki! –
Na dźwięk moich słów, wszyscy wstrzymują oddechy. Nawet Natsu opuścił na chwilę
mistyczny świat zbłąkanych dusz, oprzytomniał i czeka w napięciu. Milczę, by
potrzymać ich w niepewności. Odchrząknęłam. – No to tak. – Zaczynam. – Nie
wybraliśmy najlepszego paringu – słyszę jęki zawodu, ale, niezrażona,
kontynuuje. – Zostawiliśmy to czytelnikom.
— Co? – słysze
pytanie z ust Tytanii. Jej brwi są zmarszczone.
— Erza, nie złość
się, bo zmarszczki się robią – mówię tonem znawcy.
— Co? – Teraz
piszczy przeciągle i dotyka swojej twarzy.
— A najlepsze na
nie jest ciasto truskawkowe! Chcesz? – pytam, znając odpowiedź.
— Tak!
— To spokój!
— To twoja wina! –
Ever strofuje Elfmana.
— Zachowuj się
męsko! – mówi Osiłek. – Jeśli jesteś mężczyzną, poczekasz na werdykt
czytelników! Auć! Za co? – pyta i spogląda na Wróżkę.
— Ach, jakoś tak.
Nadgarstek ćwiczę.
— Ever!
— Nie mów tak do
mnie! – Elfman ponownie zaliczył plaskacza wachlarzem Wróżki.
— I co, mała? –
Redfox znowu zaczyna.
— Nie jestem mała,
Gajeel! – Wścieka się McGarden.
— Ależ jesteś!
— Teraz już nie –
wtrąca Lily, który zwiększył swój rozmiar do tego z Edolas i wziął na ramiona
Levy. Uśmiecham się patrząc na tą scenkę. Brew Gajeela niebezpiecznie drga.
— Lily, czemu to
zrobiłeś? Zostaw ją w tej chwili!
— Oj, oj, ktoś
tutaj jest zazdrosny! – wtrącam swoje trzy grosze.
— Że niby ja? –
krzyczy w moim kierunku i patrzy morderczym wzrokiem. Kiwam twierdząco głową. –
Ja nie mam takich problemów. Auć! – mówi, gdy zalicza glebę, przyciśnięty przez
ogromny napis „Ir♥n”. – Za co? – pyta się sprawczyni.
— Żebyś się
uspokoił.
— Aha. – Odrywa
kawałek napisu, wkłada do ust i przeżuwa. – Smaczne. Gihi.
— Cieszę się.
— Gray–sama! –
Słyszę zawodzenie Juvii. – Zrób coś, żeby nas wybrali!
— Nie lep się do
mnie! – Fullbuster próbuje odczepić ją od swojego ramienia.
— Juvia… – Lucy
chce coś wtrącić.
— Moja rywalka w
miłości! – Oczy Juvii ciskają gromy, gdy patrzy w stronę blondynki. – Juvia
zaraz dopadnie rywalkę!
— Tak, tak! –
wtrąca Natsu. – Bijcie się!
— Juvia… – Teraz
reaguje młodsza Strauss.
— Lisanna–sama też
poluje na Gray–samę? Freed–sama, proszę zająć się tą panią! Rywalką w miłości
numer 2! Gray–sama jest tylko Juvii! – Wodna Kobieta ponownie przytula się do
Maga Lodu.
— Po co się kłócić,
kiedy można się całować? – Alzack i Bisca przystępują do dzieła.
— Całowanie się
jest męskie! – To powiedziawszy, Osiłek dobiera się do Wróżki.
— Co robisz,
idioto? – Wyzywa go Ever.
— Wszystko po
męsku! – wykrzykuje Elfman.
— Pozwól, że ci
zademonstruje. – Ever chwyta przód jego koszulki i przyciąga go do siebie.
— Co, mała? Teraz
my? Gihi. – Redfox mierzy spojrzeniem czerwonych oczu Levy.
— Chyba żartujesz,
Gaje… – Nie dane jest jej dokończenie zdania. Żelazny Smoczy Zabójca chwyta ją
w ramiona i łączy ich usta w pocałunku.
— Lady Lisanno. –
Justine kłania się dziewczynie.
— Sir Freed. – Ona
dyga przed nim z gracją. – Wystarczy w policzek?
— Naturalnie, panno
Strauss.
— Charluś! My też!
My też! – krzyczy podekscytowany Happy. Nawet nie wiem, kiedy pojawili się
ponownie. Magia, ot co!!! To w końcu Fairy Tail.
— Żartujesz? Ileż
można! – Po jej słowach w gildii zapada grobowa cisza. Wszystkich dosłownie
zatkało. Każdy patrzy na dwójkę Exceedów ze zdziwieniem i zbiera szczękę z
podłogi. Nie wyłączając mnie. – Co się gapicie? Wróciliśmy przecież z randki.
Ale co tam. Chodź, kocurze.
— Aye, Sir! Już
lecę, Charluś!
— Gray–sama! My
też! My też! – Juvia biegnie za Magiem Lodu.
— Zostaw mnie! –
Fullbuster ucieka przed nią i kryje się za plecami Lucy.
— Moja rywalka w
miłości! – Syczy Lockser i patrzy z nienawiścią na Heartfilię.
— Juvia, to nie
tak! Nic z tych rzeczy! – Broni się dziewczyna.
— Gołodupcu! Zostaw
moją nakama! – drze się Natsu.
— A co mi zrobisz?
– Gray przedrzeźnia go. – Chcesz się bić, żygaczu płomieni?
— Jak zawsze,
striptizerze!
— A Juvia chce się
całować z Gray–samą! – Po tych słowach dziewczyna zalewa się łzami i siada na
środku sceny.
— Yare, yare!
Spokojnie Juvia. Może Filaretka coś wymyśli – mówi Mira.
— Moja rywalka w
miłości! – W Lockser ponownie wstępuje duch bojowy. W jej oczach tli się żądza
mordu, skierowana przeciw Lucy. Będą się pruć! Sasasasa!
— Lucy, uważaj! –
krzyczy Erza, która w jednym z kątów gildii całowała Jellala.
— Co? – Dziewczyna
nie zdążyła zareagować i zaliczyła twarde spotkanie z podłogą. Powoli uchyliła
powieki. Spostrzegła szmaragdowe oczy Natsu, który przygniótł ją swoim ciałem.
Ich nosy praktycznie się stykają. Lucy pąsowieje po cebulki włosów.
— No, płomyczku,
pokaż, na co cię stać! – wykrzykuje Gray, przygnieciony do ściany przez Juvię,
która skorzystała z zamieszania i dobrała się do niego.
— Zaraz ci
udowodnię! – odkrzykuje Natsu, gotowy do walki. Ma zamiar się podnieść, ale
Lucy trzyma przód jego kamizelki. – Co ty, Luce?
— Po prostu mnie
pocałuj, a później leć – mówi, uroczo zarumieniona dziewczyna.
— Całowanie się
jest męskie! – krzyczy Elfman, który ten proceder ma już za sobą.
— Natsu! Natsu!
Natsu! – Wszyscy wstali z miejsc i skandują jego imię. Naturalnie ja i reszta
jury także!
— Dobra! –
Salamander zwraca się do Lucy. – Nie wygląda jakby bolało. Ale musimy wstać.
Czuję się dziwnie, leżąc na tobie. – Po tych słowach, spiekł raka. Gdy chce się
podnieść, napotyka opór.
— Nie – szepcze
dziewczyna. – Całuj. – Przyciąga go do siebie delikatnie. Patrzą sobie głęboko
w oczy. Ich usta łączą się w długim, słodkim pocałunku. A…
—
STOP!!!!!!!!!!!!!! – słyszę darcie Lucy i obraz sprzed chwili ulatuje z mojej
wyobraźni. – Nie słuchajcie jej! To jest jej fatamorgana! – Heartfilia patrzy
na mnie ze złością. Z jej uszu unosi się biały dym, jak po udanym konklawe.
Prawą dłoń ma zaciśniętą w pięść, a lewą wyciągnęła w przód i wskazuje na mnie
palcem, który temu zawdzięcza swą zacną nazwę. Sylwetkę ma prostą, jak kij od
szczotki. O dziwo, dała radę zrzucić z siebie Natsu, który już bije się z
Grayem, i wytknąć mi moją fantazję.
— No dobra,
przyznaję się. Zostałam przyłapana. Tak na serio, to Lucy broniła się nogami i
rękami. Miałam wrażenie, że oglądam zapasy sumo.
— Ej! – Znowu Lucy.
– Nie mam predyspozycji do tego miana!
— Jasne, a świstak
siedzi i zawija je w te sreberka. – Humor wyraźnie mi dopisuje.
— Okrutna! – Magini
Gwiezdnej Energii jest wyraźnie obombana.
— To moje drugie
imię – odpowiadam z uśmiechem. Lucy popada w czarną rozpacz. Ukazuje się jej
podświadomość w postaci Aniołka i Diabełka. Pan Aureolka, a raczej Pani,
próbuje pocieszać swoją właścicielkę, natomiast Pani Ogoniasta śmieje się w
najlepsze i nazywa ją „cykorem”. Dziewczyna wybucha płaczem, a jej
„psiapsiółki” znikają, pozostawiając po sobie złocisto–czerwony pył.
Postanawiam wykorzystać tą sytuację i pstrykam palcami. Pojawia się śliczny,
malutki chłopczyk w białych majtasach i z blond loczkami. Ma wielkie, okrągłe,
niebieskie oczęta. Mam wrażenie, że widzę w nich morze. Na pleckach ma kołczan
wypełniony strzałami, a w malutkiej piąstce ściska łuk. Pod łopatkami ma
śliczne, złote skrzydełka, którymi zawzięcie macha, by utrzymać się w powietrzu.
Wszyscy zamierają. Nawet Natsu przestaje bić się z Grayem. Zgina się wpół i
śmieje do rozpuku.
— Hahahahaha!!! Nie
mogę!!! Hahahaha!!! Facet w pampersie!!! – Śmieje się w najlepsze. Niestety,
tylko on. – Dzieciak!!!
— Zaraz ci
udowodnię, że jestem prawdziwym mężczyzną!!! – Amorek odzywa się cieniutkim
głosikiem à la Alvin z Wiewiórek, na co wszyscy, łącznie ze mną, wybuchają
głośnym śmiechem. Pampers marszczy gniewnie brwi, chwyta w wolną dłoń strzałę,
naciąga cięciwę łuku i mierzy. Padło na Lucynkę. Dziewczyna, widząc, co planuje
Bezportas, poczyna uciekać.
— Nie ma mowy!!! –
wykrzykuje, biegając dookoła sceny z uniesionymi rękami. Wygląda jak
uciekinierka szpitala psychiatrycznego. Brakuje tylko kaftana bezpieczeństwa. –
Idź sobie być Amorkiem gdzie indziej!!! – Jury patrzy po sobie. Na ustach
każdego jurora gości szczery uśmiech. Mój jest, oczywiście, najszerszy.
— A mówią, że Natsu
to napaleniec – rzecze z zamyśleniem Mistrz, pocierając brodę.
— Nie ma co,
dobrali się jak w korcu maku – stwierdza Mavis i przywdziewa na usta jeszcze
słodszy uśmiech.
— Ja z nikim się
nie dobrałam!!! – Panna Heartfilia krzyczy tak głośno, że chyba w samym
Crocusie ją słychać. Amorek niestrudzenie podąża za nią.
Natsu stoi na scenie, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i próbuje
ogarnąć wzrokiem i umysłem (!) sytuację, marszcząc przy tym zabawnie brwi.
— Lucy! Co jest? –
pyta, wodząc za nią spojrzeniem. – Przestań biegać!
— Nie mogę, bo mnie
dopadnie! – krzyczy kandydatka na „Wariatkę Roku”.
— Kto? – Salamander
marszczy brwi i myśli (chyba nie w tym wcieleniu :).
— Kupidyn!
— Dawać go! – Nasz
Ognisty Chłopak podpala dłonie i uśmiecha się szeroko, gotowy do batalii. –
Skopie mu tyłek! Ale się napaliłem!
— Widzisz go? –
Lucy nieopatrznie się zatrzymuje.
— Przecież
wyśmiałem jego wdzianko. – Chłopak rozpędza się i goni Amorka. Ten, uniósł się
wyżej, przymknął prawe oko i wypuścił strzałę w stronę Lucy. Cudem uskoczyła.
Pocisk odbił się od podłoża, trafił w ścianę, sufit, wytrącił Wakabie fajkę z
ust i trafił Macao w serce.
— Ech! Na niego to
nie zadziała. – Machnął dłonią Max.
Conbolt chwycił się za pierś, przymknął oczy i odetchnął głęboko.
Uniósł powieki, a jego tęczówki przybrały kształt pulsujących, różowych serc.
Spojrzał na prawo.
— Dobrze się
czujesz? – spytał siedzący tam Wakaba. Ponownie trzymał między wargami
narzędzie swojego, zgubnego w skutkach, nałogu. Macao, zamiast odpowiedzieć,
rzucił się na niego i począł tulić się doń, jak dziecko.
— Kocham cię! –
krzyknął. Przerażony Mag Dymu, wyrwał się z jego uścisku i począł biegać po
całej gildii, biorąc przykład z Lucy. Eros, nadąsany, że zamiast ładnej
blondynki udało mu się trafić starego pryka, zniknął, pozostawiając po sobie
srebrno–złotą mgiełkę. Macao w tym czasie w podskokach gonił „miłość swego
życia”, jak sam nazwał Wakabę. Wszyscy magowie śmiali się do rozpuku. No, może
poza Romeo. Ten spiekł raka i opuścił głowę, wpatrując się w swoje sznurówki.
Natsu i Gray rozpoczęli kolejną bitwę, bo było nudno. Ileż można patrzeć, jak
dwaj starsi panowie gonią się, niczym chorzy psychicznie ludzie? No właśnie.
Mam podobne zdanie.
— Natsu! –
Zawołany, spojrzał na mnie, przerywając batalię. – Pokaż, że masz jaja! Bierz
się za nią! – Wskazuję na ciężko dyszącą Lucy. Ugięła nogi w kolanach, na nich
oparła dłonie i opuściła głowę. Oddychała głęboko. Słysząc moje słowa, uniosła
wzrok i spojrzała na Dragneela.
— Cały aż płonę! –
Chłopak pozostawił w spokoju Maga Lodu, do którego od razu podbiegła Juvia, by
następnie go napastować.
— Natsu! Bądź
mężczyzną! – wydziera się Osiłek, który oderwał się na chwilę od Wróżki. Ta na
powrót usadziła go na miejscu i złączyła ich wargi. Czuję się, jakby były
Walentynki. Wy też?
— Luce! – wydziera
się Natsu i pędzi w stronę dziewczyny. Ta odwraca się przodem do niego i
zalicza ponownie glebę, przygnieciona jego umięśnionym ciałem (chciałabym być
na jej miejscu, ech).
— Natsu, co ty? –
Lucy próbuje się podnieść.
— Pamiętaj, że
jesteś silniejszy od niej – mówię, wstając z miejsca i klaszcząc zawzięcie w
dłonie. Reszta jury i widzowie dołączają do mnie. Pan „Men” rozpyla perfumę
miłości, wprowadzając nas w romantyczny nastrój.
— Święta racja. –
Uśmiecha się krzywo, chwyta nadgarstki Lucy i unieruchamia jej ręce nad głową.
Powoli przybliża swoją twarz do jej. Jego usta zdobi szeroki uśmiech, ukazujący
białe kły.
— Natsu – słychać
szept Lucy. Jej serce przyśpieszyło wygrywanie swojej, zwyczajowo spokojnej,
melodii.
— Ci… – szepcze
uspokajająco Salamander i łączy ich wargi. Dziewczyna poczęła się wyrywać, ale
gdy Natsu pogłębił pocałunek, przestała. Uwolnił jej nadgarstki, a ona
zarzuciła mu ręce na szyję. Chłopak objął ja w talii. Wywołali tym falę gwizdów
i braw wśród członków gildii. Jak na mój gust, mogliby już skończyć, ale chyba
jest im zbyt przyjemnie. A co tam! Niech się całują tak długo, jak mają chęć! W
końcu to przeznaczenie! Spoglądam na moje prawo. Widzę, że Mira i Mavis
ocierają kąciki oczu z łez i patrzą ze szczerym uwielbieniem na całujących się
magów. Patrzę dalej. Makarov uśmiecha się szeroko i szepcze: „Ach! Młodość, ot
co!”. A ja? Szczerzę się jak głupia do sera, gdyż zrobiłam to, co Mashima już
dawno powinien. I na tym zakończę me opowiadanie. A wybór najlepszego paringu
zostawiam Wam, Moi Drodzy Czytelnicy, mając nadzieję, że chociaż odrobinkę się
podobało. Do następnego!
ZAPRASZAM DO GŁOSOWANIA
PRZYPOMNIENIE!!!!
Na Detektywie i na Nowym Życiu są nowe rozdziały.
Najprawdopodobniej nie będzie rozdziału w przyszłym tygodniu na żadnym blogu ze względu na niezadowalającą ilość osób, które komentowały :(
KOMENTUJ! BO KOMENTARZ TO CUD! NIE MASZ CZASU,
CHĘCI… TRUDNO (W KĄCIE PŁACZĘ) NAPISZ KRÓTKO, ALE NAPISZ COKOLWIEK. KAŻDA
UWAGA, KAŻDE MIŁE LUB ZŁE SŁÓWKO MOŻE PRZESĄDZIĆ O TYM, JAK BĘDZIE MI SIĘ PISAĆ
KOLEJNY ROZDZIAŁ!!!
PRZYDATNE
LINKI:
Chcesz sobie pościągać muzykę, anime, filmy, mangi,
dramy ?
Chcesz mnie znaleźć na facebooku ?
Chcesz poczytać inne moje blogi ?
O niedługo rozpoczętym szkolnym blogu prawie
normalnym ? http://paranormalactivityclub-nalu.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś, przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że ktoś coś napisał :)